Urzędnicy namówili uciążliwego dla sąsiadów lokatora, by pozwolił posprzątać swoje mieszkanie. Wcześniej lokal kilka razy zdezynfekowali. Aktualnie mężczyzna przebywa w schronisku. Czy wróci?
Z problemem w bloku na Gibalskiego mieszkańcy walczyli od roku. Od czasu, kiedy wprowadził się nowy lokator. Dostał mieszkanie socjalne, w którym zaczął składować śmieci. Najpierw pojawiła się nieprzyjemna woń, pół roku później robaki. - W domu mamy zapach jak ze śmietnika. Nie możemy otworzyć okna, pooddychać świeżym powietrzem, zjeść, nie da się - mówiła nam Julia. Opisywała też problem z robactwem. Prusaki i pluskwy, jak wskazywała, pojawiły się już w klatce obok.
Urzędnicy pytani o problem przyznawali: człowieka, który robi ze swojego mieszkania śmietnisko, bardzo trudno jest zmusić do porządku. Sytuacja, w której karaluchy od sąsiada chodzą po ich ścianach, może trwać latami. Dezynfekcje części wspólnych nic nie dadzą, kiedy mieszkanie uciążliwego lokatora nie zostanie uprzątnięte, a na to musiał się zgodzić.
Teraz nastąpił przełom w sprawie.
"Nakłonili lokatora, aby ten zgodził się sobie pomóc"
- Pracownicy socjalni naszego OPS Wola nakłonili lokatora, aby ten zgodził się sobie pomóc. Przyjął ofertę pomocy, która między innymi dotyczy uprzątnięcia lokalu. Zanim to mogło nastąpić trzeba było wykonać cztery dezynfekcje - powiedział nam Marcin Jakubik, rzecznik prasowy dzielnicy Wola.
Jak dodał, sprzątaniem zajęła się firma specjalizująca się w utylizacji takich odpadów. Po zakończeniu jej prac, jak wskazał przedstawiciel dzielnicy, zarządca budynku - czyli ZGN - zdecyduje co dalej z mieszkaniem oraz "jakie jeszcze działania będą niezbędne, aby zakończyła się uciążliwość dla sąsiadów".
- Lokator tego mieszkania znajduje się cały czas pod opieką OPS Wola. Szczegółów tej pomocy, z uwagi na dobro tej osoby, ujawnić nie mogę, natomiast przebywa teraz poza lokalem - wskazuje Marcin Jakubik.
Czy wróci do mieszkania? Tego urzędnicy jeszcze nie wiedzą. - Koszty uprzątnięcia lokalu będziemy mogli określić dopiero jak zakończymy te działania. Być może będą potrzebne kolejne dezynfekcje. Obecne działania prowadzimy na wniosek OPS Wola we współpracy z zarządcą nieruchomości czyli Zakładem Gospodarowania Nieruchomościami Dzielnicy Wola - odpowiedział pytany o koszty takiego przedsięwzięcia.
I dodał: - Chcę przy tej okazji podkreślić, że te wszystkie działania nie byłyby możliwe, gdyby nie systematyczna praca pracowników socjalnych, którym udało się pana nakłonić, aby przyjął pomoc i zgodził się na dobrowolne uprzątnięcie lokalu. W innym przypadku wymaga to działań ze strony sądu, trwa znacznie dłużej i nie zawsze kończy się sukcesem.
"To są ludzie, którzy potrzebują pomocy"
To historia, jakich w miastach nie brakuje. Zwykle starsza osoba, zwykle bardzo samotna. Przestaje sobie radzić z codziennym funkcjonowaniem, a potem - a może właśnie dlatego - zaczyna gromadzić wszystko, co wpadnie jej w ręce. Najpierw po prostu nie wyrzuca, z czasem zaczyna znosić. Sytuacja trwa latami, dopóki sąsiedzi - początkowo niczego nieświadomi - nie poczują problemu. Choć czasem to nie nieprzyjemna woń jest pierwsza.
Czytaj też >>> "Nie mieszka, bo tam się nie da mieszkać. Stoi tylko na progu i dorzuca następne rzeczy".
- Zdarza się, że sąsiad z dołu zobaczy, jak z żyrandola płyny ciekną do jego mieszkania. Albo wychodzi robactwo i dopiero wtedy sąsiedzi się interesują - mówi Łukasz Macander z firmy Vector, która specjalizuje się w sprzątaniu zapuszczonych mieszkań.
Widział już niejedno. - Mieszkanie w Warszawie. Pracowaliśmy dwa dni. Pełno puszek, alkoholu, butelek z moczem. Śmieci było do pasa, do tego fekalia, pluskwy - opisuje. I opowiada, jak wygląda praca jego ekipy: - Robimy dezynfekcję, żeby się czymś nie zakazić. Zakładamy maski, kombinezony, czasem butle tlenowe z maskami, bo inaczej nie da się wytrzymać. Jak odkryje się pierwszą warstwę, to wszystko buzuje. Śmieci wytwarzają temperaturę, kisną i robi się fetor. Podstawiamy pojemniki i ładujemy to wszystko, czyścimy. Podłogi zrywamy do zera, bo całość jest już przesiąknięta tymi płynami, rozkładem. Dezynfekujemy i usuwamy zapach.
Koszt takiej operacji? Nawet kilkanaście tysięcy złotych. Sprzątanie może potrwać tydzień. Z trzypokojowego mieszkania wyjeżdża czasami 12 kontenerów. - Śmieci, ubrania, drewno, meble, jakieś bibeloty. Wszystko, co pod ręką. Kiedy jest gorąco, nie da się wytrzymać. Smród jest porównywalny do tego, jakby się zamknąć w upalny dzień w śmietniku - dodaje Macander. Nie ukrywa, że zdarzają się jeszcze gorsze odkrycia. - Zdechłe koty, psy, które gniją pod stertą śmieci.
Na sprawców tych problemów patrzy jednak nie z odrazą, a ze współczuciem. - To są ludzie, którzy potrzebują pomocy. To są mieszkania osób samotnych, które nie mają pomocy ze strony rodziny. Choć bywa i tak, że rodzina chce pomóc. Mieliśmy przypadki, że pomogli, my posprzątaliśmy lokal, ale po dwóch latach problem zaczynał się od nowa - rozkłada ręce. I zauważa: - W Polsce brakuje przepisów, które regulowałyby sytuację uciążliwego lokatora. Jeżeli jest to mieszkanie prywatne, zostaje tylko sąd. Ale to długa droga.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Julia, Urząd dzielnicy Wola