Jak patrzę na scenę polityczną i na opozycję, w porównaniu z tym, co zdobyło Prawo i Sprawiedliwość, to po stronie opozycyjnej póki co mamy katastrofę - oceniła w "Rozmowie Piaseckiego" Joanna Scheuring-Wielgus, posłanka Teraz! i była kandydatka do europarlamentu. - Prawo i Sprawiedliwość jest zmobilizowane, przygotowane bardzo dobrze do kampanii, a po stronie opozycyjnej trwają rozmowy. To są nasze błędy - dodała.
Posłanka koła Teraz! i była kandydatka Wiosny do europarlamentu Joanna Scheuring-Wielgus była pytana w poniedziałek w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 między innymi o swój wynik w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Scheuring-Wielgus pod koniec 2016 roku oddała dwa psy do schroniska. Sprawa została upubliczniona w maju tuż przed eurowyborami, a na posłankę wylała się fala krytyki, między innymi w mediach społecznościowych.
"Nie muszę być europosłanką, posłanką ani samorządowcem, żeby robić to, co robię"
- Pomimo hejtu, który był na mnie w tym ostatnim tygodniu, 16 tysięcy osób na mnie zagłosowało. Patrząc na wszystkie moje kampanie, to jest mój największy wynik. Oczywiście, mogło być więcej - przyznała.
Posłankę, która była "dwójką" na liście partii Biedronia, wyprzedziła prawniczka, nauczycielka akademicka i feministka, profesor UW Monika Płatek. Kandydując z trzeciego miejsca, zdobyła ponad 20 tysięcy głosów.
- Jak Monika Płatek zdecydowała się na kandydowanie z Wiosny, to byłam pierwszą osobą, która powiedziała: "Monika Płatek będzie miała drugi wynik na liście". Ja jestem szczęśliwa i zadowolona, że tak jest, dlatego że Monika Płatek jest moją bardzo bliską osobą - skomentowała Scheuring-Wielgus.
Jak stwierdziła, nie musi być "europosłanką, posłanką, ani samorządowcem, żeby robić to, co robi".
- Mówiłam też o tym, że gdybym dostała się do europarlamentu, to będę zajmowała się pedofilią. Nic się tu nie zmienia. W trakcie kampanii miałam możliwość, dzięki Robertowi Biedroniowi, być na takiej zamkniętej kolacji z Fransem Timmermansem, który powiedział mi, że jest ofiarą księdza pedofila i że pomoże mi działać w tym temacie na arenie międzynarodowej. I to się wydarzy, czy jestem, czy nie jestem europosłanką. Nie ma to znaczenia - oceniła.
"To był atak, który był planowany i na pewno miał bardzo duży wpływ"
Pytana, czy czuje się odpowiedzialna za słaby wynik Wiosny w porównaniu do sondaży, odpowiedziała, że "to był atak, który był planowany i na pewno miał bardzo duży wpływ".
Zapytana, czy zdaje sobie sprawę, że historia z oddaniem psów do schroniska mogła zaważyć na wyniku Wiosny, odparła: - Było kilka czynników, to był na pewno jeden z nich.
Na uwagę, że jej koledzy i koleżanki z Wiosny uważają, że ten słabszy wynik to efekt ujawnienia sprawy z oddaniem psów, Scheuring-Wielgus odparła: - W Wiośnie członkowie partii, łącznie z Robertem Biedroniem, to były pierwsze osoby, które dały mi maksymalne wsparcie właśnie w tej kwestii.
"Po stronie opozycyjnej póki co mamy katastrofę"
- Słabszy wynik Wiosny to jest efekt wielu czynników. Na pewno też bardzo dużej frekwencji, która działa na niekorzyść małych ugrupowań i wielu innych błędów, które zostały popełnione - oceniła.
Jak dodała, "nie chce teraz biczować Wiosny". - Jak patrzę na scenę polityczną i na opozycję, w porównaniu z tym, co zdobyło Prawo i Sprawiedliwość, to po stronie opozycyjnej póki co mamy katastrofę. Mamy prawie koniec czerwca. Prawo i Sprawiedliwość jest zmobilizowane, przygotowane bardzo dobrze do kampanii, a po stronie opozycyjnej trwają rozmowy. To są nasze błędy - skomentowała.
Poinformowała, że w Wiośnie "trwają teraz rozmowy z przedstawicielami wszystkich ugrupowań lewicowych i progresywnych". - Wiem, że Robert Biedroń spotkał się nie tylko z SLD, ale też z innymi organizacjami i z nimi rozmawia. Co będzie, to będzie, tego nie wiem - zastrzegła.
Przyznała jednocześnie, że "marzy o takim pomyśle na scenie politycznej ugrupowań progresywnych, ugrupowań ludzi społecznych, z organizacji obywatelskich".
