Uwagę strażników miejskich, patrolujących w sylwestrowe przedpołudnie ulicę Brzozową, zwrócił samochód z pracującym silnikiem. Był otwarty i stał na skraju jezdni, a w środku nikogo nie było. Tak przynajmniej sądzili. Kiedy podeszli bliżej, okazało się że w aucie bawi się dziecko.
"Około siedmioletni chłopiec został sam w samochodzie, który nie dość, że zaparkowany był na spadzistej ulicy, to w każdej chwili mógł ktoś nim odjechać. Białe auto nie było zamknięte" - opisała straż miejska.
Ojciec dziecka poszedł do pracy
Strażnicy otworzyli drzwi od strony kierowcy, wyłączyli silnik i rozpoczęli rozmowę z chłopcem. "Nieco przestraszony malec powiedział, że parę minut wcześniej jego tata z bratem udali się do pracy" - przekazali.
ZOBACZ TAKŻE: Na chwilę stracili go z oczu, trzylatek zgubił się na Starówce.
Strażnicy poczekali jeszcze chwilę, uspokajając zaniepokojonego chłopca. Jego ojciec jednak nie wracał, więc o sytuacji dziecka pozostawionego bez opieki zawiadomili policję.
Jak podali funkcjonariusze, dopiero po około godzinie do samochodu wrócił kierowca. Poniósł on konsekwencje zarówno w związku z niestosowaniem się do przepisów prawa o ruchu drogowym jak i pozostawieniem dziecka bez opieki.
Strażnicy miejscy przypominają, że w czasie postoju kierowca jest zobowiązany wyłączyć silnik i zabezpieczyć pojazd przed uruchomieniem go przez osoby niepowołane. "Takie wykroczenie zagrożone jest mandatem w wysokości do trzech tysięcy złotych, bo konsekwencje zaniechania ostrożności mogą być tragiczne" - zaznaczyli.
Autorka/Autor: mg/gp
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Straż Miejska Warszawa