Polacy wierzą, że aresztowani w czwartek żołnierze pierwszej zmiany polskiego kontyngentu w Afganistanie musieli mieć powód, by zaatakować - pokazuje sondaż SMG/KRC dla "Faktów" TVN. W wyniku ostrzału z moździerzy zginęło sześciu afgańskich cywilów. Sześciu żołnierzom grozi dożywocie.
Ankietowani pytani, czy wierzą, że polscy żołnierze, którzy ostrzelali afgańską wioskę i zabili sześciu cywilów, zrobili to bez powodu, Polacy w przeważającej większości (62,8 proc.) odpowiedzieli "nie". 16 proc. ankietowanych stwierdziło, że wojskowi atakowali bez powodu. Około 1/5 respondentów (21,2 proc.) nie miało na ten temat wyrobionego zdania.
Większe zaufanie do żołnierzy mają kobiety (64,1 proc.; mężczyźni - 61,3 proc.). Najwięcej odpowiedzi "tak" na tak zadane pytanie pracownia badawcza uzyskała od respondentów w wieku 18-24 lat. W tym przedziale wiekowym było to aż 73,4 proc., przy 17,5 proc. głosów na "nie".
Dowódcy współodpowiedzialni Ankieterzy zapytali Polaków także, czy za sierpniową tragedię odpowiadają też przełożeni oskarżonych o zabójstwo żołnierzy. Okazało się, że większość respondentów uważa, że dowódcy żołnierzy są współodpowiedzialni (58,5 proc.).
Prawie 1/4 (24,2 proc.) uważa, że zawinili sami żołnierze. Odpowiedzialność na przełożonych niemal równie często składają mężczyźni (59,1 proc.), jak i kobiety (57,9 proc.). Największy odsetek odpowiedzi twierdzących na to pytanie dały osoby w wieku od 25 do 34 lat (66,6 proc) i o wykształceniu średnim (66,1 proc.).
Sondaż telefoniczny przeprowadzono 15 listopada na reprezentatywnej próbie 661 osób.
Tragiczna akcja w Nagar Khel W czwartek poznański sąd garnizonowy przychylił się do wniosku prokuratury i zdecydował o tymczasowym areszcie dla wszystkich siedmiu zatrzymanych żołnierzy. Sześciu z nich ma zarzuty zabójstwa ludności cywilnej. Grozi im nawet dożywocie. Siódmy żołnierz usłyszał zarzut ataku na niebroniony obiekt cywilny.
Do ostrzelania miejscowości Nangar Khel przez polskich żołnierzy doszło 16 sierpnia tego roku. Najpierw polski patrol wjechał na minę koło 30 kilometrów od bazy w Wazi Kwa. Wybuch uszkodził dwa wozy, a unieruchomioną kolumnę z pobliskich wzgórz ostrzelali talibowie. Polacy odpowiedzieli ogniem i wezwali posiłki.
Po kilku godzinach na miejsce dotarł pluton szturmowy komandosów z 18. Batalionu Desantowo-Szturmowego w Bielsku-Białej, w którym służyli oskarżeni żołnierze. Ruszyli w pościg za Afgańczykami. Znalezione niedaleko ostrzelanej kolumny ślady motoru doprowadziły ich do wioski Nangar Khel.
Według pierwotnie przedstawianej przez żołnierzy wersji wydarzeń – którą, jak przyznali, uzgodnili między sobą po fakcie – w wiosce przywitał ich ostrzał talibów. Polacy odpowiedzieli – najpierw ogniem karabinu maszynowego, potem strzelali z moździerza.
Jak ustaliła prokuratora, talibów nie było, a żołnierze nie byli w niebezpieczeństwie. Jednak na rozkaz dowódcy otworzyli ogień do bezbronnej wioski. Zginęło sześć osób, w tym kobiety i dzieci. Żołnierze odpowiedzą też za okaleczenie trzech kobiet, którym potem amputowano ręce lub nogi.
Źródło: TVN24, tvn24.pl