Zapytana, czy jeśli nie uda się stworzyć takiego bloku, Wiosna powinna samodzielnie wystartować w wyborach, czy dołączyć do dużej koalicji, uznała, że w takiej sytuacji partia Biedronia powinna samodzielnie wystartować.
"Ja bym zrezygnowała z mandatu"
Z kolei na pytanie, czy Biedroń powinien zrezygnować z mandatu europosła przed startem, czy czekać na wynik wyborów, Scheuring-Wielgus odpowiedziała: - Ja pamiętam, jak Robert Biedroń mówił wyraźnie, że zrezygnuje z mandatu europosła w momencie, kiedy zostanie posłem parlamentu polskiego.
I dodała, że "nie chce tego komentować i wchodzić w szczegóły jego decyzji". - Ja bym zrezygnowała z tego mandatu, ale Robert Biedroń jest uczciwą osobą. Od samego początku mówił, że będzie taka sytuacja - podsumowała posłanka.
Odniosła się również do sprawy Marka Lisińskiego, byłego już prezesa fundacji "Nie lękajcie się", który według doniesień mediów miał wyłudzić pieniądze od ofiary księdza pedofila i domagać się pieniędzy od braci Tomasza i Marka Sekielskich, autorów filmu "Tylko nie mów nikomu". "Gazeta Wyborcza" ustaliła, że 29 października 2018 roku 26-letnia dziś Katarzyna - ofiara księdza Romana B. z Towarzystwa Chrystusowego - otrzymała wiadomość od Marka Lisińskiego, szefa fundacji "Nie lękajcie się", w której prosił o pożyczenie mu 30 tysięcy złotych na rzekomą operację raka trzustki.
"Czuję rozczarowanie, ale jestem bardzo ostrożna w ocenianiu"
- Marek Lisiński nie był jedyną osobą w fundacji i nie możemy się skupiać tylko na Marku Lisińskim - powiedziała posłanka w "Rozmowie Piaseckiego". - Czuję rozczarowanie, ale jestem bardzo ostrożna w ocenianiu, dlatego że jeszcze nie wiemy dokładnie, jak było do końca. Wiemy tylko o jednym przypadku, że Marek Lisiński wziął pożyczkę od pani Katarzyny - podkreśliła.
- Dodatkowo dostał od niej - mówiąc, że ma raka - pieniądze. Na razie to są wszystkie informacje, jeżeli chodzi o wyłudzanie pieniędzy - skomentowała Scheuring-Wielgus.
- Jak fundacja dowiedziała się o tym, podjęła decyzję o rozstaniu się z byłym już prezesem Markiem Lisińskim - zaznaczyła. - Uważam, że nieetycznym było branie pieniędzy od ofiary - dodała.
"Wszystkie osoby w fundacji były w jakiś sposób zmanipulowane"
Posłanka Teraz! skomentowała również sytuację, kiedy papież Franciszek pocałował Lisińskiego w rękę. Przedstawiciele Fundacji "Nie lękajcie się" oraz Scheuring-Wielgus przekazali w lutym papieżowi raport o nadużyciach seksualnych duchownych w Polsce. Franciszek rozmawiał z Lisińskim i ucałował jego dłoń.
Posłanka podkreśliła, że przedstawiciele fundacji nie pojechali do Rzymu, by papież całował w rękę Marka Lisińskiego, tylko pojechali z dokumentem na temat biskupów. - Ten obraz się przydarzył przy okazji - powiedziała.
- Nie można odbierać Markowi Lisińskiemu, że stworzył fundację, zgromadził wokół siebie ludzi, którzy dla tej fundacji pracują i zrobił bardzo dużo dobrego. Wydaje mi się też, że powinniśmy być bardzo ostrożni w ocenianiu kogokolwiek - mówiła.
Poinformowała również, że w fundacji "Nie lękajcie się" teraz trwa kontrola. - Została podpisana umowa z firmą księgową, która ma w zasadzie czas do 30 dni, aby przeanalizować rok 2018 i 2019. Na razie wiemy, że sytuacja z wyłudzeniem pieniędzy była od jednej osoby. Poczekajmy na wynik kontroli - apelowała.
- My Marka Lisińskiego wielokrotnie pytaliśmy, czy ma jakieś problemy, czy jest coś, o czym powinniśmy wiedzieć. Marek Lisiński zawsze mówił, że jest OK, że daje radę, że nie ma żadnych problemów. Powiem szczerze, że tak jak pani Katarzyna została zmanipulowana, tak wszystkie osoby, które pracowały w fundacji, były w jakiś sposób zmanipulowane przez Marka Lisińskiego - przekonywała Scheuring-Wielgus.
Przekazała również, że po kontroli w fundacji będą wybrane nowe władze i nowa rada. - Mam nadzieję, że fundacja nadal będzie sprawnie funkcjonowała - podsumowała.
Autor: kb//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24