Mimo obietnic złożonych przez uczelnię kilka miesięcy temu i pozwu zbiorowego, do którego dołączają kolejne osoby, studenci byłego Collegium Humanum (dzisiaj Uczelnia Biznesu i Nauk Stosowanych "Varsovia") nadal skarżą się na opieszałość w wystawianiu ocen, organizowaniu obron czy wydawaniu dyplomów. Na zarzuty studentów odpowiada rektor uczelni Magdalena Stryja. - Moim głównym celem jest doprowadzić do tego, żeby ten proces kształcenia był realizowany na bieżąco, płynnie, w czasie rzeczywistym, bez zaległości na tym polu - mówi i zapewnia, że dokumenty są już na bieżąco wydawane.
Po ostatniej konferencji zorganizowanej w listopadzie przez władze uczelni padły obietnice, który dały studentom nadzieję. Rektor "Varsovii" powiedziała wtedy, że "uczelnia musi sprawdzić legalność każdego dokumentu, który wydaje". Zapowiedziała też, że w najbliższym czasie w systemie pojawi się 50 tysięcy zweryfikowanych i tym samym legalnych ocen. Dzięki nim studenci mogliby przystąpić do egzaminów, obronić się i uzyskać upragniony dyplom lub przenieść się na inną uczelnię. Rektor wyliczała też, że w siedmiu filiach uczelni w kraju studiuje 17 tysięcy osób.
Od tych obietnic minęło kilka miesięcy. Sprawdziliśmy, czy uczelni udało się je spełnić. Wystarczył jeden post w mediach społecznościowych na jednej ze studenckich grup. Odzew był spory. Kilkadziesiąt komentarzy pod naszym wpisem, a w wiadomościach prywatnych pisały kolejne osoby. Z kilkoma udało się nam porozmawiać telefonicznie. Większość chciała rozmawiać anonimowo. Część studentów obawia się, że ich zdanie mogłoby zaszkodzić już i tak wystarczająco trudnej sytuacji, w której się znaleźli. Z relacji wszystkich wynika to samo: wciąż nie mają wpisanych wszystkich ocen, nadal czekają na terminy obron, wydanie kart przebiegu studiów czy dyplomy.
Studenci: wszystko stoi w martwym punkcie
Studentka psychologii czekająca na obronę (chce pozostać anonimowa) mówi nam, że studia skończyła w lipcu 2024 roku. - Od tamtej pory ani jedna osoba z mojego roku nie uzyskała ani karty przebiegu studiów, ani dyplomu, ani się nie obroniła - wylicza. Dodaje też, że za każdym razem, kiedy jej grupa walczyła o wpisanie ocen w karcie przebiegu studiów, słyszeli tylko: "spokojnie, proszę się nie martwić". - Przekonywali nas, że oni u siebie w systemie je widzą, a my nie. Zaliczaliśmy wszystkie przedmioty w terminie. Pisaliśmy prośby do prowadzących, żeby mogli z nami te zajęcia przeprowadzić. Podeszliśmy do egzaminów, wykładowcy przesłali protokoły z egzaminów do BOS (Biuro Obsługi Studentów), ale ocen nadal nie wpisywali. Twierdzili, że prowadzący tych ocen nie przesyłali, gdzie nasze dowody wskazują inaczej - mówi nasza rozmówczyni. Dodaje, że wykładowcy twierdzą z kolei, że ich możliwości są blokowane przez uczelnię.
Oprócz tego - jak twierdzi - studentom zalecane jest, by sami "udowadniali", w jaki sposób zdobyli oceny, żeby przyspieszyć cały proces. - Nadal wszystko stoi w martwym punkcie. W odpowiedziach otrzymujemy informację, że ze względu na "skomplikowaną" procedurę potrzebna jest dalsza i głębsza weryfikacja. Ludzie się boją, że to nigdy się nie skończy. Potracili pracę, niektórzy się rozwiedli, musieli zrezygnować z pracy, bo dużo osób miało na przykład uczyć w szkołach. Obietnice były, kuratorium nie chce już przyjmować oświadczeń, że jesteśmy studentami, że ukończyliśmy uczelnię i czekamy - ubolewa.
