- Nie tylko straciliśmy cenny czas, ale także pieniądze - mówią studenci uczelni Varsovia (dawne Collegium Humanum). Nie odbywają się obrony, uczelnia nie wydaje dyplomów. Ci, którzy chcą się przenieść, słyszą, że będą musieli zapłacić karę. Problemy zaczęły się po tym, jak wiosną do warszawskiej siedziby uczelni wkroczyło CBA. W obronie studentów interweniuje RPO, a Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego mówi o "patologii i bardzo poważnym problemie".
Studenci Uczelni Biznesu i Nauk Stosowanych "Varsovia" (dawniej Collegium Humanum - Szkoła Główna Menadżerska) skarżą się na trudną sytuację. Z ich relacji wynika, że po zatrzymaniu przez Centralne Biuro Antykorupcyjne Rektora Collegium Humanum Pawła Cz., w uczelni - gdzie ustanowiono zarządcę przymusowego - podjęto działania, które w praktyce ograniczają ich konstytucyjne prawo do kontynuowania nauki. Zrozpaczeni piszą do mediów: "prosimy o pomoc w toczeniu walki z władzami uczelni (...) od dłuższego czasu nie odbywają się obrony, nie są wydawane dyplomy, ani karty przebiegu studiów. To ostatnie jest przyczyną tego, że nie możemy się starać o przeniesienie na inne uczelnie".
Studenci zgłaszają się do naszej redakcji także na Kontakt24. Iwona studiuje w dawnym Collegium Humanum psychologię. Za miesiąc nauki płaciła 800 złotych. Przez 2,5 roku. Wcześniej studenci mieli zajęcia w pełni online. Teraz uczelnia poinformowała, że taka forma jest nielegalna. W okresie pandemicznym można było bowiem prowadzić zajęcia zdalnie, ale odkąd zniesiono 1 lipca 2023 roku stan zagrożenie epidemiologicznego, jest to już nielegalne.
Studenci nie mogą doprosić się o oceny z przedmiotów
Magdalena Stryja zarządzała uczelnią tymczasowo od aresztowania rektora. Teraz jest jej prorektorem. W ostatnich wyborach samorządowych startowała w Gliwicach do rady miasta z ramienia Trzeciej Drogi. Nie uzyskała jednak wystarczającej liczby głosów. Zagłosowało na nią 1,8 procent mieszkańców. Teraz studenci narzekają na jej sposób zarządzania uczelnią. Pod koniec sierpnia zorganizowano spotkanie z prorektorką. Z nagrania, do którego dotarliśmy, wynika, że zniecierpliwieni studenci dopytywali np. o to, kiedy doczekają się weryfikacji ocen. "Minimum dwa tygodnie, może trzy, może cztery" - odpowiadała na spotkaniu wymijająco Stryja. "Czyli nie ma konkretów" - odpowiadała na to jedna ze studentek. Na co prorektorka skwitowała: "No nie może być konkretów. To pół miliona ocen, to nie może być konkretów".
- Pani prorektor wyraźnie podkreśliła, że nieprawidłowości wynikają z bałaganu, który był wcześniej. A tak naprawdę brakuje ocen z jej kadencji. I tu jest problem - mówi nam Iwona. I dodaje: - Studiujemy 2,5 roku i wcześniej te oceny w systemie nam się pojawiały. Odkąd mamy nową prorektor, tych ocen w ogóle nie ma.
Studenci mówią o spychologii. Dzwonią do wykładowcy, ten mówi, że nie dostał dokumentów, żeby mógł wpisać oceny. Gdy dzwonią do dziekanatu, tam słyszą, że dokumenty przekazano. - I tak nami kołują. Ocen jak nie było, tak nie ma - ubolewa nasza rozmówczyni. Studenci skarżą się na brak ocen z łącznie dwóch ostatnich semestrów. Gdy zaczęły się pierwsze problemy, próbowali sobie radzić sami. Przedmioty ustalali z wykładowcami. Prosili, by ktoś je w ogóle poprowadził. - Zajęcia mieliśmy nawet w tygodniu do godziny 23, żeby wyrobić się z przedmiotami. Powinniśmy już być po obronach, które miały być w lipcu. Słyszymy jednak, że możemy mieć nawet wydłużony okres studiowania, bo może się okazać, że nie mamy wystarczających punktów ECTS. Nie wiem, czy nie chodzi po prostu o wyciąganie od nas pieniędzy za kolejny semestr - ocenia Iwona. Jak dodaje, niektórzy studenci od około 1,5 roku czekają na dyplomy, których nie dostali do tej pory. W lipcu miały też ruszyć egzaminy, na to też się nie doczekali.
