Zamiast przewozu osób w stolicy można spotkać coraz więcej "taksówek bagażowych".
- To jawna kpina z prawa, bo przecież nie wożą bagażu tylko pasażerów. Dla mnie wszystko jest jasne: chcesz wozić ludzi zarobkowo, musisz mieć licencję - denerwuje się w rozmowie z "Gazetą Stołeczną" jeden z licencjonowanych taksówkarzy.
Bo nie mają 3,5 tony
Według obowiązującego prawa dla pojazdów do 3,5 tony w transporcie drogowym rzeczy nie potrzeba licencji. Dlatego niektórzy kierowcy wożą w bagażniku paczki. W razie kontroli wystarczy, ze pasażer przyzna, że to jego bagaż i już "taksówkarza" ukarać nie można.
Dlatego licencjonowani kierowcy założyli jak sami o sobie mówią: "nieformalną grupą antyprzewozową" i od pewnego czasu dokumentują na zdjęciach nielegalne taksówki.
"Proceder będzie coraz większy"
- Zjawisko niby-taksówkarzy bagażowych dopiero się zaczyna, ale wkrótce może się rozrosnąć do ogromnych rozmiarów - przewiduje w rozmowie z "Gazetą Stołeczną" Paweł Biedrzycki, szef Super Taxi.
Jak donoszą taksówkarze, na "bagażówkach" jeżdżą głównie kierowcy, którzy wcześniej działali pod szyldem "przewozu osób". Uchwalona przez parlament zmiana prawa zniosła limit licencji i dała przewoźnikom rok na wyrobienie dokumentu. Ale kierowcy "przewozu osób" maja problemy ze zdawaniem egzaminu (gdzie sprawdzana jest np. topografia miasta) lub byli karani, co ich dyskwalifikuje.
Najwięcej w korporacjach
Na pomysł takiego przekształcania, według taksówkarzy, mieli wpaść szefowie korporacji, w których barwach jeździło wiele aut "przewozu osób", żeby uniknąć kar, za podszywanie swoich samochodów pod legalne taksówki.
Nieuczciwych przewoźników może kontrolować Inspekcja Transportu Drogowego lub policja. - Kogoś, kto wozi pasażerów bez licencji jako taksówka bagażowa, możemy ukarać 3 tys. zł. Pasażer musi jednak zeznać, że zamówił normalny kurs a nie transport towaru - mówi "GS" Alvin Gajadhur, rzecznik Inspekcji.
mjc/roody
Źródło zdjęcia głównego: | Fakty po Faktach