Jej zdaniem studenci słyszą obietnicę za obietnicą, wysyłają uczelni ponaglenia. To na nic. - Prowadzona jest weryfikacja weryfikacji. I tak cały czas. Najgorsze jest to, że nawet, jakby studenci chcieli przejść na inną uczelnię, to bez tej karty przebiegu studiów nie mogą podjąć się uzupełnienia przedmiotów. Bo nie ma wtedy możliwości obrony na innej uczelni. A nie każdego stać, żeby wyłożyć 30 tysięcy złotych na kolejne studia, bo byśmy musieli zaczynać wszystko od początku - opowiada dalej studentka. I dodaje: - Poświęciliśmy na te studia trzy lata. Byłam na każdym zjeździe, siedziałam tam od 8 do 21. Wysyłaliśmy prace, przeprowadzaliśmy badania, które były potrzebne do prac magisterskich. Przeszły przez antyplagiat, ale terminów obron nie ma i jesteśmy w zawieszeniu.
- Mamy około 40, 50 lat i z nas się śmieją, że daliśmy się w takie coś po prostu władować. Człowiek chciał rozpocząć uczciwie pracę. To były nasze zainteresowania, marzenia. Teraz mamy obawy, czy znajdziemy zatrudnienie. Karta przebiegu studiów otwiera ścieżkę, żeby zacząć gdzieś indziej. 30 tysięcy złotych przepadło. Nie ma sposobu, żeby te dokumenty odzyskać - ubolewa na koniec nasza rozmówczyni.
Czeka na pieniądze
Jarosław Ubik pochodzi z Kłodzka, miasta, które w ubiegłym roku ucierpiało przez powódź. - Była nas grupa pięciu osób, która zapisała się do tej uczelni. To było w grudniu 2023 roku. Po czym rozpętała się ta cała afera i złożyłem rezygnację jako pierwszy, a pozostali moi znajomi zrobili to samo po kilku dniach. Bardzo szybko dostałem odpowiedź, że moja rezygnacja została przyjęta i przyznano mi zwrot pieniędzy w kwocie 5397 złotych, gdzie za studia zapłaciłem 7400 złotych. Znajomi dostali pieniądze, ja nie. Pisałem maile, dzwoniłem. Dodzwonić się tam to był wielki problem - opowiada.
Student w końcu wysłał uczelni przedsądowe wezwanie do zapłaty. To również nie pomogło. - W grudniu złożyłem pismo do prokuratury i opisałem całą sytuację. Prokuratura nie zażądała ode mnie żadnych dowodów, nie przesłuchano mnie w tej sprawie. Dowiedziałem się od nich, że po weryfikacji kwota, która zostanie mi przyznana, to już 3120 złotych. Do dzisiaj nie wiem, w oparciu o jakie dokumenty. Po odpowiedzi prokuratury dostałem pieniądze. Prawnik powiedział, żebym wniósł o ograniczenie kwoty od pozwu, żeby dopłacili różnicę. W grudniu minął rok i cały czas z tym walczę - mówi.
"Sytuacja absurdalna, frustrująca i wyniszczająca"
Michalina Mielnicka opowiada nam tak: - Zapisałam się na magisterkę z psychologii. Właściwie problemy były już od pierwszego zjazdu: wykładowcy, którzy byli zdziwieni, że mają z nami wykłady, opóźnienia więc były niemałe. Powtarzało się to regularnie. Sama treść merytoryczna była świetna.
Problem pojawił się wtedy, gdy wybuchła afera. - Z końcem zeszłego semestru podjęłam decyzję o innej szkole. Zapisałam się do nowej placówki z myślą, że będę mogła wskoczyć na drugi rok, skoro pierwszy skończyłam w Collegium Humanum. Tym bardziej że w zaliczenia włożyłam mnóstwo energii, wychodząc na koniec z samymi bardzo dobrymi ocenami. Finał jest taki, że karty przebiegu studiów nie mam do dziś, więc musiałam powtarzać pierwszy rok w nowej placówce. Najpierw data wydania karty była wskazana na 30 września, potem 31 stycznia, teraz na kwiecień. Składając wniosek o skreślenie mnie z listy studentów w sierpniu, odpowiedź na takowy otrzymałam dopiero z końcem stycznia - ubolewa.
