Czemu policja przerwała biwak? "Cyrk, paranoja, policyjny kraj"

Policja tłumaczy swoją interwencję
Źródło: Artur Węgrzynowicz/ tvnwarszawa.pl
Ojciec oderwał dziecko od telewizora i zrobił biwak z prawdziwego zdarzenia, a policja wszystko popsuła - taki obraz wyłania się z internetowych komentarzy do interwencji mundurowych z Bemowa. Policja tłumaczy, że za wszystkim stała troska o dobro dziecka. Zarówno funkcjonariusze, jak i specjalista od survivalu zaznaczają, że do takich wypadów trzeba być przygotowanym.

Interwencję w bemowskim parku opisała na swojej stronie stołeczna policja. We wtorek na numer alarmowy zadzwonił zaniepokojony mężczyzna, według którego w pobliżu rezerwatu Fosa Groty od kilku dni mieszkał chłopiec. Dziecko miało spać w szałasie zrobionym przez ojca z gałęzi i liści, i kąpać się w pobliskim jeziorze. Miało też żywić się złowionymi przez ojca rybami.

Policja pojechała na miejsce. Wezwano również pogotowie, bo - według mundurowych - chłopczyk był przestraszony, a na ciele miał liczne ślady po ukąszeniach owadów. Ostatecznie trafił w ręce matki, a ojciec biwak zakończył na komisariacie policji. Został przesłuchany i zwolniony, a sprawa trafiła do prokuratury. Ta będzie sprawdzać, czy nie doprowadził do "narażenia życia lub zdrowia dziecka".

"Podać rękę i zapytać, jak biorą ryby"

Po tym, jak opublikowaliśmy tę informację na tvnwarszawa.pl, na naszym forum zaczęła się dyskusja, czy interwencja rzeczywiście była niezbędna. Zdecydowana większość czytelników uważa, że mundurowi przesadzili:

- To, że policja zainteresowała się sprawą, jest jak najbardziej zrozumiałe i prawidłowe. Nie rozumiem tylko, czemu przerwali biwak i ojca wezwali na komisariat - zastanawiał się gizmo.

- Podać rękę tacie po męsku, małego zapytać jak ryby biorą i już! - dodała Asia.

- Niedługo więzienia będą przepełnione rodzicami dzieci, które przewróciły się w ferworze zabawy i starły kolano. To śmieszne. Nie dziwię się, że dziecko było przestraszone. Nagłe wtargnięcie policji (obcych), rozdzielenie z rodzicami, przewiezienie w obce miejsce... Dorosły nie byłby zachwycony, co dopiero dziecko - skomentowała Marlena.

"Bo kąpało się w jeziorze"

Chcieliśmy zapytać policjantów, co właściwie skłoniło ich do tak zdecydowanej interwencji. Z tymi, którzy byli na miejscu, nie udało nam się porozmawiać. Wypowiedziała się dla nas rzeczniczka bemowskiej policji, Joanna Banaszewska:

- Jesteśmy jak najbardziej za tym, żeby każdy aktywnie spędzał czas ze swoim dzieckiem. Ale przede wszystkim bezpiecznie. To miejsce na pewno nie było przygotowane do biwakowania, a szałas znajdował się dwa metry od jeziora i dziecko kąpało się w tym jeziorze! - tłumaczyła.

Według niej, mężczyzna przyznał też, że jedną noc spędził z dzieckiem pod gołym niebem, a drugą w prowizorycznym szałasie. - Nie było żadnych rzeczy, które służyłyby do bezpiecznego biwakowania. Dziecko nie miało żadnych rzeczy do higieny osobistej - powiedziała rzeczniczka.

Później okazało się też, że matka nie wiedziała o tym, jak spędza czas jej dziecko. - Była kompletnie zaskoczona. Miało przebywać u dziadków - zaznaczyła Banaszewska.

Od ugryzienia komara, kąpieli w jeziorze i braku szczoteczki do zębów do "narażenia zdrowia lub życia" droga jest jednak daleka. Czy cała sytuacja rzeczywiście musiała się skończyć na komisariacie? Co właściwie zmusiło policję do przerwania biwaku?- pytamy w imieniu internautów.

- Najnormalniej w świecie byliśmy zaniepokojeni warunkami, w jakich przebywał chłopiec. W obozowisku nie było nawet butelki z wodą pitną, dziecko było mocno pogryzione przez owady i wystraszone, dlatego policjant interweniujący na miejscu podjął taką decyzję - przekazał rzecznik stołecznej policji Mariusz Mrozek.

I dodał: - Nie przesłuchuje się człowieka w krzakach. Nie mamy takich zwyczajów. A internautom trzeba zadać pytanie, co by powiedzieli, gdyby to dziecko za tydzień wylądowało w szpitalu, np. z zapaleniem płuc? Wtedy winna byłaby policja, bo się nie zainteresowała.

"Trzeba to robić z głową"

O "obóz przetrwania" w miejskim parku zapytaliśmy też prawdziwego eksperta od survivalu, byłego operatora GROM-u, Navala. On też zwraca uwagę na przygotowanie.

- Nawet w naszym klimacie, w Europie, noce bywają zimne. Trzeba mieć ciepłą kurtkę, coś przeciwdeszczowego - ocenił.

I dodał, że nocleg z dzieckiem pod gołym niebem bez żadnego wyposażenia uznaje za bezmyślność i niepotrzebne narażanie się: - Nie będzie się to wiązało z przeżywaniem czegoś fajnego, a tak powinien być traktowany survival. Trzeba to robić z głową. Żeby to dobrze zrobić, trzeba się przygotować - podsumował.

Były operator GROM-u: bezmyśle zachowanie

jsy/bf/r

Czytaj także: