Strażnicy miejscy, którzy rankiem 28 marca, jechali na miejsce kontroli na terenie Białołęki, zauważyli wysokie kłęby dymu w okolicy ulicy Płochocińskiej. Funkcjonariusze pojechali sprawdzić, co się stało.
- Około 7.40 zauważyliśmy kłęby dymu. Początkowo myśleliśmy, że ktoś spala tam śmieci, gałęzie lub opony. Gdy wjechaliśmy w ulicę Wartką, zobaczyliśmy wysokie płomienie wydobywające się z niewielkiego domu jednorodzinnego. Wołaliśmy, czy ktoś jest w środku, ale nikt nie odpowiadał – relacjonuje interweniujący strażnik miejski.
Słychać były wybuchy
Pożar szybko się rozprzestrzeniał, a z wnętrza co jakiś czas słychać było wybuchy. Konieczne stało się zabezpieczenie, by do budynku nikt się nie zbliżał. Od sąsiadów strażnicy dowiedzieli się, że straż pożarna jest już wezwana. Przybyli na miejsce strażacy, potwierdzili, że w budynku nikogo nie było. Akcja gaśnicza zakończyła się około godziny 9.30.
Jedna z obserwujących kobiet wyjaśniła, że w domu, w którym wybuchł pożar, po śmierci właściciela zamieszkało dwóch mężczyzn. Osoby te korzystały z butli gazowych, które prawdopodobnie były przyczyną eksplozji - twierdzą strażnicy.
Autorka/Autor: kz
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Straż miejska