Został oskarżony o zabicie swojej matki, ale sąd pierwszej instancji uznał go za niewinnego. Marcin Z. wyszedł na wolność. Niedługo później zatrzymano go w mieszkaniu babci. Kobieta została zamordowana. Z. znów trafił do aresztu. Wyrok z pierwszego procesu został właśnie uchylony. Śledztwo w sprawie śmierci babci wciąż jest w toku.
Marcin Z. siedział oparty o wersalkę. Jego ubrania: jasna koszulka i szare spodnie dresowe były zaplamione krwią. Palił papierosy, jednego za drugim. Był spokojny. Mówił: "Stało się nieszczęście". Pytał: "Czy matka jeszcze żyje?".
Beata, matka Z., leżała na podłodze. Na ciele miała rany cięte. Już nie oddychała. Był koniec lutego 2020 roku.
Prokuratura: analogia nasuwa się sama
Syn kobiety został zatrzymany, jednak Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że nie można mu przypisać zabójstwa matki. Bo co, jeżeli sama chciała sobie odebrać życie? Wcześniej miała myśli samobójcze, depresję. Uniewinnienie. Mężczyzna, po kilkunastu miesiącach w areszcie, wyszedł na wolność.
Trzy miesiące później, tuż przed Bożym Narodzeniem 2022 roku, zamordowana została jego babcia. W mieszkaniu była tylko ona i wnuk.
Prokuratura: - Analogia pomiędzy powyższym zdarzeniem a zdarzeniem z lutego 2020 roku w zakresie doznanych obrażeń przez pokrzywdzone, jak i okoliczności zdarzenia nasuwa się sama.
Sąd apelacyjny ocenił właśnie, czy sąd pierwszej instancji słusznie uniewinnił Marcina Z.
Mieszkanie we krwi. "Stało się nieszczęście"
Beata mieszkała z synem w Pruszkowie. Od kilku lat nękała ją depresja, zaczęła nadużywać alkoholu, razem z Marcinem. Jej partner, Krzysztof, wcześniej również pomieszkiwał z Beatą, jednak postanowił się wyprowadzić. Odwiedzał ją niemal codziennie. Miał klucze.
Przyszedł też w dzień jej śmierci.
Wcześniej, dokładnie o godzinie 14.09, obstawił totolotka. Poszedł po jedzenie. Beata, która dzwoniła o 12.22, zażyczyła sobie kebaba z frytkami. Dla siebie i Marcina wziął inny zestaw.
Drzwi do mieszkania Beaty otworzył dokładnie o godzinie 14.31. Od razu zobaczył krew. Później Beatę. Pięć minut później na miejscu byli już policjanci.
Beata, jak opiszą później w notatce służbowej policjanci, leżała w salonie, na podłodze, na plecach. Marcin siedział obok oparty o łóżko. Oboje wcześniej pili alkohol. Marcin miał rany cięte w okolicy nadgarstka. Policjanci napiszą w notatce: "Nie był w stanie powiedzieć, co się stało. Mówił niespójnie".
Krew była też na ścianie do łazienki, na płytkach, na blacie stołu, przy grzejniku, na łóżku. Na okrągłym chodniku w łazience leżała srebrna bransoletka, też cała we krwi.
Krzysztof, z akt sprawy: - Pytałem Marcina, co się stało, ale on odpowiadał tylko: "nieszczęście".
Przetransportowano go do szpitala. Po drodze, jak zeznali później ratownicy medyczni, chciał jeszcze dzwonić do mamy.
Postawiono mu zarzut zabójstwa
Kilka dni później usłyszał w prokuraturze zarzut zabójstwa. Prokuratorzy w trakcie śledztwa zlecili sekcję zwłok kobiety, która wykazała, że przyczyną zgonu były między innymi rany cięte przedramienia oraz rana cięta głowy. Beata miała też ślady na szyi, które mogły być spowodowane duszeniem.
W połowie marca 2021 roku prokuratura skierowała do Sądu Okręgowego w Warszawie akt oskarżenia przeciwko Z. W trakcie rozprawy mężczyzna nie przyznał się do zabójstwa matki.
