Uwaga, nie googlamy tylko sięgamy pamięcią. Jak brzmi ostatnie słowo w „Do przyjaciół Moskali” Mickiewicza? No, mili Państwo? Ja pamiętam aż za dobrze.
Targa. Co targa? No – to ostatnie słowo, to „targa”. W pełniejszej wersji: „Że w końcu gotów kąsać rękę, co ją targa”. Targa obrożę, a zresztą proszę sięgnąć do tekstu źródłowego. Spytacie Państwo, dlaczego akurat chwalę się znajomością ostatniego słowa? Otóż w ogólniaku mój polonista zwykł sprawdzać znajomość zadanych lektur, robiąc nieoczekiwane kartkówki. I pytał w nich na przykład właśnie o ostatnie słowo albo cytował fragment wybranego na chybił-trafił dialogu, pytając kto do kogo i o czym mówi. Czytaliśmy więc całe zadane teksty a nie dostępne w księgarniach streszczenia. Dało nam to solidne podstawy do wyciągania własnych wniosków – a te mój polonista cenił bardzo wysoko, w przeciwieństwie do gotowych wzorców myślenia podawanych w brykach. Czytając w „Dzienniku” wstępne założenia reformy lektur szkolnych zaczynam mieć wątpliwości, czy owe gotowe wzorce myślenia nie staną się wzorcami obowiązującymi. Jeżeli bowiem Ministerstwo Edukacji zamierza dopuścić czytanie tylko fragmentów klasyki, to jak taki młody człowiek ma sobie wyrobić szerszy pogląd? „Dziady”? Jakie „Dziady”, styknie Wielka Improwizacja i lecimy dalej. Co poeta chciał przez to powiedzieć? Jak nie wiecie, sprawdzicie w sieci. Drodzy uczniowie, koniec lekcji. Tyle słychać narzekań na słaby poziom polskiej szkoły - czy prawne zatwierdzenie nieuctwa poprawi stan wiedzy? Śmiem wątpić.
Targa, drodzy uczniowie, targa.