Czwartek, 20 maja Zawsze robi się za mało, by zabezpieczyć kraj przed powodzią - ocenił w "Rozmowie Rymanowskiego" b. premier i b. szef MSWiA Leszek Miller. Zaznaczył, że podobnie jak w 1997 roku powódź może mieć daleko idące konsekwencje polityczne.
Nawiązał tym samym do wypowiedzi ówczesnego premiera Włodzimierza Cimoszewicza, który mówił przed 13 laty powodzianom, że powinni się oni ubezpieczyć. Zwrócił uwagę, że za nawiązanie do tej niezręczności można uznać stwierdzenie Bronisława Komorowskiego, że woda ma to do siebie, że spływa.
Jego zdaniem nie to stwierdzenie nie będzie miało wielkiego wpływu na wynik wyborów, ale "tutaj jeszcze może się coś zdarzyć: może premier coś powiedzieć, jego jakiś jego minister może coś powiedzieć i to wejdzie do krwiobiegu i wróci ciężkim kamieniem".
Zaznaczył, że najtrudniejszą sytuację ma ekipa rządząca, szczególnie, jeśli opozycja chce wykorzystać powódź do celów politycznych. Ocenił jednak, że dziś opozycja zachowuje wstrzemięźliwość, jeśli chodzi o krytykowanie rządu.
Jego zdaniem może to mieć związek z faktem, że od 1997 roku wszystkie ekipy już rządziły i posmakowały, jak trudna jest walka z takim zagrożeniem. - Dobrze jest w państwie, jeśli wszystkie główne siły w państwie mają za sobą okres rządzenia i przebywanie w opozycji – stwierdził Miller. Jego zdaniem sprzyja to zmniejszeniu demagogii.
- Udział we władzy jest szalenie edukacyjny, Tak samo zresztą, jak w opozycji - podsumował.
Właściwa ocena
Gość "Rozmowy Rymanowskiego" podkreślił też, że obecny rząd ma znacznie lepszą sytuację prawną, jeśli chodzi o walkę z powodzią niż to miało miejsce w 1997 roku. W 2002 roku przyjęto ustawę o stanie klęski żywiołowej i "ta ustawa porządkuje wszystkie sprawy, które wtedy nie były prawnie uporządkowane".
Zdaniem Millera premier Donald Tusk podjął słuszną decyzję nie ogłaszając stanu klęski żywiołowej. - Dzisiaj jeszcze nie wiemy, jak sytuacja będzie przebiegać i premier ponosi odpowiedzialność zarówno za te decyzje, które podjął, ale także za te, których nie podjął. Mnie się wydaje, że jak dotąd jego ocena jest właściwa - powiedział.
Według byłego premiera, ogłoszenie stanu klęski żywiołowej dziś byłoby przedwczesne, a sytuacja na razie "nie jest tak tragiczna".
Zwrócił też uwagę na komplikację polityczne związane z ogłoszeniem stanu klęski - przeniesienie na jesień daty wyborów. Według niego ten przedłużający się "stan tymczasowości" mogłoby wpłynąć niekorzystnie na usuwanie skutków powodzi.
"Zawsze jest robione za mało"
Miller zaznaczył, że ws. zabezpieczenia powodziowego "zawsze jest robione za mało". Jeśli np. dzięki programowi Odra 2006 wyremontowano 150 km, to można zapytać, czemu nie 200.
- Niemniej jednak wyobrażam sobie, że gdyby przez te lata nie podjęto żadnych działań, to dzisiaj sytuacja byłaby o wiele trudniejsza - podkreślał. - Można powiedzieć, że ileś gospodarstw rolnych, ileś miasteczek, miast, nie ucierpiało tak, jak mogłoby ucierpieć - dodał.