Z akt sprawy: "Zrozumiałem, o co jestem oskarżony. Ja jakby całkowicie nie pamiętam tego zdarzenia, jedyne, co pamiętam, to jak rozbierałem się w szpitalu. To taki pierwszy obraz, który mam przed oczami. A reszty nie pamiętam".
"Nawet jeśli coś zaszło...". Sąd go uniewinnił
Przed Sądem Okręgowym w Warszawie odbyło się w tej sprawie pięć rozpraw, w trakcie których swoje zeznania składali m.in. partner Beaty G., sąsiedzi pokrzywdzonej oraz policjanci, którzy zatrzymali oskarżonego. Powoływano też kolejnych biegłych, ale ci wskazywali w nich braki w zabezpieczonych śladach, nie mogli w związku z tym odpowiedzieć na pytania sądu.
Tymczasem w połowie sierpnia 2022 roku sąd zdecydował o zmianie środka zapobiegawczego wobec Marcina Z. z tymczasowego aresztu na policyjny dozór. Tę decyzję zaskarżyła prokuratura, jednak na początku grudnia sąd utrzymał ją w mocy. Po wyjściu na wolność Marcin Z. zamieszkał ze swoją 77-letnią babcią.
Wyrok w sprawie śmierci Beaty G. zapadł 10 listopada 2022 roku. Prokurator wnosił o 12 lat więzienia dla Z., obrońca oskarżonego – o uniewinnienie.
Z. powiedział w ostatnim słowie: - Ja w tym wszystkim widzę po prostu jedno, że nie mam się jak bronić, że moja niepamięć niestety trwa dalej. Swoją traumę na swój sposób przeżyłem i przeżywam dalej. Nie wiem, co się tam stało, dlaczego. To mnie nurtuje. Proszę o łagodny wymiar kary albo uniewinnienie. Niestety, nawet jeśli coś zaszło, że ja to zrobiłem, to nie zrobiłem tego specjalnie.
Ostatecznie sąd uniewinnił Marcina Z. od zarzutu zabójstwa matki. Argumentując swoje orzeczenie, wskazał, że wszystkie przeprowadzone czynności procesowe oraz analiza materiału dowodowego "nie doprowadziły do usunięcia wątpliwości związanych z przebiegiem zdarzenia".
Nóż został pod łóżkiem, leżał tam kilka miesięcy
Jak wskazał sąd, obok okna, przy kaloryferze, leżał połamany stolik i rozbite szkło z butelek. Biegli uznali, że Beata mogła uderzyć się o krawędź lub blat stołu. Stwierdzili, że nie można odtworzyć sekwencji zdarzeń, pomimo licznych śladów, ponieważ niewielka ich część jest poprawnie udokumentowana.
"Wszystkie przeprowadzone czynności procesowe, a także dokonana przez sąd analiza materiału dowodowego nie doprowadziły do usunięcia wątpliwości związanych z przebiegiem zdarzenia, a co za tym idzie – uznania winy oskarżonego" - czytamy w uzasadnieniu wyroku.
Sąd uznał, że zaprezentowany przez prokuraturę materiał dowodowy był niepełny, a postępowanie przygotowawcze prowadzane było "niestarannie" i miało błędy. W efekcie nawet biegły zajmujący się śladami krwawymi nie mógł odpowiedzieć na pytania sądu.
"Niewykluczone jest, że pokrzywdzona domagała się alkoholu. Niewykluczone jest, że mogła to być próba samobójcza" - stwierdził sąd, uzasadniając swoją decyzję.
"Mając na względzie wskazane braki postępowania przygotowawczego, konkretnego ustalenia narzędzia zbrodni, przede wszystkim braku zabezpieczonych do badań śladów krwawych znajdujących się na stoliku, nie można ustalić, czy mogły być wynikiem uderzenia o blat stołu – tym samym, czy śmierć pokrzywdzonej była wynikiem nieszczęśliwego splotu zdarzeń, do którego doszło podczas awantury" - dodał.
Zakrwawiony nóż, leżący pod łóżkiem, kilka miesięcy po zbrodni znaleźli Krzysztof i drugi syn. Sprzątali wtedy mieszkanie Beaty.
Nóż umyli. Nie zanieśli go na policję. O jego znalezieniu powiedzieli podczas rozprawy sądowej.
