Delegacja pielęgniarek wyszła do dziennikarzy zaraz po tym, jak podeszła do nich grupa rodziców pacjentów z oddziału laryngologicznego; niektórym towarzyszyły chore dzieci.- Jesteśmy przerażeni tym, co dzieje się tu od prawie dwóch tygodni. Nie odejdziemy od łóżek dzieci i nie zamierzamy opuścić Centrum Zdrowia Dziecka - mówiła jedna z matek. Jak dodała, to, co się dzieje w szpitalu, odbywa się przede wszystkim ze szkodą dla przebywających tam dzieci.- Jesteśmy na polu walki. Walczymy, pewnie bardziej emocjonalnie niż ci wszyscy, którzy tam strajkują – mówiła jedna z matek. - To nie może być tak, żeby zakładnikami tego wszystkiego były dzieci – to one i my cierpimy najbardziej – dodała.Rodzice opowiadali, że na oddziale, gdzie leczone są ich dzieci, jest spokojnie, pacjenci mają zapewnioną opiekę – przez te pielęgniarki, które pozostały i dyżurują oraz przez lekarzy. Dodali, że ich niepokój najbardziej powodują przekazy medialne, a w nich m.in. informacje o braku porozumienia, możliwości zlikwidowania CZD czy przenosin pacjentów do innych placówek.
Rodzice chcą leczenia ich dzieci w CZD
Rodzice nie odpowiadali na pytania, kogo obwiniają za tę sytuację; jak podkreślali, zależy im, by dzieci były leczone tutaj, przez dobrych lekarzy, do których mają zaufanie, z zapewnioną opieką pielęgniarską.Jak mówili, żadna z pielęgniarek nie informowała ich, że odejdą od łóżek pacjentów czy złożą wypowiedzenia (takie formy zaostrzenia strajku były wcześniej zapowiadane).Nasiłowska podchodziła do rodziców i zapewniała, że dzieci nigdzie nie będą przewożone. - Proszę się uspokoić - prosiła, apelując, by rodzice zaufali pielęgniarkom, że te nie zostawią pacjentów.Potem po raz kolejny przekonywała dziennikarzy, że strajkującym nie chodzi o pieniądze, ale przede wszystkim o bezpieczeństwo pacjentów. Jej zdaniem głos protestujących pielęgniarek nie jest słyszany, a zgłaszane przez nie problemy – o charakterze systemowym – ignorowane.- Zarząd związku, mając na względzie bezpieczeństwo pacjentów i personelu, podjął decyzję, że na razie odkładamy referendum, które mogłoby doprowadzić do tego, że odchodzimy całkowicie od pacjenta. Robimy to tylko i wyłącznie dla dobra dzieci, pacjentów – powiedziała.- My chcemy bezpieczeństwa dla dzieci, dla rodziców, dla nas - jako osób wykonujących zawód pielęgniarki. Jesteśmy dalej niesłyszane. Ignoruje się to, co my mówimy. Jest 11 dzień strajku a cały czas rozmawiamy z osobami nieuprawnionymi - oceniła Nasiłowska.
Nasiłowska po raz kolejny przekonywała dziennikarzy, że strajkującym nie chodzi o pieniądze, ale przede wszystkim o bezpieczeństwo pacjentów. Jej zdaniem głos protestujących pielęgniarek nie jest słyszany.
Pielęgniarki i położne z Instytutu "Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka" rozpoczęły strajk 24 maja. Spór zbiorowy z dyrekcją trwa od grudnia 2014 r.
Od początku protestu pielęgniarki odmawiają odpowiedzi na pytania mediów, jakie konkretnie są ich oczekiwania finansowe oraz jakie dopuszczają propozycje kompromisowe. Nie chcą mówić o pieniądzach, ponieważ - jak tłumaczą - postulat finansowy jest tylko jednym z wielu.
Dyrekcja zaproponowała im w piątek 250 złotych podwyżki.