Kolejna osoba, (anonimowa) studentka, kierunek: psychologia zwierząt. - Moja psychologia zwierząt to żart. W zeszłym roku zajęcia ruszyły dopiero w styczniu, po naszych licznych mailach. Oczywiście godzin nie wyrobiliśmy zgodnie z programem. W tym semestrze zajęć dla nas brak. Kazali złożyć podania o indywidualny tok studiów (bo niby jest nas za mało), o czym dowiedzieliśmy się z rozmowy z pracownikiem BOS. Nikt nas oficjalnie nie poinformował, po prostu nie ma nas w planie. Podania złożone - cisza. Brak odpowiedzi, brak zajęć. Brak opiekuna specjalności. Oczywiście każą sobie płacić, bo ich zdaniem program zajęć zrealizowaliśmy i dostęp do materiałów mamy. Promotorzy to kolejny żart. Wielu pracowników rozwiązało współpracę z uczelnią. Przydzielono nas do innej osoby. Seminarium online - "to wy sobie spokojnie piszcie, wszystko wiecie". Taka pomoc.
Studentka psychologii, w zeszłym roku skończyła pracę magisterską i ją wysłała, opowiada nam, co stało się dalej: - Od ponad roku żyję w stanie zawieszenia, sytuacji absurdalnej, frustrującej i wyniszczającej. Jestem jedną z wielu osób poszkodowanych przez aferę Collegium Humanum. Mimo że moją pracę magisterską oddałam prawie rok temu, nadal nie mogę się obronić, nie mogę uzyskać wpisów ocen, nie mogę się przenieść, nie mogę iść dalej w życiu. Co chwilę słyszymy nowe terminy, kolejne obietnice - najpierw karty miały być wydane do końca stycznia, teraz termin znowu został przesunięty. Ile jeszcze razy? Ile jeszcze miesięcy? To niekończący się koszmar, w którym nikt, absolutnie nikt, nic nie robi, a państwo patrzy na to obojętnie.
Pozew zbiorowy na dwa miliony złotych
O to, czy coś się zmieniło, zapytaliśmy również radczynię prawną reprezentującą studentów w pozwie zbiorowym. Jak twierdzi, po naszej ostatniej rozmowie w listopadzie, działania uczelni nie uległy zmianie. - Filia Rzeszów wydała kilka kart oraz odbyło się kilka obron, ale nikt nie wie, jaki był schemat wyboru studentów. Jednocześnie nie ma żadnego schematu w zakresie kwalifikacji do wydania kart, czy z kolejnością wpływu. Tak samo w kwestii weryfikacji ocen - przekazuje nam Jolanta Molska-Jerin, radczyni prawna z Kancelarii Radców Prawnych Molska-Jerin & Wspólnicy. Jej zdaniem "działania realizowane przez rektora mają charakter pozorny".
- Niestety, pisma z prokuratury nie wnoszą nic nowego, a odpowiedź z sądu rejonowego sprawującego nadzór nad postępowaniem karnym wskazuje, że pomimo iż doradca restrukturyzacyjny był ustanowiony w trybie zabezpieczenia w postępowaniu przygotowawczym, to sąd nie ma nad nim nadzoru - zauważa.
- Studenci są w tym samym miejscu, uczelnia wciąż nalicza opłaty, warunkuje wydawanie kart od wpłat zaległości, oceny nie są uzupełniane. Powyższe jest niezgodne z przepisami. Jedyny sukces to wszczęcie postępowania przez UOKiK, ale wyłącznie zainicjowane przez studenta. W Sądzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów toczy się sprawa cywilna - mówi nam Molska-Jerin.
Jak dodaje, do pozwu przystąpiło obecnie ponad 100 osób, ale sprawa jest na etapie komunikacji z sądem, uzupełniania braków i udzielania wyjaśnień. - Wierzytelność z pozwu obejmuje ponad dwa miliony złotych - wylicza. I ocenia: - Niewiarygodne jest to, że uczelnia wciąż funkcjonuje, nie realizuje swoich obowiązków wynikających z ustawy, jak i zawartych umów świadczenia obsługi edukacyjnych.
