W weekend Katarzyna Augustynek opowiadała przed kamerą TVN24 swoją wersję wydarzeń po zatrzymaniu w alei Szucha podczas czwartkowej demonstracji przed Trybunałem Konstytucyjnym przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE W TVN24 GO
Babcia Kasia twierdzi, że była brutalnie traktowana i obrażana na komisariatach w Pruszkowie i Piastowie, opowiadała, jak na oczach innych funkcjonariuszy miała zostać siłą rozebrana przez dwie policjantki. Zapowiedziała też pozwy i zażalenie na działania służb. - Na komisariacie, oprócz tego, że byłam obrażana - odnoszono się do mojego wieku, płci, wyglądu, ale to jest normalna rzecz, jeśli chodzi o kontakty policji z nami - w pewnym momencie kazano mi iść do toalety. Wyglądała na męską. Kazano mi się rozebrać. Ja nigdy się sama nie rozbieram, bo uważam, że po pierwsze, nie powinno mnie tam w ogóle być, bo byłam na legalnym zgromadzeniu, a po drugie, takich rzeczy się w ogóle nie powinno robić – mówiła między innymi.
"Szereg kłamstw"
W poniedziałek do sprawy odniósł się rzecznik Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak, który podkreślał, że to "są nie fakty, a oskarżenia ze strony" kobiety. - To są słowa, które wskazuje pani Katarzyna A., bo dla nas to nie jest Babcia Kasia, tylko Katarzyna A., której zostały postawione zarzuty w związku chociażby z naruszeniem nietykalności cielesnej policjantów, w związku między innymi ze znieważeniem policjantów, ale to także osoba, która pogryzła policjantkę w trakcie wykonywanych czynności – zaznaczył rzecznik na wstępie rozmowy z reporterem "Faktów" TVN.
Podkreślił, że oskarżenia skierowane przez kobietę pod adresem funkcjonariuszy są weryfikowane przez Biuro Kontroli Komendy Głównej Policji. - Biorąc pod uwagę nasze ustalenia, jestem przekonany, że czynności biura wykażą szereg kłamstw, które pojawiły się w oświadczeniu pani Katarzyna A. – dodał w rozmowie z tvnwarszawa.pl.
I zaznaczył, że komenda stołeczna nie będzie sprawy oceniać do czasu trwania czynności Biura Kontroli. Dodał też, że w jednostkach policyjnych są kamery monitoringu. - Jestem przekonany, że zostały zabezpieczone przez Biuro Kontroli – podkreślił.
"Jest moje słowo przeciwko ich słowom i ich ewentualnym nagraniom"
W "Faktach po Faktach" TVN24 w poniedziałek Katarzyna Augustynek powiedziała, że podtrzymuje swoją relację. Przypomniała, że zarzuca policjantom między innymi poniżanie czy przemoc fizyczną. - W pewnym momencie wylądowałam na ziemi, na brudnej podłodze toalety zdzierano ze mnie stanik i to co miałam pod spódnicą – mówiła między innymi. Dodała w swojej relacji, że leżała na brzuchu przyciśnięta do ziemi. Zaznaczyła też, że policjanci nie mówili, dlaczego wywieźli ją do komisariatu poza stolicą.
- Sytuacja osoby zatrzymanej jest taka, że jest pozbawiona swoich rzeczy. Jest sama najczęściej, a oni (policja – red.) mają przewagę nagrywania wszystkiego i wszędzie. Jest moje słowo przeciwko ich słowom i ich ewentualnym nagraniom – zaznaczyła.
Przez prowadzącego "Fakty po Faktach" była pytana o zarzuty kierowane pod jej adresem, że wcześniej między innymi gryzła policjantkę. - Jeśli nawet tak, to ja się broniłam, nie to, że pogryzłam. Osoba zatrzymana, taka jak ja, musi się w jakiś sposób bronić. Skoro mnie szarpią, gniotą, stosują przemoc, obrażają werbalnie, muszę się bronić. Często ja się bronię w radiowozie w środku - przekonywała.
Podkreśliła, że demonstrowanie na ulicach jest jej zdaniem zgodne z prawem. - Zgodnie z Konstytucją mamy prawo spacerować, głosić nasze poglądy. Tak zwane rozporządzenie covidowe nie może zmienić Konstytucji, wiec nie jest legalne powoływanie się na ten akt prawny - mówiła Augustynek.
Autorka/Autor: ran/r
Źródło: "Fakty" TVN, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24