Chcą się przenieść, uczelnia straszy karą
Iwona napisała połowę pracy dyplomowej, ale w pewnym momencie przerwała. - Kiedy zaczął się ten ferment, doszliśmy do wniosku, żeby się nie okazało, że będzie jak z dyplomami MBA (ang. Master of Business Administration). Obawiamy się, że rząd uzna, że absolwenci psychologii Collegium Humanum nie będą mogli później pracować np. w publicznych szkołach czy przychodniach. I co my wtedy z tym dyplomem zrobimy? - rozpacza studentka.
Wielu osobom marzyło się też po aferze przeniesienie na inną uczelnie, gdzie mogliby w spokoju dokończyć naukę. - Rozwiązać umowę? Nie ma mowy. Naliczają nam jakieś kary, jeśli ktoś chce zrezygnować. Jest nas ogrom, bo mówi się o 25 tysiącach studentów tej uczelni - podkreśla dalej Iwona, która według umowy z Varsovią ma odebrać dyplom 30 września. Czy tak się jednak stanie? Nie wiadomo. - Zasłaniali się najpierw tym, że prokurator weryfikuje dokumentację. Studenci słali pisma do prokuratury, a ta odpowiadała, że oni nie sprawdzają ocen 25 tysięcy studentów. Przecież to by było chore. To jest cyrk - ocenia.
- Chcę uciekać, nie chcę mieć nic wspólnego z tą uczelnią. Choć z ankiety, którą robiliśmy wewnętrznie, wynika, że połowa naszego kierunku, czyli około 100 osób, nadal chce się tu bronić - wyjawia Iwona.
Inna studentka pisze do naszej redakcji: "Ostatnie zmiany na uczelni powodują, że studenci muszą sami rezygnować i nie otrzymują dokumentacji z możliwością przeniesienia a tym samym tracą po kilka lub kilkadziesiąt tysięcy złotych. Nikt nam nie chce pomóc, każdy umywa ręce a obecny zarząd twierdzi, że brak ocen wpisanych w systemie to wina studentów (...) tracimy wszystko, niektórzy pracę, bo pracowali dzięki temu, że studiują".
Do uczelni trudno się dodzwonić. Gdy próbujemy, odbiera automat, który kieruje do odpowiedniego działu. Tam jednak, oprócz muzyki "umilającej" czekanie, nikt nie odpowiada. Automatyczny głos radzi też wysłać maila, by usprawnić odpowiedź. Tak też robimy, ale do momentu publikacji nie otrzymaliśmy żadnych wyjaśnień.
Komunikat zarządcy uczelni
Oficjalny komunikat zarządcy Varsovii otrzymaliśmy w czwartek po południu. Podpisał się pod nim reprezentujący uczelnię Bartosz Klepacz. Jak wskazał, nowy zarządca sprawuje władzę nad uczelnią od 14 marca i "ujawnił szereg nieprawidłowości w kluczowych obszarach jej funkcjonowania".
"Jeden z nich dotyczy weryfikacji oceniania i dyplomowania m.in. wpisywania ocen przez osoby nieuprawnione lub bez podstawy faktycznej i prawnej do systemu informatycznego, brak potwierdzenia uznania efektów uczenia się (poza systemem szkolnictwa wyższego lub w ramach systemu studiów na Collegium i innych uczelniach), przeprowadzenie obron prac dyplomowych bez uzyskania absolutorium (uprzedniego zaliczenia wszystkich przedmiotów określonych w programie studiów), brak wymaganych ustawą punktów ECTS (niezbędnych do ukończenia studiów)" - wyjaśniono.
Zdaniem uczelni, nieprawidłowości te dotyczyły większości studentów. "W związku z powyższym zarządca wdrożył procedury mające na celu ich usunięcie oraz zapobieżenie ich powstaniu w przyszłości. Koniecznym elementem było uzupełnienie brakujących ocen oraz potwierdzenie autentyczności tych, które do systemu wprowadzono bez należytego udokumentowania. W tym zakresie o pomoc poproszono również studentów, którzy w większości przesłali posiadane przez siebie dane świadczące o przystąpieniu do egzaminu i uzyskaniu stosownej oceny" - wskazano.
