Ministranci w jednym z kościołów w powiecie częstochowskim złapali 22-latka, który po mszy nie wyszedł ze świątyni, a po zamknięciu drzwi włamał się do zakrystii. Później tłumaczył, że był pijany i zasnął na kościelnej ławie. Uciekając jednak przed ministrantami, wyrzucał z kieszeni skradzione przedmioty.
"Ministranci wrócili, bo zapomnieli czegoś zabrać"
- Ministranci zamknęli kościół po mszy. Nie zauważyli, że ktoś jest w środku. Później jednak wrócili na prośbę księdza, bo okazało się, że zapomnieli czegoś zabrać. Otworzyli kościół i zastali w nim znanego im 22-latka. Tłumaczył, że był pijany, zasnął na mszy świętej i nie zauważył, że kościół został zamknięty - relacjonuje Joanna Lazar z policji w Częstochowie.
Ministranci pozwolili 22-latkowi odejść, bo na początku nic nie wzbudziło ich podejrzeń.
- Kiedy jednak weszli do zakrystii, zauważyli wyłamane drzwi i ogólny nieład. Pobiegli za mężczyzną, złapali go, a ksiądz powiadomił policję - dodaje rzeczniczka częstochowskiej policji.
To co ukradł, wyrzucił podczas ucieczki
Łupem 22-latka padły telefon, latarka i opłatek. Wszystkie te przedmioty wyrzucił podczas ucieczki z kościoła.
Badanie trzeźwości wykazało ponad 2,5 promila alkoholu. Gdy wytrzeźwiał, usłyszał zarzut kradzieży z włamaniem. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Do włamania doszło w jednym z kościołów w gminie Konopiska:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: NS / Źródło: TVN 24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24