- Konsekwencje zamieszania wokół uczelni niestety ponoszą dzisiaj, i to niesłusznie, ci, którzy kształcą się czy kształcili się tutaj w sposób rzetelny, w sposób legalny i w sposób zaangażowany - przyznała na czwartkowej konferencji zwołanej na uczelni jej rektorka Magdalena Stryja.
Jak podała, obecnie w siedmiu filiach uczelni w kraju studiuje 17 tysięcy osób.
Protest przed uczelnią
Konferencja to pokłosie wtorkowego protestu studentów byłego Collegium Humanum, na którym pojawiło się około 100 uczestników. Studenci dopominali się o wydanie im dokumentów poświadczających przebieg i ukończenie studiów w Collegium Humanum, a także o ogłoszenie terminów obrony prac licencjackich i magisterskich. Zdaniem jednej z protestujących osób, poszkodowanych w wyniku opieszałości uczelni jest kilka tysięcy. Władze uczelni wstrzymały wydawanie dokumentów studentom, bo zdaniem śledczych na uczelni dochodziło do licznych nieprawidłowości, w tym handlu dyplomami. Na polecenie prokuratora miało nastąpić sprawdzenie, czy wszystkie oceny z zaliczeń i egzaminów oraz uczestnictwo w zajęciach poświadczono zgodnie z prawdą. Problemy studentów trwają od wiosny tego roku, kiedy do warszawskiej siedziby uczelni wkroczyło CBA.
CZYTAJ WIĘCEJ: Studenci dawnego Collegium Humanum: jesteśmy w beznadziejnej sytuacji. Uczelnia odpowiada
- Nie mam dostępu do ocen, które uzyskałam zgodnie z prawem, zdając egzaminy na tej uczelni. Co najgorsze, zostałam pozbawiona możliwości pracy. W dwóch placówkach zostałam zwolniona, ponieważ zostałam tam zatrudniona warunkowo, za zgodą kuratorium, jako studentka mająca się obronić. Deklarowałam, że w marcu będę miała już dyplom ukończenia studiów, a tak się nie stało. Ale dyrekcja, mając do wyboru osoby wykwalifikowane z dyplomami, zdecydowała się wybrać właśnie je – mówiła jedna z uczestniczek protestu.
Organizatorka protestu Karolina Synowiec wyjaśniła, że studenci postanowili zorganizować demonstrację, ponieważ przynajmniej od trzech, czterech miesięcy władze uczelni wcale się z nimi nie kontaktują. - Oni nas zwodzą, szczególnie pani Stryja (Magdalena, rektorka uczelni - red.). Totalnie nas olewa, traktuje jak śmieci, a my sobie nie możemy na to pozwolić. Przyszliśmy na uczelnię, żeby skończyć uczciwie te studia, bez żadnego łapownictwa. Chcemy też pracować w wymarzonym zawodzie, a to niemożliwe przez brak dyplomu. Nie prosimy o dużo - przekonywała.
Rektorka: uczelnia musi sprawdzać legalność każdego dokumentu
Na czwartkowej konferencji rektorce towarzyszyła przewodnicząca uczelnianej rady samorządu studenckiego Magdalena Antoniak i zastępca przewodniczącej Artur Rybacki. Magdalena Stryja, która funkcję rektorki pełni oficjalnie od września, wyjaśniała, skąd wynikają problemy studentów. Jak podkreśliła, "uczelnia musi sprawdzić legalność każdego dokumentu, który wydaje". Mowa o kartach przebiegu studiów czy dyplomach. - To jest moment, że naprawdę chciałabym wyrazić głębokie ubolewanie. Jest mi bardzo przykro, że studenci ucierpieli - powiedziała. - Dokładamy najwyższej staranności, ogromnego wysiłku, żeby procesy weryfikacyjne przechodziły i były jak najszybsze - zapewniła rektorka. Podkreśliła też, że nowe władze "są nie tylko od zarządzania uczelnią", ale także od "posprzątania tego, co budziło wątpliwości i zastrzeżenia".
- Dziś mamy sytuację, w której sprawdzamy każdy dokument, każdy dyplom, każdą kartę, sprawdzamy kilkadziesiąt tysięcy ocen. W wyniku weryfikacji jesteśmy na etapie, że procesy weryfikacyjne bardzo mocno może nie tyle, co przyspieszyły, ale ich efektem jest to, że w ciągu najbliższego tygodnia w systemie pojawi się 50 tysięcy ocen zweryfikowanych, legalnych, sprawdzonych. Legalna oznacza to, że za tą oceną idzie egzamin, za tą oceną idzie sprawdzenie efektów uczenia się, którą student zdobywał na danym przedmiocie przez dany semestr - wyjaśniła Stryja.
