W ratuszu wyraźnie słabnie entuzjazm do budowy podziemnych parkingów. Rafał Trzaskowski przekonuje, że na tych istniejących 40 procent miejsc jest pustych. I chciałby je efektywniej wykorzystać. Słuszne plany mogą jednak nie wytrzymać zderzenia z rzeczywistością.
- W 40 procentach parkingi podziemne każdego dnia stoją puste - stwierdził w marcu w radiu ZET prezydent stolicy. Jako przykład wskazał garaż pod centrum handlowym Złote Tarasy. Nie zdradził jednak, kto i kiedy wykonał takie badanie, dlatego postanowiliśmy o to dopytać.
- Obłożenie parkingów na średnim poziomie 60 procent dotyczy ścisłego centrum Warszawy, a konkretnie pięciu parkingów (czterech prywatnych i jednego miejskiego) położonych w najbliższym sąsiedztwie Pałacu Kultury i Nauki. Badanie było prowadzone przez pracowników stołecznego ratusza, którzy w terenie sprawdzali liczbę zajętych miejsc w dniach 17 - 18 stycznia, a także 21 stycznia tego roku - wyjaśnił Tomasz Demiańczuk z biura prasowego urzędu miasta.
Jak sprecyzował później, chodziło o parkingi pod placem Defilad (od strony ul. Marszałkowskiej) i na nim, garaże w biurowcach Warsaw Financial Center i Rondo 1, a także pod Złotymi Tarasami.
Rozmawialiśmy także z wiceprezydentem Robertem Soszyńskim, odpowiedzialnym między innymi za drogownictwo. Zastrzegł on, że analiza była "niepogłębiona, robocza, robiona na własny użytek". - Okazało się, że wolnych miejsc parkingowych jest istotnie dużo, choć nie zaryzykowałbym tak precyzyjnego stwierdzenia, że to 40 procent - zastrzegł Soszyński.
"Wiedza dla koneserów"
Nie spierając się o procenty, można stwierdzić, że wnioski urzędników są zbieżne z ustaleniami stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. W październiku 2017 roku, w odpowiedzi na powracające deklaracje budowy podziemnych parkingów, aktywiści opublikowali mapę, z której wynikało, że taka inwestycja jest niepotrzebna.
Policzyli wtedy miejsca na podziemnych parkingach komercyjnych i miejskich: pod biurowcami, centrami handlowymi czy hotelami. Doliczyli się 11 tysięcy takich stanowisk. "Wolne miejsca są praktycznie zawsze nawet w tych z ceną 5 zł/h" - przekonywali.
I apelowali o skuteczniejsze karanie mandatami za nielegalne parkowanie oraz podwyższenie stawek za postój w płatnej strefie, zanim zapadną decyzje o wydaniu milionów złotych. Zwrócili też uwagę na brak informacji o wolnych miejscach: "Poszukiwania parkingów uświadomiły nas, że informacja o istnieniu niektórych z nich to wiedza dla prawdziwych koneserów (np. pod placem Defilad czy w BUW-ie). Dlatego dziwimy się, że nie ma jeszcze aplikacji, która by na bieżąco informowała, gdzie jest ile wolnych miejsc".
Niespełna dwa lata później w te same nuty uderzył Rafał Trzaskowski w radiu ZET (tym razem cytat ze stycznia). - Nie ma potrzeby budowania 10 czy 15 parkingów (podziemnych – red.), bo mamy niewykorzystane miejsca. Najpierw chcemy wprowadzić aplikację pokazującą parkingi, które są, i lepiej oznaczyć te parkingi - zapowiedział w rozgłośni.
O "nieskonsumowanej wiedzy" powiedział nam również wiceprezydent Soszyński. - Bierzemy pod uwagę przeorganizowanie sposobu zarządzania miejscami parkingowymi i informacją na ich temat – zapowiedział ostrożnie.
E-parkowanie tylko w strefie
Bardziej efektywne wykorzystanie istniejących miejsc wydaje się kierunkiem oczywistym. Aplikacja rzeczywiście powstaje (już od trzech lat), ale efektem końcowym prezydent i jego zastępca mogą być rozczarowani. Bo wbrew oczekiwaniom, system e-parkowanie obejmie wyłącznie naziemne miejsca w płatnej strefie, nie uwzględni tych na podziemnych parkingach komercyjnych, ani nawet miejskich na Parkuj i Jedź (Park&Ride).
- Aplikacja wskazująca wolne miejsca postojowe nigdy nie miała być aplikacją uniwersalną, kompleksową. Przeznaczeniem systemu e-parkowanie są miejsca postojowe przyuliczne - informuje Karolina Gałecka, rzeczniczka Zarządu Dróg Miejskich. - Co ciekawe, projekt unijny dotyczy jedynie 10 tysięcy miejsc. ZDM z własnej woli i za własne pieniądze pokryje e-parkowaniem całą Strefę Płatnego Parkowania Niestrzeżonego - dodaje.
