W Sejmie politycy komentują wyborczy rezultat po głosowaniu w Rzeszowie. - To powinno dać nam wszystkim do myślenia, że nie jest dobrze - powiedział Jan Strzeżek z Porozumienia. - Podzielona prawica po prostu przegrywa i to nie przegrywa o punkt procentowy czy dwa, tylko kończymy zabawę w pierwszej turze - dodał. Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz zauważył, że podzielenie obozu rządzącego w sprawie kandydatów na prezydenta im "nie służy". Szef klubu KO Cezary Tomczyk ocenił, że ten wynik wyborów to "gigantyczny, bardzo ważny symbol na przyszłe miesiące i lata".
Przedterminowe wybory prezydenckie w Rzeszowie wygrał w pierwszej turze wspólny kandydat opozycji. Konrad Fijołek zdobył 56,51 proc. głosów. Popierana przez PiS Ewa Leniart zdobyła 23,63 proc. głosów, popierany przez Solidarną Polskę i Porozumienie Marcin Warchoł - 10,72 proc., a kandydat Konfederacji Grzegorz Braun - 9,15 proc.
Wyborcze rezultaty w stolicy Podkarpacia komentowali parlamentarzyści w Sejmie.
Strzeżek: żółta, jak nie pomarańczowa kartka
Na konferencji głos w tej sprawie zabrał wicerzecznik Porozumienia Jan Strzeżek. - Mam wrażenie, że to powinno być dla wszystkich jasne, co się dzieje, gdy prawica jest podzielona. Podzielona prawica po prostu przegrywa i to nie przegrywa o punkt procentowy czy dwa, tylko kończymy zabawę w pierwszej turze - zaznaczył.
- To powinno dać nam wszystkim do myślenia, że nie jest dobrze i jeśli dalej będziemy zajmować się sprawami personalnymi i tym, żeby czyjeś ego było zadowolone, to po prostu dalej to nie pojedzie i będziemy przegrywać konsekwentnie wszystkie wybory, a dotąd, od siedmiu lat, wygrywaliśmy - zauważył.
Według Strzeżka "to alarm, że nie tylko sam obóz polityczny powinien się wziąć w garść i do pracy". - To także przede wszystkim mocna, jak nie żółta, to nawet pomarańczowa kartka od Polaków, że "jeśli dalej będziecie zajmować się sobą, to nie będzie kwestia, czy jedna z trzech partii uzyska dobry wynik, ale wszyscy będziemy mieli złe wyniki". - I po prostu Polacy wybiorą inną alternatywę do rządzenia Polską - dodał.
Sytuacja w Rzeszowie "jest trudniejsza niż PiS-owi się wydawało"
Nastroje wokół rzeszowskich wyborów studził natomiast szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz. - Na spokojnie wyciągnijmy wnioski - mówił. Przypomniał, że podczas wyborów samorządowych w 2018 roku wspólni kandydaci opozycji wygrywali. Wymienił tu jako przykład krakowskiego prezydenta Jacka Majchrowskiego. - To się później nie przekładało na wyniki kolejnych wyborów do europarlamentu czy parlamentu - zauważył.
Dodał, że wybory samorządowe można według niego porównywać do wyborów w Senacie. - Tam jest jedna osoba, jeden kandydat, podobna zasada jednomandatowego okręgu wyborczego - tłumaczył.
Kosiniak-Kamysz ocenił, że wystawienie dwóch różnych kandydatów "nie służy" stronie rządowej. - To pokazuje, że sytuacja na Podkarpaciu, w stolicy bastionu PiS-u, jest trudniejsza, niż PiS-owi się wydawało - skomentował.
Tomczyk: bardzo ważny symbol
Przewodniczący klubu Koalicji Obywatelskiej Cezary Tomczyk, oceniając wybory w Rzeszowie, powiedział, że to "gigantyczny, bardzo ważny symbol na całe przyszłe miesiące i lata". - Z jednej strony mamy zjednoczoną opozycję i kandydata, który wykonał ogromną pracę, z drugiej strony mamy podzieloną Zjednoczoną Prawicę. I to w taki sposób powinniśmy wygrywać, w taki sposób, żeby się łączyć - zauważył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24