W czerwcu 2014 roku budynek Universalu przy skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich ma pokryć się mozaiką małych i dużych reklam. Organizatorzy akcji dopuszczają także inną lokalizację w centrum Warszawy.
"Art-projekt designerski"
I zapowiadają: - Zbierzemy w jednym miejscu duże korporacje i małe firmy działające w Polsce w celu wykreowania wspólnego wizerunku. To nie będzie prymitywny billboard z logotypami firm, to będzie art-projekt designerski. Zależy nam na rozwoju powiązań pomiędzy dużymi, średnimi i małymi firmami działającymi w Polsce w spójnym celu – kształtowania pozytywnego wizerunku – tłumaczy Zurab Kochiashvili koordynator projektu "Wizerunek Polskiego Biznesu".
Jak zapewnia, nad wszystkim ma czuwać "profesjonalny designer", który z logotypów ułoży wielki obraz.
- W ten sposób [inicjatywa] wspiera polski biznes, polskiego producenta, każdą firmę, niezależnie od tego czy to jest ogromna korporacja, czy nawet najmniejsza firma, każdy z nich jest godny uwagi i szacunku, co poprawia wizerunek biznesu. Bo dzięki każdej z nich, polska gospodarka idzie do przodu i od tego zależy nasza przyszłość i przyszłość naszych dzieci - czytamy na stronie internetowej projektu.
Prawie jak Amsterdam
Pomysł jest zaskakujący. W Warszawie od dawna toczy się ostra dyskusja o wielkoformatowej reklamie. Ostatnie miesiące to już wręcz konflikt - z nieprzychylnymi reakcjami spotkały się firmy, które reklamowały się na elewacji Smyka czy na płachtach zasłaniających dom przy Dolnie Służewieckiej.
W dodatku sama idea nie jest wcale oryginalna - organizatorzy przyznają, że to kopia projektu z Amsterdamu. Deklarują przy tym, że "część dochodów zostanie przekazana na fundusze wspierające dzieci".
Wszystko to nie przekonuje Wojciecha Wagnera, naczelnika Wydziału Estetyki Miasta. - Odwołanie się do przykładu holenderskiego niezbyt mnie przekonuje - tam taka reklama funkcjonuje na zasadzie kontrastu, jednorazowego wyjątku, tu odgrywa jedynie głośną partię w ogólnej kakofonii. Wypada wyrazić żal, że w taki sposób kreowany ma być "wizerunek polskiego biznesu" - ocenia w liście przesłanym do naszej redakcji Wojciech Wagner.
I dodaje: - Niezależnie od towarzyszących temu przedsięwzięciu intencji, polega on, jak każda poprzednia reklama wielkoformatowa w tym miejscu, na agresywnej ingerencji w przestrzeń publiczną przekazem reklamowym.
Nie tylko on negatywnie ocenia projekt. Witold Weszczak z grupy M20 twierdzi, że pomysł jest "przestarzały i beznadziejny". - To, co wymyśliła agencja reklamowa, to jest głębokie średniowiecze. W Warszawie tego typu płachty reklamowe są coraz bardziej niemile widziane. Firmy, które będą się tam reklamowały, zamiast zyskać na wizerunku, to stracą - komentuje Weszczak.
W słowach nie przebierają też czytelnicy Kontaktu 24
Miasto chce walczyć z reklamą
Dwa tygodnie temu nowy naczelnik Wagner powiedział, że dostrzega problem reklamy wielkoformatowej w stolicy i zamierza go rozwiązać.
- Chciałbym, żeby miasto jeszcze lepiej zarządzało reklamami, które znajdują się na terenach miejskich. Są rzeczy które należałoby tam poprawić - mówił zastrzegając, że do skutecznej walki potrzebne są zmiany w prawie. Zadeklarował, że stawia sobie za cel usunąć z miasta reklamy nielegalne, czy, jak je nazywa, anarchiczne.
Tak wygląda Smyk bez reklam:
Tak wygląda Smyk.
Wisłostrada: 11 kilometrów / 237 reklam (po jednej stronie)
lata/b/roody
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl