Wolontariusze z części autobusowej Dworca Zachodniego skarżą się na problemy w koordynacji pomocy dla osób przybywających z Ukrainy. - Jest poczucie wielkiej dezorganizacji. Nie ma tu tak naprawdę jednego punktu informacyjnego - twierdzi jedna z kobiet pomagających uchodźcom. Problemem ma być też dostęp do toalet, stref odpoczynku czy odpowiednich oznaczeń, które wskazałyby potrzebującym miejsca, w których mogą szukać pomocy.
Tłok, nerwy i ogromne kolejki do kas - tak w poniedziałek, czyli w 12. dniu inwazji Rosji na Ukrainę, wyglądał Dworzec Zachodni, jeden z największych w Polsce węzłów komunikacyjnych, przez który przewijają się osoby uciekające przed wojną. Większość z nich dociera tam pociągami, inni przyjeżdżają autobusami. Na dworcu autobusowym działają dwa punkty - recepcyjny, koordynowany przez urząd wojewódzki oraz informacyjny, kierowany przez władze miasta - gdzie uchodźcy mogą uzyskać podstawową pomoc i informacje. Na terenie dworca dzień i noc pracują wolontariusze. O tym, z jakimi mierzą się trudnościami, opowiadali reporterce TVN24 Mai Wójcikowskiej.
- Jest poczucie wielkiej dezorganizacji. Nie ma tu tak naprawdę jednego punktu informacyjnego. Staramy się zorganizować dla osób, które jadą gdzieś dalej, jakiś ciepły posiłek, kanapki, rzeczy, które są przydatne dzieciom w podróży. Mieliśmy do tej pory niemal przez 24 godziny na dobę gorącą kawę i herbatę. Były dostawy soków i żywności. Zaczęło się to od niewielkiej grupy wolontariuszy. Od takiej małej grupy urosło to do rangi stowarzyszenia Front Pomocy Ukrainie - powiedziała Nina Zielińska, koordynatorka ze stowarzyszenia Front Pomocy Ukrainie.
Jak opisywała, przez Dworzec Zachodni przewija się dziennie kilka tysięcy osób, które zwykle kontynuują podróż do innych części Polski i Europy. Dworzec staje się dla nich tylko przystankiem na trasie, w którym spędzają od kilku godzin do nawet kilku dni. - Nie ma tutaj dużej poczekalni dla matek z dziećmi - wyliczała wolontariuszka. Są tam tylko dwa punkty, w których nie wszyscy mogą się zmieścić. Pozostali odpoczywają gdzie się da - na krzesłach, na karimatach rozłożonych na ziemi czy siedząc na walizkach.
Czytaj również: Jak pomóc uchodźcom? Lista organizacji i zbiórek
Problem z dostępem do płatnych toalet
- Brakuje toalet. Toalety, które są na dole, są odpłatne. Nie każdy ma pieniądze - dodała Zielińska. Zdarza się, że wolontariusze z własnej kieszeni wykładają drobne na ten cel. Problem ten opisywał także w mediach społecznościowych poseł Koalicji Obywatelskiej Franek Sterczewski. "Dworzec PKS Warszawa Zachodnia. WC kosztuje trzy złote. Uchodźcy nie mają złotówek, więc wolontariusze i wolontariuszki płacą za nich z własnej kieszeni. Niekiedy 100 złotych dziennie(!!!). WC na wszystkich dworcach w Polsce powinny być bezpłatne i to natychmiast!" - apelował.
Zapytaliśmy mailowo spółkę PKS Polonus, czyli zarządcę dworca autobusowego, czy w związku z zaistniałą sytuacją istnieje możliwość zwolnienia uchodźców z opłat za korzystanie z toalet. We wtorek Edyta Sobolewska-Socha z zespołu prasowego spółki zapewniła, że są obecnie są one udostępniane osobom przybywającym z Ukrainy za darmo.
O problemie z dostępem do WC opowiadali również wolontariusze pomagający na Dworcu Centralnym. W poniedziałek po południu spółka PKP SA poinformowała w komunikacie, że toalety na wszystkich dworcach kolejowych w Warszawie są udostępniane pasażerom oraz uchodźcom za darmo. "Dotyczy to także toalet, na których znajdują się bramki. Ze względów sanitarnych związanych z utrzymaniem porządku bramki (kołowrotki) nie zostały otwarte, ale obsługa toalet umożliwia wejście bez ponoszenia opłat" - podano.
Wolontariusze: sami sobie to wszystko ogarniamy
Wolontariusze z Dworca Zachodniego skarżą się również, że brakuje rzetelnej informacji, dobrej organizacji i koordynacji działań pomocowych. - Sami sobie to wszystko ogarniamy. Nie ma tu jednej głównodowodzącej osoby, przychodzimy i zmieniamy się, jak chcemy - mówił reporterce TVN24 jeden z wolontariuszy, pracujący przy namiocie, gdzie prowadzona jest zbiórka darów dla uchodźców.
Wolontariusze opowiadają, że brakuje również jasnej informacji wizualnej i dźwiękowej, ulotek, map miasta z oznaczeniem punktów pomocowych. - Chodzi o to, żeby było dokładnie wiadomo, gdzie jest ambasada Ukrainy, urząd do spraw cudzoziemców, urząd wojewódzki, jakie są telefony pierwszej pomocy, infolinie - wyliczała wolontariuszka Halina Żyła.
