Sportretował najbardziej znane gwiazdy naszych czasów. Stworzył erę idealnych supermodelek z lat 90. To on rozebrał najpiękniejsze na świecie kobiety. Ale żadna z nich na jego zdjęciach nie jest wulgarna, wręcz przeciwnie: są naturalne, tajemnicze i prawdziwe. - Jest coś, co sprawia, że kobieta jest ciekawa, coś poza młodością, poza wiekiem. I mam zamiar dowiedzieć się, co to jest. Zanim umrę - śmieje się 70-letni Peter Lindbergh, który wydał właśnie album ze swoimi najlepszymi fotografiami kobiet z ostatniej dekady.
- Wszystko, co robisz, powinno mieć znaczenie. Wydaje się, że wielu znanych dziś fotografów nie myśli i nie czuje żadnej odpowiedzialności za cokolwiek. Robią zdjęcia wyprane z głębi, modelki na ich fotografiach są bez zmarszczek, wieku i osobowości. To wszystko tak naprawdę jest nudne - wyznaje Peter Lindbergh magazynowi "WWD".
Wie, co mówi. Fotografuje kobiety od ponad 40 lat, a jego praca jest dziś synonimem czułości, z którą traktuje bohaterki swoich zdjęć. Jako pierwszy w branży nie postrzegał ich jak wieszaki na ubrania, ale próbował uchwycić w kadrze ich piękno z całym życiem wewnętrznym i tajemnicą, docierać pod powierzchnię. Dlatego w jego zdjęciach uderza szczerość.
- Podczas sesji rodzi się rodzaj uczucia między fotografem i jego modelką. I może to brzmieć dziwnie, ale potem rodzi się takie porozumienie, że ona daje fotografowi więcej, niż może dać innym ludziom. Lubię tę uczciwość, ten moment podczas sesji, sposób, w jaki na mnie kobieta patrzy i sposób, w jaki ja patrzę na nią. To dawanie i branie robi dobre zdjęcie - opowiada fotograf.
I dodaje z uśmiechem: - Minęło 40 lat, zanim to zrozumiałem.
"Kobiety wolne od terroru młodości i doskonałości"
Swoją pozycję zbudował, pomagając zdefiniować erę supermodelek lat 90. - nieprawdopodobnie pięknych i seksownych dziewczyn, które fascynują i o których można tylko pomarzyć. Takich jak idealne i niedostępne Cindy Crawford, Linda Evangelista, Christy Turlington, Tatjana Patitz i Naomi Campbell. To on zrobił z nich gwiazdy.
Ale dziś stawia na naturalne i eleganckie piękno aktorek, takich jak Kate Winslet, Jessica Chastain, Charlotte Rampling, Julianne Moore, Cate Blanchett, Milla Jovovich, Uma Thurman i Tilda Swinton, oraz nową generację modelek, które nie są nieskazitelne - to m.in. Karen Elson, Mariacarla Boscono, Kate Moss, Natalia Vodianova, Lara Stone czy Cara Delevigne.
W ostatnim dziesięcioleciu bardziej interesuje go ponadczasowość, by zdjęcia żyły także poza czasopismami, dla których powstają.
- Fotografia mody powinna mówić coś o czasach, w których żyjesz, lub o tym, jakie kobiety lubisz. Najciekawsze jest nie to, co modelki mają na sobie, ale to, kim są. Jeśli uznać, że fotografowie są odpowiedzialni za tworzenie obrazu kobiet w społeczeństwie, to jest tylko jedna droga: pokazywanie ich jako silnych i niezależnych osób, wolnych od terroru młodości i doskonałości - tłumaczy swoją misję magazynowi "Interview".
W wywiadzie dla "Vogue'a" jest bardziej dosadny: - Ważne jest, aby robić zdjęcia, które nie pokazują dziewczyny grzebiącej w śmieciach na wysokich obcasach i ze sztucznymi cyckami tylko po to, aby zaprezentować w sesji produkt.
Dlatego zdjęcia, które robi, są głównie czarno-białe
Lindbergh już na początku kariery miał bardziej artystyczne niż komercyjne podejście. Zainspirowało go górnicze miasto Duisburg w zachodnich Niemczech, gdzie dorastał (choć urodził się w 1944 roku w polskim Lesznie, gdy na czas II wojny światowej miasto włączono do III Rzeszy). To tam nasiąkł szarością i monochromatycznym otoczeniem. Dlatego zdjęcia, które robi, są głównie czarno-białe i smutne.
Jest jeszcze jedna rzecz, która miała wpływ na jego artystyczną wrażliwość. Będąc studentem berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych, za namową nauczyciela ruszył autostopem do francuskiego Arles, by przez osiem miesięcy chodzić śladami Vincenta van Gogha i studiować światło i krajobraz miejsca, gdzie narodził się impresjonizm.
Istotny ślad odcisnęły też stare czarno-białe filmy kręcone w latach 20. w Berlinie i Hollywood, w których kobiety są wyrafinowane i tajemnicze, a akcja rozgrywa się niespiesznie.
Widać to wszystko, gdy kartkuje się 300-stronicowy "Images of Women II: 2005-2014", jego najnowszy album, który jest kontynuacją hitu z 1997 roku z portretami ulubionych kobiet. - Ostatnie 10 lat przyniosło mi wiele więcej doświadczenia w kontaktach z ludźmi przed aparatem, ale też więcej odwagi do eksperymentowania z bardziej wyraźnymi pomysłami i wiedzą o tym, co chcę osiągnąć - ocenia w wywiadzie dla "Interview".
O publikacji ma też bardziej dowcipną opinię: - Są dwie rzeczy, które są dla mnie jak najcenniejszy skarb: kobiety i zdjęcia. Mój nowy album dał mi możliwość zmiksowania ich obu.
"Patrzysz i widzisz ogień i piękno w oczach"
W środku znajdziemy czarno-białe portrety ponad 70 kobiet i zaledwie kilku mężczyzn uchwyconych w chwilach refleksji, ze zmarszczkami, bliznami i piegami, bez lukru, bez Photoshopa. "W fotografii Petera Lindbergha widzę chęć poszukiwania prawdy. Nic więcej i nic mniej" - tak ocenił reżyser i przyjaciel fotografa Wim Wenders we wstępie książki.
Jest dużo dojrzałych kobiet na kartkach "Images of Women II: 2005-2014", jak np. Robin Wright, Diane von Furstenberg, Monica Bellucci, Isabella Rossellini, Emmanuelle Seigner, bo fotograf "po prostu je kocha".
- Nie mam pojęcia ile niektóre z nich mają lat. 60 lub 70? Patrzysz na te zdjęcia i widzisz ogień i piękno w oczach. Teraz króluje strach przed starzeniem się. A moim zdaniem dzisiejsza fascynacja małolatami jest przereklamowana. Co jest takiego specjalnego w młodości? I nie mówię tak dlatego, że jestem stary - zapewnia z ciepłym uśmiechem.
I po chwili dodaje: - Jest coś, co sprawia, że kobieta jest ciekawa, coś poza młodością, coś poza wiekiem. I mam zamiar dowiedzieć się, co to jest. Zanim umrę, mam nadzieję.
Autor: am / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Schirmer/Mosel