Varsovia uważa też, że problem braku ocen w systemie był znany studentom od lat i wynikał przede wszystkim ze złej organizacji w tym obszarze na uczelni Jak podano, problemy zgłaszali także wykładowcy i pracownicy Biura Obsługi Studenta. "Znaczna część studentów, których dotyczył problem, to studenci tzw. studiów skróconych, tj. takich na których program studiów pięcioletnich (magisterskich) realizowany jest w 2 i pół roku, a czasem i krótszym. Studenci tacy wielokrotnie zaliczenie części egzaminów opierali na dokumentach z innych uczelni lub wiedzy uzyskanej poza systemem studiów (np. pracowali u siostry w kancelarii prawnej lub u kuzyna w poradni dentystycznej). W takim przypadku przyjmująca uczelnia powinna wydać decyzję o potwierdzeniu tych efektów uczenia się i przyznaniu określonej liczby punktów ECTS" - czytamy dalej.
W oświadczeniu podano także, że "wielokrotnie decyzje takie nie zostały jednak wydane, a tam gdzie zostały wydane ich treść nie pozwalała stwierdzić, co komu zaliczono i jak to odzwierciedlono w systemie". Zdaniem uczelni wielokrotnie błędnie określano też liczbę punktów ECTS, co powodowało, że osoba starająca się o dyplom w istocie w jego suplemencie nie miała liczby wymaganej przez ustawę do ukończenia studiów.
"Wskazać należy, iż pomimo pełnej świadomości Studentów i Absolwentów o fakcie niezaliczenia wszystkich przedmiotów oraz fakcie dopisania ocen bez przeprowadzenia zaliczenia lub egzaminu, a w skrajnych przypadkach bez przeprowadzenia zajęć z danego przedmiotu, część z nich w sposób stanowczy żąda wydania dokumentów, mimo iż dokumenty takie poświadczałyby nieprawdę, narażając na odpowiedzialność karną zarówno podmiot wydający taki dokument, jak i osobę, która następnie takim dokumentem chciałaby się posługiwać. Po weryfikacji bardzo często okazuje się, że Student lub Absolwent domaga się wydania dyplomu, podczas gdy uprzednio nie spełnił ustawowych wymogów formalnych – przykładowo nie zaliczył kilkunastu przedmiotów z programu studiów, bądź też nie uzyskał wymaganej liczby punktów ECTS" - argumentuje dalej Varsovia.
Przedstawiciel uczelni wskazuje też, że "wystawianie dokumentów, które poświadczają nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne stanowi przestępstwo stypizowane w art. 271 k.k. Nakłanianie do wydania takich dokumentów wyczerpuje znamiona przestępstwa z art. 18 § 2 k.k. w związku z art. 271 k.k., a wyłudzenie podstępem poświadczenia nieprawdy znamiona przestępstwa z art. 272 k.k. Przestępstwem jest także używanie dokumentów określonych w art. 271 k.k. lub 272 k.k".
Jakie działania podejmuje w związku z tym uczelnia? W dalszych wyjaśnieniach czytamy, że "konieczne jest uprzednie zweryfikowanie przebiegu studiów i efektów uczenia przed wystawieniem danego dokumentu. Dokument ten będzie wówczas dokumentem autentycznym, którym student będzie mógł się posługiwać bez obawy, że wartość dokumentu zostanie podważona, zakwestionowana lub w przyszłości unieważniona".
Studenci mają uzbroić się w cierpliwość
"Jeżeli Studentom i Absolwentom zależy na wiarygodności ich wykształcenia i tytułów naukowych winni uzbroić się w cierpliwość. Pracownicy Uczelni ogromnym nakładem pracy starają się dokonać weryfikacji przebiegu ich kształcenia, aby możliwe było wystawienie dokumentów, którymi bez obaw będą mogli się legitymować w dalszej ścieżce naukowej i zawodowej" - zaznaczono dalej.
Podkreślono też, że proces weryfikacji oraz niewydawania kart przebiegu studiów czy też wstrzymania obron jest stanem przejściowym. "Nieprawdą jest zatem rozpowszechniana medialnie informacja, iż uczelnia odmawia wydawania Studentom i Absolwentom kart przebiegu studiów, dyplomów czy też dopuszczenia studentów do obron. Naczelnym zadaniem zarządu przymusowego jest przestrzeganie przepisów prawa, czego do dnia 14 marca 2024 r. brakowało na uczelni, a w związku z czym Rektor Paweł Cz. ma postawione zarzuty, jak również uzdrowienia wszystkich procesów dydaktycznych i egzaminacyjnych. Niestety jest to proces bardzo wymagający czasowo i skomplikowany, niemniej jednak – co należy podkreślić – jest to proces przejściowy, a wydawanie Studentom kart przebiegu studiów czy też dopuszczenia do obron - po zakończeniu procesu weryfikacyjnego – nastąpi bez zbędnej zwłoki" - zapewniono.