Jej zdaniem zamieszczenie takich informacji na plakatach czy ulotkach znacznie ułatwiłoby pracę ochotników niosących na dworcu pomoc. - Ludzie chaotycznie się tutaj poruszają i tego wszystkiego nie wiedzą, dlatego są kolejki przy punkcie informacyjnym - opowiadała. I dodała, że w ciągu dnia wolontariusze odpowiadają po kilkadziesiąt albo i kilkaset razy na te same pytania, na które odpowiedzi można by w łatwy sposób zebrać w broszurach.
- Wolontariusze też są ciągle w chaotycznym ruchu, nie wiedzą czasem, jak coś załatwić - opisywała. Choć nie brakuje im zapału, na przeszkodzie w niesieniu pomocy staje także bariera językowa. Brakuje osób posługujących się językiem ukraińskim, a nie wszystkie osoby przybywające do Polski z Ukrainy znają język polski czy angielski. Do tego dochodzą nerwy, zmęczenie i zagubienie, co utrudnia komunikację. W poniedziałek reporterka TVN24 Maja Wójcikowska spotkała na Dworcu Zachodnim kilka starszych kobiet, które za pośrednictwem tłumaczki opowiadały jej, że wojna zmusiła je, by po raz pierwszy w życiu wyjechały za granicę.
Kolejnym problemem, na który zwracają uwagę wolontariusze, ma być też niedostatek oznaczeń poszczególnych stref dla uchodźców - nie jest jasne, gdzie szukać miejsc do odpoczynku, pomieszczeń dla matek z dziećmi czy punktu pomocy medycznej.
Rzecznik Woli o działaniu wolontariatu na Dworcu Zachodnim
Pytania o sytuację na dworcu zadaliśmy w poniedziałek mailowo stołecznemu ratuszowi oraz urzędowi wojewódzkiemu. Zapytaliśmy także, jak władze miasta i służby wojewody zamierzają rozwiązać problemy z koordynacją działań pomocowych.
We wtorek do naszych pytań odniósł się rzecznik Woli Mateusz Witczyński. Jak opisywał, na terenie Dworca Zachodniego działają trzy miejskie punkty pomocowe, a oprócz nich jest też punkt organizowany przez urząd wojewódzki, dodatkowo w pomoc angażują się także organizacje pozarządowe oraz mieszkańcy, którzy na własną rękę chcą stawiać się na miejscu. - Od miasta uchodźcy otrzymują jedzenie, opiekę tłumaczy, jeśli potrzebują noclegi czy pomoc w zakupie biletów i załatwieniu formalności. Ze zbiórek w miejskich punktach matki z dziećmi jeśli potrzebują mogą otrzymać nawet wózki dziecięce czy wyprawki, a te osoby, które nie mają noclegu kierowane są do miejskich punktów noclegowych - relacjonuje.
- Przy takiej ilości i tempie przybywania osób z Ukrainy nie ma możliwości realizacji idealnego scenariusza, w którym każdy wszystko wie. Na pewno, gdyby administratorzy dworców podzielili ten ruch i przygotowali odpowiednie oznaczenia, byłoby znacznie łatwiej. Tak jak w galerii handlowej, to administrator odpowiada za kierowanie potoków gości, a właściciele poszczególnych sklepów odpowiadają za swoje witryny - przekonuje.
Jego zdaniem kłopoty organizacyjne w największej mierze dotyczą oddolnej części wolontariatu, który nie jest kierowany przez miasto bądź urząd wojewódzki. Opisuje też, że po jednym z weekendowych spotkań z zarządcą terenu, przedstawicielami urzędu wojewódzkiego, ratusza i organizacji pozarządowych, przedstawiciele miasta sprzeciwili się usuwaniu pomocy niezorganizowanej i za zgodą wszystkich stron powstał specjalny namiot, gdzie w godnych warunkach, wolontariusze będą mogli podawać jedzenie uchodźcom. Dodaje też, że w ostatnich dniach miejski punkt informacyjny w autobusie zastąpił kontener, a gdy prośby do wojewody o zwiększenie obsady medycznej nie doczekały się realizacji, dziś ruszył miejski punkt pomocy medycznej prowadzony w kontenerze przez szpital na Solcu.
- Przepisy są bezlitosne. Ustawa o zarządzaniu kryzysowym mówi jasno, że organem właściwym w sprawach zarządzania kryzysowego jest wojewoda. My możemy prosić administratora dworca, możemy z nim rozmawiać. Nie mamy jednak formalnych narzędzi, które posiada wojewoda, pozwalających na przykład skoordynować działania spółek skarbu państwa, by zorganizowały teren, by nie naliczały opłat za toalety dla pasażerów czy przygotowały regulamin świadczenia działań pomocowych na terenie dworców - dodaje rzecznik.
Sytuacja na Dworcu Centralnym
Na tvnwarszawa.pl informowaliśmy także o trudnościach w niesieniu pomocy uchodźcom na Dworcu Centralnym. O problemach wolontariuszy pisali między innymi miejscy aktywiści. Głos w sprawie zabrał też prezydent stolicy Rafał Trzaskowski, który stwierdził w niedzielę w mediach społecznościowych: na Dworcu Centralnym od kilku dni trwa kryzys związany z brakiem sprawnie działającego punktu informacji i pomocy dla uchodźców. I od razu zapewnił, że interweniował już u Konstantego Radziwiłła. "Byliśmy przygotowani, żeby natychmiast stworzyć tam punkt miejski i we współpracy z mieszkańcami nieść pomoc. W gotowości byli pracownicy, wolontariusze, mieliśmy zabezpieczone wsparcie medyczne" - przekazał w niedzielę wieczorem.
Atak Rosji na Ukrainę - oglądaj wydanie specjalne w TVN24 GO:
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24