Tylko 45 minut trwał mecz 24. kolejki T-Mobile Ekstraklasy między Legią i Jagiellonią. W tym czasie kibice gospodarzy przedarli się na sektor przyjezdnych i z powodu burd, na wniosek biura bezpieczeństwa miasta oraz obserwatora PZPN, spotkanie zostało zakończone przy stanie 0:0.
- Decyzja jest ostateczna i nieodwołalna - poinformował spiker Wojciech Hadaj. Wszyscy zebrani na stadionie zostali wezwani do opuszczenia go.
W trakcie pierwszej połowy doszło do zamieszek na trybunie gości. Kibice Legii przedarli się na ich sektor i musiała wkroczyć policja. Wcześniej fani Jagiellonii rzucali w kierunku murawy oraz trybuny gospodarzy petardy hukowe.
Po gwizdku sędziego sygnalizującym przerwę Biuro Bezpieczeństwa m.st. Warszawy przerwało spotkanie.
Gawor: "Istniało zagrożenie życia kibiców"
- Decyzja została podjęta przez dwoje moich pracowników oddelegowanych na spotkanie, po konsultacji z moim zastępcą Markiem Kujawą. Jestem wprawdzie za granicą, ale w pełni ją popieram - skomentowała Ewa Gawor, dyrektor Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego m. st. Warszawy. - Kibice i organizatorzy nie dali nam żadnej szansy na to, by postąpić inaczej. Z moich informacji wynika, że na trybunach była regularna bitwa. Istniało zagrożenie życia kibiców, dlatego została podjęta taka, a nie inna decyzja - wyjaśniła.
- Po raz pierwszy zdarzyło się, żebyśmy byli zmuszeni przerwać mecz w jego trakcie. Teraz przedstawimy pisemne uzasadnienie, a organizator ma prawo do odwołania - dodała Gawor.
"Poprosiłem policję o wsparcie"
Jak podała Polska Agencja Prasowa, według nieoficjalnych informacji rozważane było wznowienie meczu przy pustych trybunach. Przez długi czas nikt jednak nie potrafił oficjalnie potwierdzić żadnych informacji.
Ostatecznie w sali konferencyjnej pojawił się dyrektor ds. bezpieczeństwa Legii.
- Dziś na trybunach odbyły się incydenty z udziałem kibiców. Jako kierownik ds. bezpieczeństwa tej imprezy około godz. 18.35 poprosiłem policję o wsparcie. Policja wkroczyła, a o godz. 18.42 przedstawiciel urzędu miasta stołecznego Warszawy wydał decyzję z rygorem natychmiastowej wykonalności, o przerwaniu imprezy. Informacja została przekazana sędziemu, delegatowi PZPN i publiczności - powiedział Dariusz Derewicz.
Jak przekazał delegat za pośrednictwem rzeczniczki prasowej "Wojskowych" Izabeli Kuś, prawdopodobnie w środę Komisja Ligi podejmie decyzję, czy mecz zostanie dokończony w innym terminie, czy zostanie zweryfikowany jako walkower.
- W szatni czekaliśmy na rozwój wypadków. W końcu przyszedł do nas kierownik drużyny i powiedział, że mamy się przebierać, wracamy do Białegostoku. Nie wiem czy mecz powinien zostać wznowiony, bo kibice obydwu drużyn naruszyli chyba wszystkie możliwe regulaminy. Trzeba takie sytuacje negować i wyciągać wnioski. Przy linii bocznej było bardzo głośno z powodu rac hukowych - powiedział Jakub Tosik, rezerwowy piłkarz Jagiellonii, który w trakcie incydentów rozgrzewał się w pobliżu trybuny gości.
Rzeczniczka Jagiellonii Agnieszka Syczewska dodała: - Czekamy na raport delegata. Decyzję Komisji Ligi poznamy w przyszłym tygodniu. Z tego co wiem, był pomysł na kontynuowanie spotkania przy pustych trybunach, ale z przyczyn formalnych nie było takiej możliwości.
CZYTAJ TEŻ: "TO NIE KIBICE, TO ZWYKLI BANDYCI"
Zamknięta "Żyleta"
Mecz odbywał się przy zamkniętej trybunie północnej, tzw. "Żylecie". Była to kara za masowe odpalenie na niej pirotechniki w trakcie spotkania z Koroną.
Na razie jeszcze nie wiadomo w jaki sposób ukarane zostaną oba zespoły po niedzielnym meczu. Najprawdopodobniej Jagiellonia dostanie walkowera, do tego posypią się kary finansowe i zakazy wyjazdowe plus zamknięcie na kilka spotkań Pepsi Areny.
Apel o spokój na trybunach Legii
PAP, iwan/mz