Radczyni przyznaje jednocześnie, że wielu studentów jest wciąż w bardzo trudnej sytuacji. - Nikt im nie jest w stanie pomóc. Przykładem jest studentka, która z uwagi na brak dyplomu, pomimo iż miała pismo, że czeka na termin obrony, nie doczekała się jej, przez co nie mogła pozostać w Hongkongu, gdzie pozostawiła dziecko pod opieką ojca. Potrzebuje mieć wizę studencką albo pracowniczą, aby móc tam wrócić. Pomimo zaangażowania trzech lat i ukończenia studiów nie został jej wyznaczony termin obrony. Z dzieckiem ma kontakt tylko na odległość, trwa to od lipca zeszłego roku, tym samym jest zrozpaczona. Jedynym wyjściem jest ukończenie kolejnych studiów w Polsce, na studia w Hongkongu jej nie stać, gdyż są płatne i w przeliczeniu na złotówki koszt to około 400 tysięcy złotych - zauważa radczyni.
- Takich sytuacji, które doprowadziły do dramatów indywidualnych osób, jest setki. Niewiarygodne jest to, że żaden podmiot nie czuje się władny do rozwiązania tej sytuacji - podsumowuje.
Uczelnia: dyplomy są wydawane systematycznie
Pytania w tej sprawie wysłaliśmy również do uczelni. Po dwóch tygodniach oczekiwania rektor "Varsovii" Magdalena Stryja zaprosiła nas jednak z kamerą na rozmowę. Jak stwierdziła, nie chciała operować "suchymi liczbami", wolała porozmawiać, na co chętnie przystaliśmy.
Wnętrze siedziby uczelni zlokalizowanej w atrakcyjnej lokalizacji - w Alejach Jerozolimskich - robi wrażenie. W windzie, która nas wiezie na samą górę, na ekranie panelu pokazuje się nam uśmiechnięta rektor Stryja. Ściany korytarza prowadzącego do biura rektoratu są pełne obrazów. Wystrój - luksusowy. Spotykamy się w sali z dużym stołem, gdzie - jak twierdzi pani rektor - codziennie trwają prace zespołu powołanego do zajmowania się trudną sytuacją studentów.
Na początek zapytaliśmy, co zmieniło się od listopadowej konferencji. Rektor odpowiada, że "bardzo dużo". 2 grudnia 2024 roku odbyło się pierwsze posiedzenie nowo powołanego Senatu, na którym został zatwierdzony nowy wzór dyplomów w związku ze zmianą nazwy uczelni, która nastąpiła 21 czerwca 2024 roku. Następnie Varsovia dostała "zielone światło" od Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, że może wydawać dyplomy już z nową nazwą. Została powołana komisja weryfikacyjna, złożona z blisko 25 członków, w tym nauczycieli akademickich i dydaktyków. - Systematycznie wydawane są dyplomy. Podpisałam już około 500 dyplomów, które studentom zostały już wydane. Odbyło się ponad 350 obron. Tak naprawdę od połowy grudnia, kiedy to jako rektor w pełni przejęłam zarządzanie uczelnią i procesem weryfikacji (wcześniej zajmował się tym zarząd), obrony są cały czas planowane, cały czas się odbywają. W ciągu 2,5 miesiąca wydanych zostało już ponad tysiąc kart przebiegu studiów - zapewnia nas Magdalena Stryja.
Na pytanie, ile jest osób, które się obroniły i czekają na dyplom, rektor odpowiada: - Dyplomy wydajemy na bieżąco. Co oznacza, że osoby, które się obroniły w styczniu, w lutym, te dyplomy już otrzymują. Nawet dzisiaj będę podpisywała kolejną partię dyplomów. W zeszły czwartek podpisałam około 300 dyplomów. Ten proces jest w pełni prawidłowy i przebiega należycie. Jeśli chodzi o te osoby, które broniły się wcześniej i czekają na dyplomy, to ich sytuację weryfikujemy, aby otrzymany dokument nie budził nigdy żadnych wątpliwości.
W listopadzie zeszłego roku studenci byłego Collegium Humanum protestowali przed uczelnią. Pojawiło się wówczas około 100 osób, które dopominały się o wydanie dokumentów poświadczających przebieg i ukończenie studiów, a także o ogłoszenie terminów obrony prac licencjackich i magisterskich. Jak mówili, poszkodowanych w wyniku opieszałości uczelni jest kilka tysięcy.
