To drugi wieczór z rzędu, kiedy niezadowoleni z decyzji Trybunału Konstytucyjnego wyszli na ulice. W czwartek TK orzekł, że przepisy dopuszczające aborcję w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu są niezgodne z konstytucją. W czwartek protestujący przeszli sprzed TK przed siedzibę Prawa i Sprawiedliwości na Nowogrodzkiej, a potem w okolice domu Jarosława Kaczyńskiego. Tym razem protest rozpoczął się od razu na Mickiewicza, w pobliżu domu wicepremiera.
Z Żoliborza do ŚródmieściaOkoło godziny 22.30 reporterka TVN24 Maja Wójcikowska relacjonowała, że tłum dotarł przed willę premiera na Parkowej, w Śródmieściu i tam się zatrzymał. Organizatorzy protestu twierdzili, że to tam znajduje się Jarosław Kaczyński. - Pan Kaczyński uciekł z Żoliborza, schował się u pana premiera i dwóch facetów chroni połowa warszawskiej policji - mówiła w rozmowie z Wójcikowską jedna z organizatorek protestu Marta Lempart. Jej zdaniem policja na Żoliborzu użyła sprzętu, który zagłuszał demonstrujących. - Oni mieli wybór - wyłączyć to urządzenie albo wysłać nas na spacer. To wszystko, co się tutaj dzieje, ten niekontrolowany tłum, to wina policji. Mogli nam pozwolić powiedzieć to, co mamy do powiedzenia, ale zdecydowali, że będą nas zagłuszać i wysłali na spacer po Warszawie - mówiła Lempart.
Po godzinie 23 tłum zaczął się zmniejszać. Jak wynika z informacji przekazanych przez Lempart, jedna osoba miała zostać aresztowana. Zapytaliśmy o to rzecznika Komendy Stołecznej Policji Sylwestra Marczaka. Przekazał nam, że liczby dotyczące działań funkcjonariuszy zostaną podane w sobotę.
O godzinie 22 czoło demonstracji było przed kancelarią premiera w Alejach Ujazdowskich. - Byliśmy świadkami, jak te policyjne załogi z Żoliborza przegrupowały się i przyjechały tutaj. Jest kordon policji, funkcjonariusze są uzbrojeni, w kaskach i kuloodpornych kamizelkach. W mediach społecznościowych pojawiła się informacja, że tłum zmierza w kierunku willi premiera na Parkowej - mówiła Wójcikowska.
- Miałem okazję relacjonować ten pochód również wczoraj, ale wczoraj był on dwa, trzy razy mniejszy. To pochód idący dość luźno, rozciągnięty nawet na kilka kilometrów, on właściwie się nie kończy - opisywał wcześniej, około godziny 21 reporter TVN24 Jan Piotrowski. W jego ocenie piątkowa manifestacja była spokojniejsza niż czwartkowa. - Wczoraj poziom złości, gniewu uczestników był imponujący, bardzo często wznosili oni hasła otwarcie sprzeciwiajcie się PiS, policjantom i decyzji TK. Dzisiaj są podobne transparenty i hasła, ale trochę mniej śpiewów, wrogich i wulgarnych okrzyków. Na Żoliborzu było trochę spokojniej, nie było przepychanek z policją i agresji - mówił Piotrowski.
Jak dowiedział się reporter TVN24 od przedstawicieli Centrum Zarządzania Kryzysowego Miasta, w manifestacji może brać udział nawet 10 tysięcy ludzi. Ostrzegał też, że trzeba liczyć się z dużymi utrudnieniami w Śródmieściu Warszawy, bo na bieżąco zamykane były ulice, którymi szli protestujący.
Piotrowski na manifestacji spotkał prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który przekazał, że on i inni przedstawiciele miasta są tam, aby ocenić sytuację. - Cały czas namawiamy do odpowiedzialnego zachowania, dystansu i noszenia masek. Nauczeni tym, co się stało wczoraj, jesteśmy tutaj, żeby kontrolować, co się dzieje na ulicach miasta w tym trudnym czasie - mówił Trzaskowski.
Zaznaczył też, że solidaryzuje się ze wszystkimi wściekłymi osobami, bo "mają do tego powód". - To jest szansa dla rządzących, żeby odwrócić uwagę od epidemii. Pseudo-Trybunał Konstytucyjny podjął decyzję, która gotuje kobietom piekło - ocenił prezydent.
"To jest wojna"
Tuż po godzinie 20, jeszcze na Żoliborzu reporter tvnwarszawa.pl Tomasz Zieliński informował, że do protestu cały czas dołączają kolejne osoby. - Także prawie cała ulica, od Potockiej po plac Wilsona, jest już wypełniona ludźmi - zauważył. Po kilku minutach dodał jednak, że demonstranci opuszczają już ulicę Mickiewicza. - Wszyscy ruszyli i gdzieś idą, okrążają już plac Wilsona i kierują się w stronę centrum. Zablokowali ruch, ale policja nie interweniuje - opisywał nasz reporter. Z opublikowanego na Twitterze wpisu "Strajku Kobiet" wynikało, że tłum zmierza w kierunku rządowej willi przy ulicy Parkowej, gdzie miał przebywać Kaczyński.
