W środę na terenie dawnej bazy PKS w Mławie doszło do zawalenia stropu. Jak podaje straż pożarna, trzy osoby znalazły się pod gruzami. Dwie osoby nie żyją. Trwa ustalanie, ilu poszkodowanych miało znajdować się na miejscu zdarzenia.
Jak przekazał nam Jacek Dryll z Komendy Powiatowej PSP w Mławie, do zdarzenia doszło na terenie starej bazy PKS przy ulicy Grota-Roweckiego.
- Na miejscu jest dziewięć zastępów straży pożarnej. Zadysponowano trzy załogi pogotowia ratunkowego oraz trzy śmigłowce ratownicze. Mamy informację, że pod gruzami znalazły się w sumie trzy osoby - powiedział Dryll.
- Dwie osoby zostały wydobyte. Do trzeciej dotarliśmy, ale jeszcze nie została wydobyta. U niej lekarz stwierdził zgon - przekazał Dryll na antenie TVN24.
Po godzinie 12.30 rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie Karol Kroć przekazał, że zmarła jedna z wydobytych osób. Druga jest przytomna.
Rzeczniczka Komendy Powiatowej Policji w Mławie aspirant sztabowy Anna Pawłowska poinformowała, że w hali mogło znajdować się więcej osób. - Ustalamy ile - dodała.
Po godzinie 13.30 na antenie TVN24 policjantka przekazała, że ciało jednej z ofiar cały czas znajduje się pod gruzowiskiem.
- Na samym początku akcji ratowniczej mieliśmy informację, że w chwili zawalenia się dachu były cztery osoby wewnątrz. Natomiast pracowników było więcej. Te osoby opuściły halę przed tragicznym zdarzeniem – powiedziała Pawłowska.
Pies ratowniczy w akcji
- Przeszukujemy pozostałe miejsce gruzowiska pod kątem osób poszkodowanych. Na miejsce jest zadysponowana specjalistyczna grupa poszukiwawcza z Nidzicy, grupa poszukiwawcza z psami z Nowego Dworu Mazowieckiego – podał strażak.
Marek Karpowicz z Ochotniczej Straży Pożarnej Ratownictwo Wodne w Nowym Dworze Mazowieckim przekazał, że pies tropiący wkroczył na gruzowisko. - Jest na tyle bezpiecznie, że rozpoczął swoją pracę. Będziemy sprawdzali teren gruzowiska zarówno z ziemi za pośrednictwem psa, jak i z powietrza - powiedział ratownik.
Jak wyjaśnił Dryll, niegdyś hala była użytkowana przez PKS Mława. – Na tę chwilę były prowadzone działania związane z remontem tej hali. Prawdopodobnie pracownicy wykonujące prace remontowe są osobami poszkodowanymi - przekazał.
Jak opisywał strażak, na miejscu jest mnóstwo gruzu i stali. Zawaleniu uległ strop, który pociągnął za sobą ściany budynku.
- W pierwszej fazie działań, w zależności od rodzaju materiałów, które zalegają, przede wszystkim stosujemy sprzęt pneumatyczny i hydrauliczny. Za pomocą powietrza i oleju hydraulicznego pod ciśnieniem usuwamy duże elementy, których nie możemy siłą udźwignąć, by dotrzeć do osób poszkodowanych - doprecyzował Dryll.
- Przed godziną 11 dyspozytor podjął decyzję o zadysponowaniu, oprócz karetek kołowych, trzech śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Są to maszyny z Olsztyna, Bydgoszczy i Sokołowa Podlaskiego. Załoga olsztyńska pojawiła się po 15 minutach – przekazała z kolei Justyna Sochacka, rzeczniczka Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Rumowisko musi zostać wzmocnione
Jak podał później Jacek Dryll, po zawaleniu się w środę przed południem dachu hali, zawaliła się również jedna z jej ścian. Pozostałe elementy konstrukcji hali, stalowo-betonowe, groziły zawaleniem. Dlatego akcja poszukiwawcza osób, które mogą znajdować się w rumowisku, była czasowa wstrzymana. Konieczne było wzmocnienie konstrukcji ze względu na bezpieczeństwo ratowników.
Rzecznik mławskiej straży pożarnej podkreślił, że na miejscu obraduje sztab kryzysowy, dotarły także kolejne jednostki specjalistyczne strażaków, w tym ratowniczo-poszukiwawcze z Nowego Dworu Mazowieckiego, Nidzicy i Warszawy, a także jednostka techniczna z Ostródy.
- Jednostka techniczna wyposażona jest w sprzęt, który pozwoli wzmocnić rumowisko zawalonej hali. Jednostki poszukiwawcze są wyposażone w geofony, które będą wykorzystane do odnalezienia osób, jakie mogą znajdować się w gruzowisku - wyjaśnił mł. bryg. Dryll.
Przyznał, że zgłoszeń o zawaleniu się dachu hali, a następnie jednej z jej ścian, było kilka i różne były informacje o liczbie osób, które mogły znajdować wewnątrz - powiadamiano o trzech, pięciu, a nawet dziesięciu osobach. Ustalenia w tym zakresie prowadzi policja.
W hali montowano monitoring
Witold Okumski, starosta mławski, doprecyzował na antenie TVN24, że do wypadku doszło na prywatnej stacji diagnostycznej, gdzie trwały prace związane z montażem monitoringu.
- Teren wcześniej funkcjonował jako zajezdnia PKS – wyjaśnił Okumski.
Starosta wskazał, że osoby, które ucierpiały, nie były pracownikami stacji diagnostycznej, a pracownikami firmy, która wykonywała prace na jej zlecenie.
- W mojej ocenie stacja nie prowadziła obecnie działalności – dodał Okumski.
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: naszamlawa.pl