- Były protesty, studenci wyrażali swoje niezadowolenie, co rozumiem i co przyjęłam z bólem serca, deklarując, że - tą zastaną przeze mnie sytuację - uporządkuję jak najszybciej. Dziś z protestującymi jesteśmy po spotkaniach ze mną i z całym moim kolegium rektorskim. Studenci mają do mnie bezpośredni telefon, po prostu dzwonią. I właśnie jedna z organizatorek protestu niedawno do mnie zadzwoniła i powiedziała, że bardzo dziękuje, bo widzi ogromne tempo i ogromny postęp weryfikacji. Studenci widzą, że zaległe oceny pojawiają się w systemie, że jest bardzo zintensyfikowany kontakt. Ogromna, włożona praca, żeby sytuację naprawić i wyprostować. Działamy dalej - zapewnia nas rektor, odnosząc się do protestu.
Na pytanie o to, ilu studentów zrezygnowało od momentu wybuchu afery, stwierdza, że "były rezygnacje, co jest zrozumiałe, ale nie jest to aż tak duża skala". - Studenci bardzo lubią naszą uczelnię, bardzo cenią sobie wykładowców. Oni naprawdę intensywnie studiują, uczą się, pracują i bardzo angażują się w życie studenckie - zauważa.
Nie wskazuje jednak konkretnej liczby studentów, którzy zdecydowali się opuścić uczelnię.
Opłaty za rezygnację ze studiów
Wiele osób skarży się na opłaty związane z rezygnacją ze studiów. Na studenckiej grupie często pojawiają się pytania, czy muszą płacić i właściwie dlaczego. Z czego to wynika? - Te kwestie są zapisane w umowach. Sytuacja każdego studenta jest jednak rozpatrywana indywidualnie. Jeżeli student postanowił zrezygnować np. w listopadzie albo w grudniu, ale podejmował kształcenie od 1 października, uczestniczył w zajęciach, był aktywny, to jest fragment, za który uczelnia zapewniła mu usługę edukacyjną i student z tej usługi skorzystał. To jest proporcjonalnie opisane. Jesteśmy bardzo prostudentcy, analizujemy wszystko na korzyść studenta - tłumaczy nam Stryja.
Mimo tego - zdaniem wielu studentów - kontakt z Biurem Obsługi Studenta jest utrudniony. Dlaczego? - Nie mogę się z tym zgodzić. Może rzeczywiście na poziomie października, listopada, grudnia takie problemy były. W tej chwili wszyscy studenci są w kontakcie z BOS. BOS jest przeorganizowany. Powołałam pełnomocnika rektora do spraw obsługi studentów, zespół weryfikacyjny i kierownika zespołu. Wszystkie te jednostki są w stałym kontakcie z komisją. (…) Kilkadziesiąt osób odpisuje na pytania studentów, bo stały kontakt jest dla nas priorytetem - zapewnia nas rektor.
Zniecierpliwieni studenci bezustannie zastanawiają się, kiedy cały proces wydawania dokumentów się zakończy. Zapytaliśmy, czy na ten moment są już wstępne szacunki. Rektor odpowiada: - Przygotowujemy teraz taką analizę i myślę, że za dwa, trzy tygodnie spotkamy się wszyscy i przedstawimy przybliżoną datę końcową. Wtedy będę mogła powiedzieć też na przykład, jak procentowo wygląda kwestia wydanych już wszystkich dokumentów typu zaświadczenia o przebiegu studiów czy dyplomy, a także ile mamy zaplanowanych obron, w jakich odstępach czasowych. (…) My musimy te obrony odpowiednio rozplanować, żeby mogli być wszyscy wymagani przepisami prawa członkowie komisji, żeby mógł być promotor, żeby mógł być przewodniczący. Wszystkie obrony organizujemy stacjonarnie.
"Jesteśmy bardzo blisko celu"
Studenci wielokrotnie podkreślają, jak bardzo ucierpieli przez aferę i jak mocno musieli przeorganizować swoje życiowe plany przez to, że wciąż czekają w niepewności na dokumenty. Co rektor by im powiedziała?
- Na pewno chciałabym powiedzieć studentom, że jest mi bardzo przykro. Proszę pamiętać, ja jestem tutaj od maja i moim zadaniem jest to, aby uczelnia dalej działała, uporządkowanie sytuacji, aby uczelnia się rozwijała. A elementem, żeby uczelnia działała i się rozwijała, jest to, żeby studenci mogli mieć dobre kształcenie, zgodne ze wszystkimi wymogami prawnymi, i żeby mogli się obronić, żeby mogli dostać dyplom, którego nikt nie zakwestionuje (…) żeby nie było żadnych wątpliwości na tym polu - zapewnia Stryja.
