Jedna z nastolatek poszkodowanych w wypadku radiowozu w Dawidach Bankowych trafiła ponownie do szpitala. Jej bliscy przekazali, że dzień po zdarzeniu jej samopoczucie pogorszyło się. Zabrała ją karetka. Tymczasem prokuratura wszczęła śledztwo. Pośród badanych wątków jest nieudzielenie pomocy przez policjantów. Komendant pruszkowskiej policji zdecydował, że do czasu wyjaśnienia sprawy funkcjonariusze nie będą mogli kierować pojazdami służbowymi. Ale zawieszeni nie zostali.
Radiowóz z Pruszkowa rozbił się w poniedziałek wieczorem na drzewie w pobliżu skrzyżowania ulic Kinetycznej i Złote Łany w Dawidach Bankowych. Okazało się, że z funkcjonariuszami podróżowały dwie nastolatki. - Nie mamy żadnych podstaw do tego, by te osoby w tym radiowozie się znalazły. Stąd decyzja o wszczęciu czynności dyscyplinarnych wobec policjantów - poinformował we wtorek Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
Policja potwierdziła, że 17- i 19-latka tuż po zdarzeniu "uzyskały pomoc medyczną we własnym zakresie". Z relacji bliskich młodszej dziewczyny wynika, że gdy wysiadły z rozbitego radiowozu, jeden z policjantów miał do nich podejść, jakby chciał sprawdzić, czy nic im nie jest. Drugi miał natomiast krzyknąć do nich: "a teraz sp......ać!". Znajomi nastolatek zabrali je na teren OSP w Raszynie, gdzie mieści się także stacja pogotowia ratunkowego. Młodsza trafiła następnie do szpitala, gdzie stwierdzono u niej między innymi złamanie nosa oraz stłuczenie barku i żuchwy, po badaniach wypisano ją do domu.
- Córka trafiła wczoraj (we wtorek - red.) drugi raz do szpitala - przekazała w rozmowie z tvnwarszawa.pl pani Sylwia, matka poszkodowanej 17-latki. Jak wyjaśniła, dziewczyna gorzej się poczuła. Wezwano karetkę, która zabrała ją do szpitala. Lekarze zdecydowali, że tym razem pozostanie na obserwacji.
Prokuratura wszczęła śledztwo
- Wszczęto śledztwo w sprawie spowodowania wypadku oraz nieudzielenia pomocy - przekazała w rozmowie z tvnwarszawa.pl Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Zaznaczyła przy tym, że obecnie prowadzone jest ono w sprawie, co oznacza, że nikomu nie przedstawiono zarzutów.
Wyjaśnieniem okoliczności wypadku zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Pruszkowie. - Aktualnie zabezpieczany jest materiał dowodowy. Planowane jest przesłuchanie świadków oraz uzyskanie opinii biegłego z zakresu medycyny sądowej. Obecnie wykonywane są czynności śledcze - dodała Skrzyniarz.
Radiowóz uderzył w drzewo, z tyłu siedziały dwie nastolatki
Jak przekazała nam w poniedziałek Karolina Kańka z Komendy Powiatowej Policji w Pruszkowie, policjanci dostali w poniedziałek wieczorem zgłoszenie dotyczące wypalania kabli w Dawidach Bankowych. Na miejscu nie potwierdzili tego zdarzenia. Zastali tylko rozpalone ognisko. - Wracając z interwencji, policjant stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w drzewo. Na miejscu policjanci zostali przebadani przez pogotowie ratunkowe. Byli trzeźwi - przekazała policjantka.
Potwierdziła również, że w aucie podróżowały także dwie nastolatki, które uzyskały pomoc medyczną we własnym zakresie.
Bliscy poszkodowanej 17-latki opowiedzieli we wtorek w rozmowach z redakcją Kontaktu 24, że dziewczyna spotkała się wieczorem ze znajomymi. Wspólnie wybrali się na przejażdżkę, podczas której zauważyli pożar w rejonie Dawidów Bankowych. Nastolatkowie zawiadomili straż pożarną. - Zgłoszenie dotyczyło pożaru śmieci na nieużytkach w obrębie ulicy Złote Łany w Dawidach. Na miejscu działał jeden zastęp. Okazało się, że śmieci nie jest dużo, około kilku metrów kwadratowych. Zgłoszenie wpłynęło o godzinie 20.50, działania zostały zakończone około 21.45 - przekazał nam Karol Kroć z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Pruszkowie.
Jak zastrzegł, strażacy nie dostali później żadnego zgłoszenia w sprawie wypadku radiowozu ani nie interweniowali w tej sprawie.
Komendant odsunął policjantów od kierowania pojazdami służbowymi
Dlaczego nastolatki trafiły do radiowozu? Wyjaśnieniem tej kwestii zajmuje się obecnie policja. Wobec funkcjonariuszy wszczęto postępowanie dyscyplinarne. Według rodziny 17-latki, policjanci spisywali na miejscu pożaru wszystkich nastolatków. Jednej z dziewczyn mieli kazać wsiąść do radiowozu. Z relacji wynika, że 19-latka bała się sama wejść do środka, dlatego pociągnęła za sobą młodszą koleżankę.
- Komendant Powiatowy Policji w Pruszkowie podjął we wtorek decyzję, że policjanci nie będą mogli kierować pojazdami służbowymi do czasu wyjaśnienia sprawy - poinformował w środę w rozmowie z tvnwarszawa.pl rzecznik stołecznej policji Sylwester Marczak. Wyjaśnił, że funkcjonariusze w dalszym ciągu mogą wykonywać czynności służbowe i brać na przykład udział w patrolach pieszych. Na razie nie będą oni zawieszeni, ale może to jeszcze ulec zmianie, między innymi w przypadku przedstawienia im zarzutów.
Jak udało nam się dowiedzieć, jeden z funkcjonariuszy służy w policji od 18 lat, drugi od 10 miesięcy. Ze wstępnych ustaleń służb wynika, że za kierownicą w chwili zderzenia z drzewem siedział policjant z dłuższym stażem pracy.
Postępowanie dyscyplinarne prowadzi pruszkowska komenda. - Jego zadaniem jest określenie zakresu odpowiedzialności dyscyplinarnej - wskazał Marczak. I podkreślił, że w tym celu niezbędne jest przede wszystkim zebranie relacji wszystkich świadków. - Dopiero po wykonaniu wszystkich czynności będzie można mówić o stosowaniu kolejnych kroków z naszej strony - zapowiedział rzecznik.
W rozmowie z tvnwarszawa.pl tłumaczył, że kluczowe w obu postępowaniach są materiały zgromadzone w sprawie, a nie doniesienia medialne. Jak dodał, zrozumiałe są emocje towarzyszące wypowiedziom bliskich jednej z poszkodowanych, ale celem postępowania jest ustalenie faktów dotyczących przebiegu interwencji i wypadku.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl