W lesie na północnym krańcu Warszawy można natknąć się na zagadkowe betonowe pozostałości. To fragmenty zbudowanej blisko sto lat temu radiostacji. Wspólnie ze społecznikami podążyliśmy śladami cudu techniki międzywojennej Polski.
Las na granicy Bemowa i Starych Babic to miejsce chętnie odwiedzanie przez spacerowiczów, biegaczy czy rowerzystów. Wielu jednak mija wystające z ziemi betonowe elementy, zastanawiając się, jaka kryje się za nimi historia. W jej odkrywaniu pomogli nam członkowie Stowarzyszenia Park Kulturowy Transatlantycka Radiotelegraficzna Centrala Nadawcza.
Betonowe bloki
Podróż w czasie zaczynamy niedaleko miejsca, gdzie ulica Radiowa zbiega się z ul. Leskiego. Tu można zobaczyć zachowane betonowe bloki. - To fragmenty budynku radiostacji nadawczej, a obok są pozostałości po cewkach nadawczych, które doprowadzały sygnał do anteny – tłumaczy Jerzy Bogdan Raczek, autor książki o radiostacji.
Sama konstrukcja powstała na przedpolu Warszawy w latach 1921-23. W jej otwarciu uczestniczy; m.in. prezydent Stanisław Wojciechowski, który wówczas wymienił depesze z prezydentem USA Calvinem Coolidgem. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT.
Wspomniana przez Raczka antena znajdowała się na dziesięciu stalowych masztach wysokich na 126,5 metra – rozstawione były co około 400 metrów.
- Na każdym wisiało po 16 przewodów miedzianych, które emitowały sygnał radiotelegraficzny. Była to bowiem radiostacja, która posługiwała się alfabetem Morse’a – wyjaśnia nasz przewodnik.
Elementy podstaw masztu można zobaczyć idąc w głąb lasu, niedaleko ulicy Kocjana. - Przy każdym były cztery stopy fundamentowe, a na nich osadzone elementy konstrukcyjne, które się pięły w górę – zaznacza Raczek. I zauważa: - Stal na stopach trzyma się jeszcze dobrze.
Wysadzona przez Niemców
Dlaczego maszty i radiostacja nie zachowały się w całości? Losy konstrukcji, która służyła Polakom w okresie II RP rozstrzygnęły się podczas II wojny światowej. We wrześniu 1939 roku o radiostację toczyły się zacięte walki. Podczas okupacji była wykorzystywana przez Niemców. - Została wysadzona 16 stycznia 1945 roku, dosłownie na kilkanaście godzin przed wkroczeniem wojsk polskich te tereny – mówi Raczek.
Jeszcze w czasie wojny droga wzdłuż masztów była pilnie strzeżona przez Niemców. - Obawiali się ataku Armii Krajowej z terenów Puszczy Kampinoskiej. Droga była utwardzona żużlem. Bez przerwy jeździli tam i z powrotem Niemcy na motocyklach z bronią gotową do strzału – wyjaśnia nasz przewodnik. – W tej chwili mamy tu las, ale w tamtym okresie to były po prostu pola, nieużytki, na których ludność wypasała bydło – dodaje.
O czuwajkach i stopach
Po oryginalnej radiostacji pozostały jeszcze inne szczególne ślady – tak zwane czuwajki. Stacjonowali w nich w czasach międzywojnia wartownicy, którzy pilnowali, żeby nikt nie uszkodził urządzeń radionadawczych. Były cztery takie wartownie.
Odwiedziliśmy jedną z nich. Zachowała się, ale jej stan pozostawia wiele do życzenia. - To pomieszczenie po pierwsze było oszklone, a po drugie był tam piecyk do ogrzewania po to, żeby stworzyć wartownikowi dobre warunki w okresie zimowym - wyjaśnia Raczek.
"Największe polskie osiągnięcie"
Członkowie stowarzyszenia walczą teraz, żeby pozostałości przetrwały. Zaapelowali między innymi do wojewódzkiej konserwator o wpisanie ich do rejestru zabytków.
- Ta stacja była największym polskim osiągnięciem radiotechnicznym w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Dorównywała podobnej konstrukcji, która wcześniej powstała w Stanach Zjednoczonych - przekonuje Stanisław Chrapek, członek stowarzyszenia.
I podkreśla, że teren, na którym rozciągała się cała konstrukcja może kryć jeszcze tajemnice. - Są przekazy ustne, ze zostały tam zakopane dokumenty, archiwum związane ze stacją badawczą – zdradza Chrapek. - Dlatego to miejsce trzeba przebadać, a przede wszystkim chronić - puentuje.
O tym, dlaczego stacja jest wyjątkowa
Nadawcza radiostacja transatlantycka
Mapy dostarcza Targeo.pl
WIĘCEJ ARCHIWALNYCH ZDJĘĆ WARSZAWY NA STRONIE NARODOWEGO ARCHIWUM CYFROWEGOAndrzej Rejnson