Rektorka zapowiedziała, że pierwsze obrony są zaplanowane na najbliższy tydzień. - To są wszystko wyniki kilku miesięcy bardzo ciężkiej pracy - oceniła Stryja.
Rektorka powiedziała, że zdaje sobie sprawę z tego, że każdy oczekuje konkretnego terminu - kiedy wydany zostanie ostatni dyplom. - Dokładam wszelkich starań i taki cel sobie postawiłam, że z chwilą zakończenia semestru zimowego będzie to sytuacja, w której w sesję zimową i następnie w nowy semestr studenci wejdą z uregulowaną, usystematyzowaną i uporządkowaną sytuacją. Obecnie uczelnia pod nową nazwą działa prawidłowo - zapewniła przedstawicielka władz uczelni.
Jak podała Stryja, równolegle do 7 grudnia trwa jeszcze proces wizytacji Polskiej Komisji Akredytacyjnej, prowadzone są także kontrole Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, z którym - jak zapewniła rektorka - uczelnia na bieżąco współpracuje.
Operacja na otwartym sercu
- Czas od marca jest sytuacją, na jaką jakikolwiek samorząd nie mógł być przygotowany. Na szczęście mamy ciągły kontakt z panią rektor. Odbyło się bardzo wiele spotkań ze studentami, ze starostami - mówiła z kolei Magdalena Antoniak, przedstawicielka samorządu studentów.
- Cały ten proces restrukturyzacyjny i naprawczy jest pod względem prawnym, administracyjnym, bardzo trudny. Ja bym go nawet przyrównał do operacji na otwartym sercu. Cały czas ten proces trwa i na pewno jeszcze przez chwilę będzie trwał i na pewno będzie nadal złożony i skomplikowany. Mam nadzieję, że jednak z końcem tego semestru, w nowy semestr letni wejdziemy już pełni optymizmu i poczucia bezpieczeństwa, że studiujemy już w pełni uporządkowanym systemie - uzupełnił jej zastępca Artur Rybacki.
Co spowodowało, że uczelnia może już jednak wydawać dyplomy, a jeszcze niedawno studenci się o to dopominali? - Postępowanie prokuratorskie się toczy. W wyniku pewnych nieprawidłowości, zastrzeżeń, procesów (...) okazało się, że po pierwsze jest bardzo dużo ocen niewpisanych do systemu. To są tysiące ocen - odpowiedziała Stryja.
Przypomniała, że student, który chce podejść do obrony, musi spełnić podstawowe wymogi, takie jak zdobycie odpowiedniej liczby punktów ECTS. W toku weryfikacji pojawiło się jednak wiele wątpliwości i zastrzeżeń. Zarówno wobec studentów, którzy złożyli już pracę magisterską i czekali na obrony, jak i w stosunku do osób, które już się obroniły, ale jeszcze przed objęciem władzy przez nowego zarządcę. - Nie wyobrażam sobie, żebym podpisała dyplom, który zawierał nieprawidłowości, nie ma wszystkich egzaminów, nie ma wszystkich punktów ECTS - podkreśliła Stryja.
W przypadku dyplomów osób, których obrona budzi wątpliwości, będzie im przywracany status studenta. Następnie taka osoba będzie musiała uzupełnić przedmioty, z których nie miała zaliczeń. - To jest sytuacja bardzo skomplikowana. W ciągu 1,5 miesiąca bardzo przyspieszyliśmy np. z kwestią kart przebiegu studiów, które też muszą zawierać oceny sprawdzone. W związku z tym procedura jest taka, że w stosunku do tych ocen, które nie budzą wątpliwości, jest wydawana karta przebiegu studiów. A w stosunku do tych, które budzą wątpliwości (...) wobec tych ocen wszczynamy postępowanie wyjaśniające - stwierdziła rektorka.
