Mateusz T., syn prokuratorów z Częstochowy, został skazany na dwa lata więzienia za włamanie się do sąsiada i pobicie go z użyciem toporka. Pokrzywdzony doznał wielu obrażeń, między innymi wstrząśnienia mózgu i złamania żebra. Napastnikowi towarzyszył Adam C., ówczesny prezes jednego z klubów piłkarskich, który został skazany na rok i 10 miesięcy pozbawienia wolności. Obaj od wyroku się odwołali, sąd apelacyjny podtrzymał jednak rozstrzygnięcie z pierwszej instancji.
- Sąd okręgowy podtrzymał w całości wyrok sądu rejonowego dla Mateusza T. i Adama C. Uznał, że wyrok sądu pierwszej instancji był prawidłowy co do brzmienia i kary - mówi Dominik Bogacz, rzecznik Sądu Okręgowego w Częstochowie.
Oznacza to, że Mateusz T. spędzi w więzieniu dwa lata, a jego kolega Adam C. - rok i 10 miesięcy. Wyrok jest prawomocny.
Wedle sądu, obaj napadli na sąsiada w bloku, pana Adama, za to, że ten wezwał do nich policję, gdy w nocy zakłócali ciszę. C. był wtedy prezesem klubu piłkarskiego. Rodzice T. są prokuratorami w Częstochowie.
Poprosił o ściszenie muzyki, gdy to nie pomogło, wezwał policję
Do napaści doszło w nocy z 26 na 27 sierpnia 2017 roku w budynku przy ulicy Michałowskiego w Częstochowie. T. i C. imprezowali w mieszkaniu w bloku. Pan Adam, który mieszkał nad nimi z żoną, prosił mężczyzn o ściszenie muzyki. Gdy nie odniosło to skutku, wezwał policję. Za to miał zostać napadnięty i pobity we własnym mieszkaniu przez skazanych.
Ci nie zaprzeczali, że włamali się do mieszkania. T. przyznał, że bił i kopał sąsiada, ale nie toporkiem. Twierdził, że wziął to narzędzie i wyrzucił w krzaki.
Po napadzie pan Adam wyprowadził się z mieszkania na Michałowskiego i już nigdy tam nie wrócił. Jego małżeństwo się rozpadło.
Na pierwszej rozprawie zgodził się na mediację, która jednak nie doszła do skutku.
Bestialskie, ale nie chuligańskie
Sędzia Anna Stasiak, która orzekała w pierwszej instancji, mówiła w uzasadnieniu, że "nawet na nagraniu widać, że [oskarżeni] chcieli dostać się do mieszkania Sz. każdym sposobem". Chodzi o filmiki, które w trakcie włamania zarejestrował telefonem Sz.
- Zdaniem sądu nie udało się ustalić ponad wszelką wątpliwość, kto był pomysłodawcą, ale nie ulega wątpliwości, że cel był wspólny - mówiła sędzia. - Celem było danie nauczki pokrzywdzonemu.
Przestępstwo, jak mówiła sędzia Stasiak, miało charakter chuligański, bo skazani dopuścili się kilku czynów (włamanie, pobicie, groźby), działali publicznie (w klatce schodowej) i swoim zachowaniem wykazali się "rażącym lekceważenie dla porządku prawnego". - Znamienne w tej sprawie jest to, że po zdarzeniu polegającym na zwróceniu uwagi, żeby nie przeszkadzać w spoczynku - bo to było po 22 - doszło do tak brutalnego zachowania sprawców - podkreśliła. - Nie było powodu, żeby to miało miejsce - dodała. - Osobie przeciętnej trudno wyobrazić sobie takie zdarzenie.
Znowu przywołała nagrania telefoniczne, które wskazują, że było to "brutalne i bezwzględne". - Osobę pokrzywdzoną chciano przedstawić jako prowokatora. Ktoś, kto potrzebował tylko spoczynku, został niemal zakatowany przez osoby, które z nieznanych sądowi przyczyn zachowywały się w sposób bezkarny.
"Zniszczyli życie kilku osób"
- Jego rola w tym zdarzeniu była wiodąca - mówiła sędzia o synu prokuratorów. - On był bardziej agresywny, zadawał silne uderzenia, stosował agresję słowną. Pokrzywdzony doznał poważnych rozległych obrażeń ciała i nie miał praktycznie żadnej możliwości obrony. Oskarżony po zdarzeniu nie zrobił nic, po prostu zostawił pokrzywdzonego i odszedł.
Poruszyła temat toporka. - Z zeznań pokrzywdzonego wynika, że wybierali się w góry i miał go używać w górach. Gdyby nie było silikonowej nakładki, to pokrzywdzony mógłby umrzeć albo doznać jeszcze poważniejszych obrażeń. Przeżywa traumę do dnia dzisiejszego - dodała sędzia Stasiak.
- Należy podkreślić, że były to działanie bestialskie, okrutne, barbarzyńskie, pod wpływem alkoholu. Takie zachowania wymagają napiętnowania tak, aby osoby pokrzywdzone nie czuły się z góry skazane na przegraną. Tak nie jest w państwie prawa i państwie praworządnym - podsumowała.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne