"W ubiegłym roku na drogach krajowych doszło do 5600 wypadków drogowych, na skutek których śmierć poniosło blisko 1000 osób, a 7110 zostało rannych. Dekadę wcześniej na sieci dróg administrowanych przez GDDKiA odnotowano 8589 wypadków, blisko 1500 ofiar i 12 000 rannych" - podaje GDDKiA i podkreśla, że przez ostatnie 10 lat sieć dróg szybkiego ruchu zwiększyła się prawie trzykrotnie. W 2019 roku mieliśmy 1,5 tysiąca kilometrów, dziś to 4,2 tysiąca km (1,7 tysiąca km autostrad i 2,5 tysiąca km dróg ekspresowych).
Ze statystyk wynika więc, że liczba ofiar wypadków zmalała o jedną trzecią, zaś rannych o około 40 procent. Jak jednak zaznacza GDDKiA, teoretycznie na nowoczesnych autostradach i drogach ekspresowych nie powinno dochodzić do tragicznych zdarzeń. Praktyka pokazuje jednak coś innego. Drogowcy upatrują winy w zbyt szybkiej jeździe. "Przyczyną są zachowania kierowców - głównie przekroczenia dopuszczalnej prędkości i bardzo często są to przekroczenia ekstremalne. Nowe, dwujezdniowe i komfortowe drogi z szerokimi pasami ruchu kuszą amatorów szybkiej jazdy: zwykłych piratów i chuliganów drogowych" - podkreślają.
225 km pod Warszawą
Jako przykład takiej ekstremalnej jazdy drogowcy podają sytuację z sierpnia z nowo otwartego odcinka autostrady A2 między Warszawą a Mińskiem Mazowieckim. Policjanci zatrzymali tam kierowcę jadącego 225 km na godzinę, choć maksymalna dopuszczalna prędkość na autostradzie wynosi 140 km na godzinę.
To nie jest odosobniony przypadek. "Na około 160-kilometrowym koncesyjnym odcinku autostrady A1 Rusocin - Nowa Wieś w 2018 roku aż 168 pojazdów osiągnęło maksymalną zarejestrowaną tam średnią prędkość 248 km/h. A to oznacza, że chwilami prędkość mogła oscylować wokół 300 km/h" - czytamy w komunikacie.
Z kolei w sierpniu na budowanej jeszcze jezdni autostrady A1 między Tuszynem a Piotrkowem Trybunalskim, kierowca rozpędził się do 189 km na godzinę. Wtedy na tym odcinku trwała jeszcze wtedy budowa, a ruch tymczasowych odbywał się tylko jedną jezdnią, przez co obowiązywało ograniczenie do 70 kilometrów.
"Skrajna nieodpowiedzialność i narażanie życia"
"To skrajna nieodpowiedzialność i narażanie życia swojego, a przede wszystkim innych uczestników ruchu. Przy takich prędkościach bardzo łatwo doprowadzić do katastrofy i śmierci niewinnych osób" - apelują drogowcy i przypominają, że zgodnie z Kodeksem karnym, ten, kto sprowadza katastrofę w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym zagrażającą życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
Aby mierzyć prędkość, GDDKiA instaluje stacje ciągłego pomiaru ruchu. Aktualnie przy drogach krajowych stoją 73 takie urządzenia. "Na odcinku drogi ekspresowej S3 między Gorzowem Wielkopolskim a Szczecinem w jednym z punktów pomiarowych urządzenie wykazało, że ponad 70 proc. kierujących przekroczyło dozwoloną prędkość, a 15 proc. jechało szybciej niż 147 km/h, przy czym maksymalna dopuszczalna prędkość na drodze klasy S to co do zasady 120 km/h" - podają drogowcy.
Jak z kolei wynika z ubiegłorocznych danych ze stacji umieszczonych przy autostradach, średnio około 80 procent pojazdów o masie do 3,5 tony porusza się do 140 kilometrów na godzinę. "Oznacza to jednak, że średnio około 20 proc. tzw. pojazdów lekkich przekracza dozwoloną prędkość, przy czym większość (około 15 procent) przekracza prędkość do 10 km/h. Przekroczenia prędkości powyżej 150 km/h dotyczą około 6 proc. pojazdów" - zaznacza GDDKiA.
Podaje też, że najwięcej samochodów przekraczających prędkość notuje się na odcinku Sługocin - Modła między Poznaniem a Łodzią na autostradzie A2 (około 35-40 procent, w tym około 25 procent do 10 kilometrów na godzinę).
Najwięcej wypadków latem, na suchej i równej powierzchni
Przedziały przekroczeń są jednak zróżnicowane i zależą od lokalizacji stacji pomiarowej, bo te, które mierzą prędkość każdego pojazdu, dają większe możliwości analiz. I tak przykładowo na A4 (odcinek Krapkowice - Kędzierzyn Koźle), w ciągu całego ubiegłego roku zanotowano około 10 tysięcy kierowców, którzy jechali powyżej 200 kilometrów na godzinę. "Przy ogólnej liczbie pojazdów zarejestrowanych na tym odcinku w roku 2019 wynoszącej ponad 14 mln, jest to odsetek stanowiący 0,06 proc" - zaznacza GDDKiA i dodaje, że w Prądach na A4 (województwo podkarpackie) w sierpniu ubiegłego roku zarejestrowano 557 pojazdów, które jechały z prędkością ponad 200 km na godzinę, a w Marwicach na S3 (odcinek Jastrzębiec - Gorzów Wielkopolski) takich pojazdów było pięciokrotnie więcej.
"Pomiary wykazują, że mimo niższej dozwolonej prędkości na drogach ekspresowych kierowcy poruszają się na nich tak jak na autostradach. Przekroczenia dozwolonych prędkości rejestrowane są najczęściej w miesiącach letnich, czyli w porze roku o korzystniejszych warunkach pogodowych" - informują drogowcy. Zwracają uwagę, że w ubiegłym roku do ponad 70 procent wypadków doszło na suchej i równej nawierzchni. "Ofiary tych zdarzeń stanowią blisko 69 proc. wszystkich zabitych w wypadkach" - podkreślają.
Odcinkowy pomiar prędkości
Drogowcy współpracują z Głównym Inspektoratem Transportu Drogowego, aby między innymi na S2 i S8 w Warszawie oraz na A1 między Tuszynem i Częstochową pojawił się odcinkowy pomiar prędkości.
"Zdaniem specjalistów od bezpieczeństwa ruchu drogowego odcinkowy pomiar prędkości jest najskuteczniejszym narzędziem zapobiegającym przekraczaniu prędkości. Wymusza bowiem utrzymanie średniej prędkości przejazdu dłuższego odcinka trasy zgodnie z przepisami, poprawiając płynność jazdy. Jest skuteczniejszy niż fotoradary, przed którymi kierowcy gwałtownie hamują, a za nimi ponowie przyspieszają" - przekonuje GDDKiA.
Autorka/Autor: mp/r
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24