- Rozpoczęliśmy bardzo intensywnie legalny proces dyplomowania i proces wydawania dyplomów. Moim głównym celem jest doprowadzić do tego, żeby ten proces kształcenia był realizowany na bieżąco, płynnie, w czasie rzeczywistym, bez zaległości na tym polu. Na ten moment wszystko musi być zweryfikowane i do tego zmierzamy. Jesteśmy już bardzo blisko tego celu - podsumuje rektor.
Afera w byłym Collegium Humanum i kłopoty studentów
Kłopoty studentów Collegium Humanum zaczęły się w dniu, w którym do siedziby uczelni wkroczyło CBA. Wśród pierwszych zatrzymanych osób był ówczesny rektor uczelni Paweł Cz., który następnie trafił do aresztu. To był luty 2024 roku. W związku z pełnieniem przez niego funkcji rektora wyższej uczelni niepublicznej prokurator zarzucił Cz. popełnienie przestępstw polegających przede wszystkim na przyjmowaniu korzyści majątkowych w zamian za wystawienie poświadczających nieprawdę dokumentów w postaci świadectw ukończenia studiów podyplomowych, a także popełnienie przestępstw nadużycia stosunku zależności służbowej i doprowadzenia innych osób do obcowania płciowego lub poddania się innym czynnościom seksualnym, a także kierowania gróźb wobec świadków w celu wywarcia wpływu na ich zeznania w sprawie.
Pozostałym zatrzymanym zarzucono również udział w zorganizowanej grupie przestępczej założonej i kierowanej przez Pawła Cz. i popełnienie wspólnie z nim przestępstw związanych z przyjmowaniem korzyści majątkowych w zamian za wystawianie poświadczających nieprawdę dokumentów ukończenia studiów podyplomowych. Po dyplomy MBA, doktoraty i habilitację do Pawła Cz. mieli się zgłaszać nie tylko politycy i ich rodziny, ale także sportowcy, celebryci i naukowcy. Mowa nawet o setkach takich dokumentów.
Były rektor opuścił areszt w listopadzie zeszłego roku.
W lutym tego roku Cz. został pozbawiony tytułu doktora. Taką decyzję podjął senat Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej.
Od wybuchu afery studenci wielokrotnie zgłaszali się do nas, opowiadając o tym, że uczelnia wstrzymała wydawanie dokumentów: kart przebiegu studiów czy dyplomów. Nie mogli doprosić się także organizowania egzaminów czy wpisania ocen. Wielokrotnie podkreślali, że są w beznadziejnej sytuacji.
W końcu część osób zdecydowała się na przystąpienie do pozwu zbiorowego.
Uczelnia tłumaczyła swoje działania trwającym procesem weryfikacji, co potwierdzał nam wówczas powołany zarządca przymusowy "Varsovii". Jak twierdził, trwa to tak długo, bo sprawdzana jest między innymi autentyczność ocen czy dokumentów, których natychmiastowego wydania domagali się studenci. Zarządca zasłaniał się również tym, że wydanie takich, które poświadczałyby nieprawdę, stanowiłoby przestępstwo.
Ministerstwo monitoruje sytuację
Z kolei zapytane o sytuację studentów Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego w obszernej odpowiedzi podkreśla między innymi, że "na bieżąco monitoruje sytuację Uczelni Biznesu i Nauk Stosowanych "Varsovia" oraz pozostaje w kontakcie z jej władzami".
"Z wyjaśnień otrzymanych od uczelni wynika, że wznowiony został proces wydawania dokumentacji przebiegu studiów oraz przeprowadzania procesu dyplomowania. Jednak, z uwagi na kwestie związane z koniecznością każdorazowej weryfikacji dokumentacji przebiegu studiów i kształcenia podyplomowego, proces ten jest działaniem czasochłonnym. Władze uczelni informują ministra o podejmowanych działaniach naprawczych" - czytamy.
Resort zapewnił też, że uczelnia wdrożyła odpowiednie procedury. Oprócz tego podkreślono, że minister "na bieżąco śledzi sytuację uczelni oraz podejmuje stosowne, przewidziane przepisami prawa, działania nadzorcze".
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Klemens Leczkowski / tvnwarszawa.pl