Studenci już szykują pozwy zbiorowe. Zebrali się także na facebookowej grupie, gdzie dzielą się spostrzeżeniami i rozwiązaniami prawnymi. To już ponad cztery tysiące osób.
Interweniuje RPO
Sprawie przyjrzał się również Rzecznik Praw Obywatelskich. Jak czytamy w opublikowanym w środę komunikacie na stronie RPO, "studenci byłego Collegium Humanum - gdzie ustanowiono Zarządcę Przymusowego - skarżą się na działania, które ograniczają ich konstytucyjne prawo do nauki w jego nieprzerwanej realizacji". Jak opisano, w uczelni wdrożono bowiem procedury weryfikacyjne prowadzące do wstrzymania wydawania kart przebiegu studiów, wyznaczania terminów obrony prac dyplomowych, a nawet wydawania dyplomów; część tych działań ma wynikać z obowiązków nałożonych przez prokuraturę.
"Rzecznik Praw Obywatelskich pisze do Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego o uzasadnionych podstawach do instytucjonalnego wsparcia uczelni w weryfikacji ocen studentów - aby choć obecnie ograniczyć ich stan niepewności" - podano.
W komunikacie czytamy, że RPO zwrócił się do zarządcy przymusowego uczelni o "szczegółowe przedstawienie procedur, jakie zostały opracowane w celu przeprowadzenia weryfikacji ocen studentów"; precyzyjne określenie liczby studentów objętych procedurą weryfikacyjną; określenie czasu przewidzianego do ukończenia procesu weryfikacji ocen studentów oraz terminów przystąpienia do wydawania studentom kart przebiegu studiów, dyplomów ukończenia studiów oraz przewidywanej daty wznowienia wyznaczania terminów obrony pracy dyplomowej".
Ministerstwo: patologia, bardzo poważny problem
Do sprawy odniósł się również na konferencji w Karpaczu zapytany o to przez TVN24 minister nauki i szkolnictwa wyższego Dariusz Wieczorek. Jak przyznał, problem jest znany ministerstwu. Jak zaznaczył, proponowana nowa ustawa ma sprawić, że takich problemów w przyszłości nie będzie, bo - jak stwierdził - "takich uczelni po prostu nie będzie". - Spotkałem się z zarządcą komisarycznym kilka razy w tej sprawie. Spotykałem się również z przedstawicielami samorządów, w tej chwili również planujemy spotkanie, bo ten problem jest znany - przyznał minister. I dodał: - Problem polega na tym, że uczelnia na dzisiaj w wielu przypadkach nie dysponuje np. kartami ocen. Czyli mówiąc krótko: w ogóle ta ewidencja nie była prowadzona, więc w sposób naturalny [uczelnia - red.] nie może wydawać żadnego zaświadczenia.
Wieczorek ocenił, że z tego powodu studenci mają dzisiaj kłopot. Zwracają się do wykładowców. Wykładowcy nie chcą z kolei niczego podpisywać. - Mówiąc krótko: jest to błędne koło. I na tym najbardziej cierpią ci, którzy uwierzyli w to, że jest to uczelnia, która rzeczywiście dobrze kształci, której dyplom będzie miał jakąś wartość - ocenił. I zaznaczył: - Dzisiaj prowadzony nabór na kolejny rok to jest coś, co rzeczywiście nie powinno mieć miejsca po tym, co się stało wcześniej. Bo ja nie wierzę, że można tak szybko naprawić tę patologię, z którą mieliśmy do czynienia.
Minister przypomniał, że na początku roku, kiedy jego resort zaczął porządkować ten temat, w systemie na uczelni Collegium Humanum było zapisanych 25 tysięcy studentów i 80 pracowników naukowo-dydaktycznych. - Bardzo poważny problem. W mojej ocenie trzeba dzisiaj występować o odszkodowania. Będziemy oczywiście namawiali tam, gdzie można, żeby te karty jednak uzupełniać. Żeby te dokumenty tym studentom wydawać. Natomiast to już jest poza zasięgiem ministerstwa nauki - przyznał Wieczorek.
Zapytany o to, gdzie studenci mogą zgłaszać się o pomoc, odpowiedział: - Ministerstwo na podstawie tych przepisów, które państwu dzisiaj pokazaliśmy, jest bezradne. Oprócz tego, że możemy prosić zarządcę komisarycznego, żeby wykazał więcej empatii.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN