- Nie mamy podstaw, by podejrzewać, że na terenie ogrodu zoologicznego doszło do jakichś zaniedbań - przekazała w środę rzeczniczka ratusza Ewa Rogala. Wcześniej sensacyjne doniesienia fundacji Animal Rescue zdementowały także sanepid i samo zoo.
Aktywiści pojawili się w warszawskim zoo w weekend, a w poniedziałek nagłośnili sprawę. Mówili o nielegalnym wysypisku, na które trafiać miały martwe zwierzęta i odpady pochodzenia zwierzęcego. Wszystko na terenie ogrodu zoologicznego. Na stronie fundacji i w jej mediach społecznościowych pojawiło się kilkadziesiąt zdjęć, które miały potwierdzać ten stan rzeczy.
"Nie ma podstaw do podejrzeń"
Po zgłoszeniu sprawy na policję, w zoo pojawiła się inspekcja weterynaryjna i sanepid. W środę ratusz poinformował, że w interwencji uczestniczył też przedstawiciel Biura Ochrony Środowiska. - Zapewniam, że miasto zawsze sprawdza wszystkie zgłoszenia o możliwych nieprawidłowościach w podległych podmiotach i tak też było w tym przypadku - powiedziała nam Ewa Rogala, rzeczniczka ratusza.
Urzędniczka poinformowała o wynikach kontroli przeprowadzonej przez inspekcję weterynaryjną. Jej celem było między innymi sprawdzenie, w jaki sposób zoo gospodaruje odpadami, które - zdaniem aktywistów - trafiały na hałdę na tyłach ogrodu.
- W trakcie kontroli stwierdzono, że Miejski Ogród Zoologiczny posiada umowę na odbiór i transport odpadów weterynaryjnych, każdy odbiór jest potwierdzany właściwym dokumentem handlowym. Potwierdzono, że ostatni odbiór miał miejsce 25 lipca 2019 roku - zaznaczyła Rogala.
Przedstawiciel inspekcji sprawdził też, jakimi produktami pochodzenia zwierzęcego karmione są zwierzęta, sposób przechowywania tych materiałów i przygotowania ich w posiłkach. Rogala zapewniła, że każda z tych kontroli wypadła pozytywnie. - W odpowiedni sposób odbywa się także mycie i dezynfekcja pomieszczeń kuchennych, wszystko przebiega zgodnie z ustalonym harmonogramem, podobnie jak rozwożenie posiłków - dodaje.
- Nie mamy podstaw, by podejrzewać, że na terenie ogrodu zoologicznego doszło do jakichś zaniedbań - podsumowała rzeczniczka.
Do podobnych wniosków doszli w poniedziałek przedstawiciele Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie. - Skontrolowany teren utrzymany był w czystości i nie budził zastrzeżeń, nie zaobserwowano szczątków zwierząt ani padliny. Nie był wyczuwalny nieprzyjemny zapach padliny, ani zagniwania - opisywała Joanna Narożniak, rzeczniczka Mazowieckiej Inspekcji Sanitarnej.
Policja zbiera zeznania
Pozytywne wyniki kontroli nie oznaczają jednak końca sprawy. Nadal zajmuje się nią policja. Zbierane są między innymi zeznania świadków.
- We wtorek przesłuchany został przedstawiciel fundacji Animal Rescue Polska. W planach są kolejne przesłuchania - podkreśliła Agata Halicka z północnopraskiej policji. Zastrzegła też, że działania policji mają na tym etapie charakter sprawdzający. - Podczas poniedziałkowych oględzin policjanci zabezpieczyli fragmenty kości. Na podstawie zebranych materiałów prokurator zadecyduje o ewentualnym wszczęciu postępowania i kierunku, w jakim będzie prowadzone - dodała.
Pojedyncze fragmenty kości (niektóre wyglądały na bardzo stare) rozrzucone na ziemi uwiecznił także reporter "Uwagi!" TVN.
Przedstawiciele Animal Rescue Polska nie wykluczają, że będą zawiadamiać służby o podejrzeniu kolejnych uchybień. - Po poniedziałkowej akcji skontaktowało się z nami kilkanaście osób, które twierdzą, że w warszawskim zoo dochodzi do wielu innych nieprawidłowości. Będziemy weryfikować te zgłoszenia - powiedział nam we wtorek Dawid Fabjański.
Gdzie zrobiono zdjęcia?
Jak relacjonował w poniedziałek, doniesienia anonimowego informatora zostały potwierdzone przez wolontariuszy fundacji. - W hałdzie odpadów znaleźliśmy kości dużych zwierząt czy wylinki węży - wyliczał. Na stronie fundacji i w mediach społecznościowych pojawiły się fotografie przedstawiające fragmenty kości i szczątki przypominające odpady zwierzęce. W rogu niektórych pojawiła się też mapa mająca dowodzić lokalizacji ich odnalezienia.
Warszawskie zoo podważyło autentyczność tych materiałów. W wydanym oświadczeniu przedstawiciele ogrodu pisali: "Zdjęcia przekazane dzisiaj (w poniedziałek - red.) mediom przez aktywistów pokazują szczątki, których u nas nie znaleziono ani przez policję, ani powiatowego lekarza weterynarii".
- Fotografie są autentyczne. Każde zdjęcie zostało otagowane (chodzi o lokalizację - red.) automatycznie przez aplikację, z której zawsze korzystamy. Dane lokalizacyjne zostają nanoszone w momencie zrobienia zdjęcia. Nie można tego podważyć - stwierdził Fabjański. I deklaruje, że nie obawia się weryfikacji wiarygodności tych zdjęć przez biegłego, jeśli prokuratura zdecydowałaby się na taki krok. Jego zdaniem przed poniedziałkową interwencją pracownicy zoo posprzątali teren. - Część odpadów zwierzęcych z hałdy została przerzucona do lasu obok - twierdzi.
Szczątki odkryte w warszawskim zoo
kk/b