Nasiłowska zapewniła, że w szpitalu cały czas normalnie odbywają się planowe operacje, a w placówce znajduje się ponad 200 dzieci. Na oddziałach pracuje oddziałowa i jedna pielęgniarka. - My tak pracowałyśmy normalnie przed strajkiem, tylko oddziałowa miała inne kompetencje i co innego robiła – wyjaśniała.
"Strajk może doprowadzić do likwidacji szpitala"
W piątek przed południem głos zabrała dyrektor Centrum Zdrowia Dziecka Małgorzata Syczewska. Wezwała strajkujące do uwzględniania sytuacji finansowej instytutu i powrót do pracy. - Dalszy strajk może doprowadzić jedynie do tragedii - stwierdziła.
Syczewska poinformowała, że żądania płacowe pielęgniarek nie mogą być spełnione ze względu na brak środków. Zdaniem dyrektor dalszy strajk może doprowadzić nawet do likwidacji szpitala. - Jedynymi, którzy mogą uchronić instytut od tragedii, są sami strajkujący - przekonywała.
W środę wieczorem Magdalena Nasiłowska mówiła dziennikarzom, że większość punktów porozumienia została omówiona, a jeden pozostał sporny. Nie ujawniła który, ale nieoficjalnie mówi się, że chodziło o wynagrodzenia.
Ile zarabiają pielęgniarki?
Pielęgniarki i położne z Instytutu "Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka" rozpoczęły strajk 24 maja. Spór zbiorowy pielęgniarek z dyrekcją trwa od grudnia 2014 r.
Od początku protestu pielęgniarki odmawiają odpowiedzi na pytania mediów, jakie konkretnie są ich oczekiwania finansowe oraz jakie dopuszczają propozycje kompromisowe. Nie chcą mówić o pieniądzach, ponieważ - jak tłumaczą - postulat finansowy jest jednym z wielu.
W CZD jest zatrudnionych 791 pielęgniarek i 9 pielęgniarek kontraktowych. Pielęgniarki przekonują, że każdego dnia w szpitalu brakuje ich ok. 70. Średnia płaca pielęgniarki w Instytucie - jak podaje dyrekcja - to wraz z dodatkami 4,9 tys. zł brutto, zależy ona m.in. od stażu pracy i specjalizacji. Pielęgniarka bez doświadczenia otrzymuje płacę zasadniczą w wysokości ok. 2,5 tys. brutto, a po okresie próbnym również dodatki.
Duże zadłużenie szpitala
Sytuacja finansowa szpitala od lat jest trudna. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł na wtorkowym posiedzeniu komisji zdrowia ocenił ją wręcz jako dramatyczną. Zadłużenie placówki wzrosło w ostatnich latach z 68 mln zł w 2007 r. do ponad 336 mln zł. Dyrekcja szacuje, że pierwsze kilka dni strajku pielęgniarek kosztowało ok. 4 mln zł.
Rada Naukowa Instytutu ocenia, że obecna sytuacja placówki jest skutkiem wieloletnich zaniedbań systemowych i podkreśla, że aby ją uzdrowić konieczne są m.in. zmiany systemu finansowania wysokospecjalistycznej opieki. Resort zapowiada podwyższenie wyceny specjalistycznych świadczeń pediatrycznych.
Centrum Zdrowia Dziecka realizuje świadczenia zdrowotne dla dzieci i młodzieży z zakresu lecznictwa szpitalnego, ambulatoryjnego oraz rehabilitacji. Szpital dysponuje ponad pół tysiącem łóżek dla dzieci i młodzieży z najpoważniejszymi problemami zdrowotnymi oraz wieloma specjalistycznymi poradniami. Rocznie przyjmuje ok. 30 tys. pacjentów. Są tu wykonywane zabiegi, których nie przeprowadza się w żadnej innej placówce, np. przeszczepy wątroby u dzieci.
Odesłali pacjentów
Z powodu strajku większość małych pacjentów musiała opuścić szpital. Ci, których stan zdrowia na to pozwalał, zostali wypisani do domu, wymagających leczenia szpitalnego odesłano do innych placówek, nie tylko w Warszawie, ale także w innych miastach na terenie kraju.
Główne zdjęcie: Marcin Obara / PAP
PAP/ec/b/skw