Mężczyźni, którzy wpadli pod lód w parku Moczydło, najprawdopodobniej założyli się, kto pierwszy dojdzie do leżącego na nim kamienia. Według świadków, zwycięzca miał dostać litr wódki.
Dziewczynka, która obserwowała wypadek z brzegu, mówi że nad jeziorko przyszło trzech mężczyzn.
- Powiedzieli żebyśmy się odsunęli, przeszli i mówili o zakładzie o litr wódki. Jeden powiedział, że nie chce ryzykować – mówi.
Na lód weszli dwaj pozostali. 17- i 20-latek. Lód miał się najpierw załamać pod jednym z nich, drugi ponoć próbował go ratować. W pewnym momencie obaj zniknęli pod lodem.
- Jeden pan przyszedł i zapytał, czy możemy wyrwać z koleżanką kawałek drewna. Rzucił go, ale ten chłopak już nie dał rady go chwycić – opowiada dziewczynka.
Strażak zanurkował w przeręblu
Chwilę później na miejscu pojawiły się karetki pogotowia, policja i strażacy. Ratownicy do przerębla dostali się dopiero po rozłożeniu trapu pneumatycznego
- Strażak nurek zszedł pod wodę i zaczął przeszukiwać ten akwen. Wydobył jedną osobę, została ona przekazana zespołowi pogotowania ratunkowego. Po chwili wydobył drugą osobę – relacjonuje Nikodem Kiełbowicz ze straży pożarnej.
Młodzi mężczyźni nie oddychali, nie mieli też pulsu. Jeden z nich spędził pod lodem 20 minut, drugi 8 minut więcej.
Ratownicy zaczęli reanimację jeszcze nad brzegiem jeziorka, potem zdecydowali się przewieźć chłopaków do dwóch warszawskich szpitali. Przed godzina 21.00 dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że jeden z nich nie żyje. Drugi zmarł w czwartek.
Ojciec jednego z nich mówi, że nie rozumie jak mogło dojść do wypadku. - Prawdopodobnie jechał do swojej dziewczyny, możliwe, że się umówili w tamtym miejscu. On tam był z kolegą. Tam była grupka osób koleżanek z kolegami – mówi Jacek Perzyna.
Mężczyzna nie wierzy też w zakład. - Syn był odpowiedzialny – dodaje.
wp/roody