To był koszmarny wieczór dla bramkarza Legii Arkadiusza Malarza i jego żony, dziennikarki sportowej Darii Kabały-Malarz. W sobotę, wracając z meczu warszawskiej drużyny, małżeństwo było świadkiem tragicznego wypadku samochodowego. Piłkarz próbował reanimować poszkodowanych.
Do zdarzenia doszło w nocy z soboty na niedzielę, po przegranym przez Legię meczu - na własnym boisku - z Zagłębiem Lubin 0:1. Świadkami wypadku była cała rodzina bramkarza mistrzów Polski. Za pośrednictwem mediów społecznościowych poinformowała o tym Kabała-Malarz.
Poruszający wpis
"Życie postanowiło nam szybko przypomnieć, gdzie w hierarchii ważności jest praca. Najechaliśmy na koszmarny wypadek. Samochód osobowy wystrzelony w powietrze przez ciężarówkę, wypadające z niego kolejne ciała. W moim samochodzie nasze śpiące dzieci. Arek próbujący pomóc, reanimując tracił na rękach dwa życia... Pamiętajmy o rzeczach najważniejszych. I celebrujmy każdą chwilę z najbliższymi" - czytamy na Facebooku dziennikarki.
Wypadek w Lesznowoli
W rozmowie ze sport.tvn24.pl Kabała-Malarz potwierdziła, że chodzi o wypadek z podwarszawskiej Lesznowoli, o którym informował portal tvnwarszawa.pl. Samochód osobowy zderzył się tam z ciężarówką. Zginęły dwie kobiety, a trzech mężczyzn trafiło do szpitala.
- Arek próbował udzielać pomocy wszystkim poszkodowanym. Pozostał na miejscu wypadku do momentu przyjazdu służb. Jeszcze przy nim stwierdzono zgony - relacjonuje dziennikarka. - Ja pozostałam w samochodzie z dziećmi. Sprawa była koszmarna.
Autor: pqv / Źródło: sport.tvn24.pl