Opłaty za rezygnację
Zapytaliśmy o różnicę w opłatach za rezygnację ze studiów. W niektórych przypadkach - jak przekazywali nam studenci - to ponad 400, w innych ponad 600 czy nawet 800 złotych. Stryja wyjaśniła, że wynika ona z umowy zawieranej pomiędzy uczelnią a studentem. - W momencie kiedy student złożył wniosek o kartę przebiegu studiów i na nią czeka, to nie są mu naliczane opłaty - zapewniła. Ci, którzy chcą się przenieść, czekają jeszcze na wydanie kart przebiegu studiów. - Im też zależy na tym, żeby dostać dokument, który przedstawią nowej uczelni i który pozwoli im, aby ta uczelnia wpisała ich na semestr, na którym tutaj skończyła studiować - zaznaczyła rektorka.
Zdaniem rektorki, główną falę rezygnacji można było obserwować na poziomie maja i czerwca.
- Cena rezygnacyjna zależy od tego, jaka była wysokość czesnego miesięcznego na różnych studiach. Jedna miesięczna kwota czesnego to właśnie opłata rezygnacyjna - uzupełniła przedstawicielka samorządu studenckiego.
Stryja zaznaczyła, że obecnie blisko dwa tysiące osób złożyło wnioski o wydanie karty przebiegu studiów. W ciągu 1,5 miesiąca uczelni udało się ich wydać - jak wskazała - "setki".
Nie dowiedzieliśmy się jednak, ilu studentów do tej pory zrezygnowało ze studiowania na "Varsovii". - Z tych dwóch tysięcy nie wiemy, którzy z tych studentów złożyli wniosek o wydanie kart przebiegu studiów, bo chcą odejść i zaraz chcą złożyć rezygnację, a którzy z tych studentów po prostu chcą mieć ten dokument - wyjaśniła Stryja.
Zapytaliśmy o sytuację wykładowców. Do naszej redakcji docierały informacje, że niektórzy rezygnowali z pracy ze względu na aferę i niewypłacanie im pensji. - Główny powód rezygnowania pracowników, nauczycieli akademickich, dydaktyków z pracy w uczelni to było całe zamieszanie medialne - zarzuciła w odpowiedzi Stryja. - To był jeden z głównych powodów, dla których pracownicy w okresie marzec-kwiecień-maj odchodzili. Część w momencie, kiedy zaczęłam funkcjonowanie w uczelni. Miałam spotkania z pracownikami, tłumaczyłam, jakie mamy plany, część od tej decyzji udało się odwieść. W tej chwili uczelnia ma blisko 500 dydaktyków - wyliczyła Stryja.
O problemach studentów dawnego Collegium Humanum już wielokrotnie informowaliśmy na tvnwarszawa.pl. Część osób zdecydowała się na pozew zbiorowy przeciwko uczelni. Studenci domagają się odszkodowania za działania uczelni, które ich zdaniem uniemożliwiają im prawidłowy tok nauki. Mówili nam o "totalnym chaosie" i niepewności, która im towarzyszy od wybuchu afery i zatrzymania byłego rektora Pawła C. Złożyli też pismo do UOKiK w celu wyjaśnienia sprawy naliczania opłat za rezygnację.
Sytuacji przygląda się również Rzecznik Praw Obywatelskich, który wielokrotnie wzywał władze uczelni do wyjaśnień.
Były rektor opuścił areszt
W weekend informowaliśmy z kolei o tym, że były rektor dawnego Collegium Humanum Paweł C. opuścił areszt tymczasowy w Katowicach i wrócił do domu w Warszawie. C. jest podejrzany w wielowątkowej aferze dotyczącej między innymi wydawania dyplomów za pieniądze.
- Prokurator uchylił środek zapobiegawczy wobec byłego rektora Collegium Humanum Pawła C. w postaci tymczasowego aresztowania i zastosował wobec podejrzanego środki zapobiegawcze - przekazywała w sobotę prokurator Katarzyna Calów-Jaszewska z biura prasowego Prokuratury Krajowej.
Chodzi o: poręczenie majątkowe w kwocie dwóch milionów złotych, które zostały wpłacone w piątek; zakaz opuszczania kraju, połączony z zatrzymaniem paszportu; zakaz wstępu na uczelnię i zbliżania się do jej pracowników; zakaz wykonywania czynności nauczyciela akademickiego na terenie Polski.
C. usłyszał zarzut kierowania zorganizowaną grupą przestępczą. Prokuratura informowała, że postawiono mu dotychczas blisko 100 zarzutów. Aktualnie w sprawie występuje 55 podejrzanych, którym prokurator postawił łącznie 196 zarzutów.
Autorka/Autor: Katarzyna Kędra
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Rafał Guz