W czasie przebudowy dworca droga na peron przypomina tor przeszkód. - Zdarzało mi się pomagać wcześniej ludziom, którzy byli całkowicie zagubieni - mówi jeden z pasażerów. Pytany o to, czy starsi mają duży problem, odpowiada: -Tak, bo zwłaszcza schody strasznie dają w kość. Jeśli ktoś ma walizki, jest to utrudnienie - zauważa. Wyzwaniem jest dojście na peron dziewiąty. To droga najpierw w dół, później w górę, tunelem, kładką, później długim zejściem, aby z dworca wyjść na ulicę i znowu szukać peronu. - Jestem zdziwiona. Mam nadzieję, że tam są jeszcze tory kolejowe, bo ja nie wiem, czy tam cokolwiek zastanę - zastanawia się jedna z pasażerek.
Pociągi na niewłaściwych torach
Od połowy marca aż cztery razy na Warszawskim Węźle Kolejowym doszło do pomyłek związanych ze skierowaniem pociągu na niewłaściwy tor. I zawsze generowały one utrudnienia, opóźnienia i obawy o bezpieczeństwo. - Pasażerowie byli w każdej chwili tego przejazdu, mylnie wyprawionego pociągu, bezpieczni. To był po prostu błąd ludzki, który niestety przydarzył się w pewnej serii - ocenia Andrzej Bittel, wiceminister infrastruktury.
- Całą odpowiedzialność zrzuca się na podstawowych pracowników, czyli dyżurnych ruchu i maszynistów, a tak być nie może, bo ktoś odpowiada za przygotowanie systemów bezpieczeństwa - komentuje słowa wiceministra Leszek Miętek ze Związku Zawodowego Maszynistów Kolejowych w Polsce.
"Chodzenie na skróty"
Maszyniści na chaos na torach skarżą się od dawna. W piśmie do Ministerstwa Infrastruktury alarmują, że ich wnioski traktowane są jak pobożne życzenia. Dodają, że nie doszło do katastrofy, ale wydaje się ona kwestią czasu. Sprawie już przygląda się kancelaria premiera. - Troszeczkę przekornie mówimy, że dla zarządcy infrastruktury to najlepiej, jakby pociągi w ogóle nie jeździły, niepotrzebnie im się między nogami kręcą i te pociągi do niczego nie są potrzebne. Jeżeli w spółce Polskie Linie Kolejowe prowadzenie pociągów jest produktem ubocznym, a rozliczani są przede wszystkim z inwestycji, no to niestety prowokuje tego typu chodzenie na skróty - wskazał dalej Miętek. Spółka PKP PLK nadzorowana jest przez Ministerstwo Infrastruktury, które teraz uspokaja.
- W swoim własnym domu remontujemy łazienkę, są momenty, w których nie można z niej skorzystać albo jest korzystać z niej o wiele trudniej, tak? To jest jakby naturalny proces. Jak wymieniamy szafki w kuchni, to też nie możemy tam zawsze włożyć naczyń - stwierdził minister infrastruktury Andrzej Bittel.
Najważniejsze, by nie doszło do wypadku
- Rozumiem, że kończą się w tym roku budżety unijne i trzeba rozliczyć finansowanie, ale przecież realizujemy te inwestycje po to, żeby dało się sensownie jeździć pociągami i nie możemy doprowadzić do czegoś takiego, że kolej zostanie wielkim placem budowy, a wyprosimy z tego środka transport wszystkich pasażerów. Natomiast ta sytuacja na Dworcu Zachodnim, i chyba w wielu innych miastach w Polsce, zaczyna cos takiego przypominać - ocenia Jakub Majewski, ekspert z Fundacji ProKolej. Najważniejsze, aby nie doszło do wypadku. Tak jak dekadę temu pod Szczekocinami. Dwa pociągi znalazły się na jednym torze. Po czołowym zderzeniu zginęło 16 osób. Dlatego również PKP PLK sprawę traktuje poważnie i wdraża środki bezpieczeństwa. - Obniżamy emocje. Wprowadzamy działania, które pozwolą wesprzeć dyżurnych ruchu w realizacji ich zadań - zapowiada minister Bittel. Ma zwiększyć się liczba kontroli na stacjach oraz nadzór zwierzchników lub instruktorów na dyżurnymi. Związkowcy nie mają pewności, czy to wystarczy.
Autorka/Autor: Aleksandra Kąkol
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24