- Zebrało się tutaj bardzo dużo ludzi - zarówno manifestujących, jak i policjantów, którzy co chwilę przypominają przez megafony, że jest stan pandemii i grupowanie się jest zabronione. Ludzie raczej nie zachowują dystansu - opisywał nasz reporter. Jak zaznaczył, ulica Mickiewicza została wyłączona z ruchu zarówno kołowego, jak i szynowego. - "To jest wojna" - to hasło tej manifestacji na dzisiaj, ale jest ich więcej. Są okrzyki, są transparenty: "Moje ciało, moje sprawa", "Konstytucja jest kobietą", są też niecenzuralne hasła, które co jakiś czas słychać w tłumie - relacjonowała z kolei Wójcikowska.
Jak oceniła, ruch na placu Wilsona przed rozpoczęciem manifestacji był dzisiaj zdecydowanie większy niż normalnie w godzinach szczytu. - Na pewno zebrało się tu już kilkaset ludzi i kolejne osoby dołączają. Dzisiaj pytałam policji, ile sił jest tutaj kierowanych, usłyszałam, że "wystarczająco". Policja nie ujawnia takich szczegółów, ale widzimy, że jest ich naprawdę wielu i ulica prowadząca bezpośrednio do domu Jarosława Kaczyńskiego jest blokowana przez policyjne radiowozy - opowiadała Wójcikowska.
"Po raz kolejny ze strony protestujących pojawia się agresja wobec policjantów"
Do piątkowych protestów odniosła się też stołeczna policja. "Policjanci zabezpieczają przemarsz protestujących z Żoliborza do centrum miasta. Na czas przejścia wstrzymywany jest ruch pojazdów. Nadal zdarza się słyszeć wulgaryzmy, fizycznej agresji jednak nie ma. Jest dużo spokojniej niż wczoraj" - potwierdził na Twitterze rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak.
Wcześniej przekazał, że "po raz kolejny ze strony protestujących pojawia się agresja wobec policjantów". "Mamy do czynienia z bardzo prowokacyjnymi zachowaniami. Kilku funkcjonariuszy ochlapano farbą, protestujący używają pirotechniki. Części osób wyraźnie zależy na doprowadzeniu do otwartego konfliktu" - ocenił Marczak i zaznaczył, że nadawane przez policjantów komunikaty są zagłuszane wulgarnymi okrzykami. "W stronę policjantów, tak jak wczoraj, rzucane są kamienie" - napisał rzecznik KSP.
Przekazał też, że na miejsce protestów skierowano funkcjonariuszy z zespołu antykonfliktowego, bo "policja stoi na stanowisku, że używanie środków przymusu to ostateczność". "Stawiamy na mediację, stawiamy na informowanie o obecnym stanie prawnym i obostrzeniach wynikających z epidemii" - podkreślił Marczak.
"Nie pozwolę na naruszanie praw obywatelskich w stolicy"
Tymczasem prezydent stolicy Rafał Trzaskowski ocenił działania policji podczas demonstracji dzień wcześniej jako "nadmiernie brutalne". "Policja nie może łamać praw obywateli. Wiele wskazuje na to, że już jej wczorajsza reakcja na demonstrację na Żoliborzu była nadmiernie brutalna – zastosowano siłę, nie zapewniono żadnej pomocy medycznej" - napisał Trzaskowski na Twitterze.
Jak poinformował prezydent, polecił on, aby obserwatorzy z ratusza byli obecni na piątkowym zgromadzeniu i rejestrowali jego przebieg na wideo. "Nie pozwolę na naruszanie praw obywatelskich w stolicy. Na nasz wniosek na miejscu są też ratownicy medyczni" - zaznaczył Trzaskowski.
Na stronie Warszawskiego Transportu Publicznego pojawiła się informacja o utrudnieniach w ruchu. "Zgromadzenie publiczne z ulicy Mickiewicza przemieszcza się ulicami Warszawy z Żoliborza do Śródmieścia. Na trasie przemarszu występują utrudnienia w kursowaniu autobusów i tramwajów. Możliwe przekierowania pojazdów WTP pobliskimi przejezdnymi ciągami komunikacyjnymi" - czytaliśmy w komunikacie.
Przed godziną 23 Zarząd Transportu Miejskiego poinformował, że w związku z zamknięciem ruchu w Alejach Ujazdowskich, autobusy linii 116, 166, 180, 195 i 503 zostały skierowane na trasy objazdowe.
Czwartkowa manifestacja
W czwartek wieczorem manifestujący zebrali się przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego. Potem przeszli pod siedzibę PiS-u na Nowogrodzkiej, a stamtąd ruszyli w kierunku Żoliborza przed dom Jarosława Kaczyńskiego. Chroniły go duże siły policyjne. Doszło do przepychanek między policją a uczestnikami protestu. Policja informowała, że w stronę funkcjonariuszy poleciały kamienie, dlatego musieli użyć siły i gazu.
Działania trwały do godziny 2 w nocy.
Demonstranci mieli ze sobą transparenty i kartki z hasłami: "Prawo ma nas chronić", "Macie krew na togach" czy "Zrozumcie prawica: to moja macica" oraz zapalone znicze. Namalowali również na chodniku napis: "Macie krew na rękach". Co jakiś czas wykrzykiwali też "Solidarność naszą bronią" czy "Hańba".
Jak poinformowała w piątek rano Komenda Stołeczna Policji, w związku z czwartkowym protestem wystawiono 35 mandatów karnych, skierowano 89 wniosków do sądu i ponad 200 notatek do sanepidu. Oprócz tego zatrzymanych zostało 15 osób.
Warszawa nie jest jedynym miastem, gdzie odbywają się protesty. Podobnie jest w innych stolicach kraju. Osoby niezadowolone z orzeczenia TK wyszły na ulice również we Wrocławiu, Poznaniu, Łodzi i Krakowie.
Autorka/Autor: mp/r
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24