Sąsiadowi powiedział, że "zabił babcię"
Prokuratura od początku zapowiadała apelację. Śledczy czekali na pisemne uzasadnienie wyroku. Kilka dni przed wysłaniem dokumentu do sądu dotarła do nich wiadomość o ponownym zatrzymaniu Z. – pod zarzutem zabójstwa babci.
Znów podczas zdarzenia był pijany. Służby wezwał sąsiad, któremu mężczyzna miał powiedzieć, że "zabił babcię". Kiedy poszedł do sklepu, był cały we krwi.
Po wytrzeźwieniu Marcin Z. został doprowadzony do Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie. - Prokurator przedstawił mężczyźnie zarzut, że w dniu 13 grudnia 2022 roku w Pruszkowie, działając w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia swojej babki, działając z dużą siłą, zadał pokrzywdzonej szereg uderzeń narzędziem tępym w głowę, tułów i ręce, powodując rozległe obrażenia wielonarządowe, wieloodłamowe złamanie kości twarzoczaszki, a także dusił pokrzywdzoną, co skutkowało zgonem pokrzywdzonej, to jest o czyn z artykułu 148 paragraf 1 Kodeksu karnego (zabójstwo - red.) - poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Aleksandra Skrzyniarz.
Marcin Z. miał zabić swoją 77-letnią babkę czajnikiem.
Śledztwo trwa. Z. wciąż przebywa w areszcie.
Apelacja. "Oczywistym jest, że istnieją wątpliwości..."
Prokuratura tymczasem skierowała do sądu apelację w sprawie śmierci matki. Śledczy wnieśli o uchylenie wyroku i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania. Bo, zdaniem oskarżyciela, decyzja sądu jest "całkowicie niezasadna i pozbawiona logiki".
Jak podniosła prokuratura, "sąd w żaden sposób nie zakwestionował wyników sądowo-lekarskich oględzin i sekcji zwłok". Wytknęła, że "poczynione przez sąd ustalenia co do powstania tych obrażeń na skutek przewrócenia się przez Beatę G. na krawędź stołu są całkowicie dowolne, nie znajdują oparcia w materialne dowodowym, jak również są sprzeczne z zasadami logicznego rozumowania".
Apelację prokuratury sąd rozpatrzył w środę. Na sali nie było oskarżonego. Reprezentująca oskarżonego radczyni prawna Anna Polimeno powiedziała: - Zgodnie z moją opinią sąd pierwszej instancji prawidłowo ocenił zgromadzony materiał dowodowy, zarówno zeznania świadków, jak i materiał w postaci śladów. Oczywistym jest, że istnieją wątpliwości co do sprawstwa, przyczyny tego, w którym momencie pokrzywdzona zginęła, i co tak naprawdę było przyczyną zgonu. Z zebranego materiału dowodowego wynika, że są to poważne wątpliwości niedające się usunąć na etapie postępowania sądowego, w związku z tym wnoszę o utrzymanie w mocy wyroku.
Wyrok uchylony, sprawa wraca do sądu
Wyrok zapadł jeszcze tego samego dnia. Sąd uchylił wyrok oraz sprawę skierował do ponownego rozpoznania przez Sąd Okręgowy w Warszawie. Sędzia Beata Adamczyk-Łabuda uzasadniała, że sąd pierwszej instancji nadmierną wagę poświęcił błędom postępowania przygotowawczego.
- Tymczasem powinien skupić się na treści opinii wydanej przez zakład medycyny sądowej, przez biegłą, która przesłuchiwana dwukrotnie przed sądem stwierdziła, że obrażenia ciała, których doznała oskarżona, ewidentnie wskazują, że przyczyną śmierci było wykrwawienie się. Masywne krwawienie z ran, których sposób powstania wskazuje na to, że pokrzywdzona nie mogła sama sobie ich zadać - uzasadniała wyrok Beata Adamczyk-Łabuda.
***
Marcin Z. był wcześniej dobrze znany organom ścigania. W przeszłości był notowany m.in. za jazdę pod wpływem alkoholu oraz za posiadanie narkotyków.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński, tvnwarszawa.pl