Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski, miejsce tworzył to od samego początku, czyli od 18 lat. Teraz decyzją nowej ministry kultury Hanny Wróblewskiej odchodzi, jeszcze przed upływem kadencji. Przyczyną ma być niewystarczający nadzór nad inwestycją. Decyzja resortu wzbudziła sprzeciw nie tylko ten polityczny. Materiał magazynu "Polska i Świat" w TVN24.
Szefowa resortu miała konsultować decyzję m.in. ze Stowarzyszeniem Muzealników Polskich i Polskim Towarzystwem Historycznym. - Potrzebujemy obiektywnego i racjonalnego spojrzenia na gospodarkę finansową - tłumaczyła swoją decyzję Hanna Wróblewska. - Potrzebujemy osób, które mniej przywykły do wydawania tak dużych sum - podkreśliła ministra kultury i dziedzictwa narodowego.
NIK nie miała zastrzeżeń
W komunikacie resortu czytamy o "potrzebie nowego otwarcia", choć koncepcja wystawy stałej ma pozostać niezmieniona. Resort zwraca też uwagę na znaczący wzrost kosztów budowy muzeum - z 310 na 750 milionów złotych. Tylko że początkowo muzeum miało mieć 24 tysiące metrów kwadratowych, ostatecznie ma prawie dwa razy więcej.
- Ja wiem, ile ryzykownych i trudnych decyzji musiałem podjąć, żeby ten budynek stanął - zaznacza odwołany dyrektor Robert Kostro.
Budżet muzeum sprawdzała Najwyższa Izba Kontroli. Nie miała zastrzeżeń, zaznaczając za to, że muzeum w 2022 roku wykorzystało zaledwie nieco ponad jedną trzecią zaplanowanych środków. NIK zwraca też problemy z przetargami na budowę i wystawę stałą.
Kostro tłumaczy, że inwestycja jest olbrzymia i rozłożona w czasie, a to musi skutkować przesunięciami. Do tego dochodzą czynniki niezależne: decyzje polityczne, niedotrzymywanie terminów przez firmy zewnętrzne, czy chociażby pandemia.
"Musiałem otworzyć to muzeum"
- To jest decyzja polityczna i to są decyzje polityczne. Hanna Wróblewska uprawie swoją politykę kulturalną. Ma do tego prawo, z tej racji, że jest ministrą - uważa Krzysztof Mieszkowski, poseł Koalicji Obywatelskiej, były dyrektor Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Politycy nowej władzy wspominają obrazki, kiedy w środku kampanii wyborczej Kostro otwierał niedokończone jeszcze muzeum w towarzystwie polityków PiS.
- Musiałem otworzyć to muzeum, wtedy kiedy było ono gotowe, wtedy kiedy budynek był gotowy - wyjaśnia Robert Kostro. Jak tłumaczy, muzeum to nie tylko wystawa stała, która wciąż nie jest gotowa. To też m.in. sale konferencyjne, audytorium, sala kinowo-teatralna czy zaplecze eventowe. - Ta powierzchnia pracuje. Ja od roku mam tutaj codziennie kolejki instytucji, które chcą wynajmować powierzchnie - zapewnia Kostro. Zaznacza, że na tej samej zasadzie otwierały się też inne muzea, np. Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN.
"Odwołanie wyjątkowo kuriozalne"
Decyzja resortu wzbudziła sprzeciw nie tylko ten polityczny. W obronie dyrektora stanęli historycy, rada muzeum czy stowarzyszenia. - To jest decyzja kadrowa na zasadzie: mamy władzę, to możemy korzystać - komentuje historyk i politolog profesor Antoni Dudek. - To odwołanie wyjątkowo kuriozalne i to się będzie za Donaldem Tuskiem i jego ludźmi ciągnęło - ocenia.
Za Kostrą wstawił się też prof. Paweł Machcewicz, twórca Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, wyrzucony przez PiS tuż po jego otwarciu. Według niego, na tle PiS-owskich nominatów Kostro wyróżniał się "umiarkowaniem, otwartością na dialog i rzeczywistą troską o powierzoną mu instytucję". Według Machcewicza, Kostro kierował muzeum bez "nachalnej propagandy politycznej" i "otwartych manipulacji przeszłością".
Robert Kostro dostał propozycję kierowania Instytutem Pileckiego. Propozycję odrzucił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Radek Pietruszka/PAP