To miał być sezon LeBrona Jamesa i Miami Heat. To oni mieli dokonać tego, czego nie udało się nikomu od czasu legendarnych Chicago Bulls Michaela Jordana. Ale piąty tytuł zdobyty przez San Antonio Spurs w ich szóstym finale powinien nam uświadomić, że jedyną ekipą godną miana następców „Byków” jest właśnie ta z Teksasu. To prawda, nie ma ona w składzie najlepszego zawodnika w historii dyscypliny i nie zdobyła sześciu pierścieni w ciągu ośmiu lat. Ale drugiego Jordana na parkietach NBA nie zobaczymy już nigdy i tamto Chicago Bulls też nigdy nie powróci. Tymczasem Tim Duncan i Greg Popovich pokazali, że tron za oceanem należy tylko do nich, bo od 15 lat korona, prędzej czy później, zawsze wraca w to samo miejsce.