Gałecka daje nadzieję na włączenie do systemu dwóch podziemnych parkingów należących do miasta, czyli pod placem Krasińskich i między Polną a Waryńskiego. Ale nie od razu. - Procedura przetargowa na wyłonienie wykonawcy i operatora e-parkowania powinna zakończyć się w drugim kwartale 2019 roku. W kolejnym etapie, po uruchomieniu projektu dla SPPN, będziemy mogli przystąpić do projektu dla parkingów podziemnych. Technicznie jest to jak najbardziej możliwe – zapewnia.
Dlaczego drogowcy nie włączą do e-parkowania miejsc komercyjnych? Sytuacja wydaje się jedną z tych, na której wygrywają wszyscy. Operator ma korzyść, bo więcej miejsc jest zajętych. Okoliczni mieszkańcy nie zmagają się z autami porzuconymi byle gdzie. A kierowcy nie krążą zirytowani w poszukiwaniu postoju.
Ale Zarządu Dróg Miejskich takie argumenty nie przekonują. - Nie jest w interesie miasta, aby kierować pojazdy na komercyjne parkingi, kiedy od 20 lat w Warszawie funkcjonuje SPPN, a jak wiemy jej celem jest zmniejszenie potoku pojazdów do centrum i zwiększenie rotacji na miejscach parkingowych. Poza tym, byłaby to duża niegospodarność finansowa, kiedy miasto stworzyłoby aplikację przeznaczoną dla podmiotów komercyjnych. Budżet pochodzi z podatków, jako miasto nie będziemy za pieniądze mieszkańców fundować podmiotom komercyjnym, które czerpią zysk z parkingów dedykowanej im aplikacji – tłumaczy Gałecka.
ZTM potrafi, ZDM nie może
Sposobem na wypełnienie podziemnych garaży może być także lepsza informacja zewnętrzna. Przy dwóch wspomnianych lokalizacjach brakuje jakichkolwiek komunikatów o liczbie wolnych miejsc. Szczególnie dotkliwe jest to w przypadku tego z wjazdem od Polnej. Jego istnienie zdziwiło nawet reporterów tvnwarszawa.pl z wieloletnim doświadczeniem w pracy na warszawskich ulicach.
Dlaczego drogowcy nie wymuszą na firmach, które dzierżawią garaże, wyjścia z takimi danymi na zewnątrz? - Niestety prawa rynku są takie, że podmiot zewnętrzny i tak odliczyłby sobie koszty budowy systemu od proponowanej stawki za dzierżawę. W rezultacie miasto i tak poniosłoby koszty związane z budową systemu – odpowiada Karolina Gałecka. Pytanie, czy mówienie o "systemie" nie jest przesadą, gdy chodzi o tak o elementarne dane.
Wyświetlacze pokazujące dokładną informację o liczbie zajętych i wolnych miejsc działają choćby na parkingach Park&Ride: Młociny III i Stokłosy. - W przypadku tego pierwszego system działa na zasadzie monitoringu sczytującego i zliczającego tablice rejestracyjne samochodów. Na Stokłosach funkcjonuje bezobsługowy system zliczania pobranych kart parkingowych. Działa ona także na parkingach Anin SKM oraz Ursynów, jednak w przypadku tych dwóch ostatnich obiektów nie jest wyświetlana informacja o liczbie zajętych / wolnych miejsc - tłumaczy Michał Grobelny z Zarządu Transportu Miejskiego.
Według Roberta Buciaka z Zielonego Mazowsza, przewodniczącego Branżowej Komisji Dialogu Społecznego ds. Transportu, aplikacja niezbierająca danych z parkingów komercyjnych, nie ma sensu. - Bo parkowanie to system naczyń połączonych. Jeśli obejmie tylko miejsca naziemne, będzie zachętą do parkowania właśnie tam, bo to będzie łatwiejsze. Tymczasem ona powinna kierować przede wszystkim na parkingi podziemne - przekonuje.
Jednak, jak dowodzi Buciak, najważniejszą zachętą do parkowania pod ziemią, ale też inwestowania w takie garaże, będą wyższe ceny za parkowanie na powierzchni. Taką możliwość daje znowelizowana ustawa o drogach publicznych, która wejdzie w życie we wrześniu. Dziś w Warszawie ceny za parkowanie ustalone są na najwyższym poziomie przewidzianym we wciąż obowiązującej ustawie. Nie zmieniały się od ponad dekady i były jedną z głównych przyczyn klęski programu budowy podziemnych garaży w ramach partnerstwa prywatno-publicznego (PPP), o czym pisaliśmy niedawno na tvnwarszawa.pl.
Parking, na który dotrą nieliczni:
Piotr Bakalarski