Dwa zarzuty karne usłyszał w czwartek w krakowskiej prokuraturze były szef CBA Paweł Wojtunik. Prokurator dowodzi, że pomógł uniknąć odpowiedzialności swojemu podwładnemu. Tymczasem - jak w oficjalnych źródłach potwierdzili dziennikarze tvn24.pl - Wojtunik złożył doniesienie na tego agenta. Dziś agent jest oskarżony przed sądem o przestępstwa korupcyjne, co może się skończyć odebraniem mu nawet emerytury.
Pierwszy z postawionych Wojtunikowi zarzutów to "przekroczenie uprawnień, niedopełnienie obowiązków", którego miał się dopuścić w celu osiągnięcia korzyści. Drugi z zarzutów mówi o utrudnianiu postępowania karnego. Kodeks przewiduje za te czyny nawet do dziesięciu lat więzienia.
Podejrzany dyrektor
- To sytuacja absurdalna, jak z "Procesu" Franza Kafki. Nie przyznaję się do zarzucanych mi czynów. Z podniesionym czołem będę bronił swojego nazwiska przed sądami. Deklaruję, że będę stawiał się na każde wezwanie prokuratury - zapewniał po wyjściu z siedziby prokuratury Wojtunik.
Przedstawiciel prokuratury poinformował jedynie, że Wojtunik usłyszał zarzuty, ale prokuratura nie uznała, iż niezbędne będą sankcje: areszt lub odebranie paszportu czy kaucja.
Jak już wcześniej informowaliśmy na portalu tvn24.pl, zarzuty postawione Wojtunikowi dotyczą sprawy jego byłego podwładnego, dyrektora warszawskiej delegatury służby antykorupcyjnej Roberta G.
Gdy tylko Wojtunik przestał pełnić funkcję szefa CBA w 2016 roku, rozpoczęły się audyty dotyczące sześciu lat, gdy kierował tą instytucją. Efektem było kilka doniesień do prokuratury - w tym właśnie do krakowskiej - dotyczące sytuacji związanej z pracą w Roberta G. w CBA.
Prokuratura uznała, że działania Wojtunika pomogły uniknąć odpowiedzialności karnej Robertowi G. Ten miał dopuszczać się malwersacji. Chodziło między innymi o wynajem mieszkań do prywatnych celów za środki z funduszu operacyjnego oraz wypłacanie służbowych pieniędzy na prywatne konta.
Zaliczki na podwładnych
- Wojtunik specjalnie ściągnął Roberta G. ze Straży Granicznej, by zbudował i pokierował tworzącą się wtedy warszawską delegaturą - mówi nam ówczesny funkcjonariusz.
Jednak w 2014 roku Wojtunik odwołał go z dyrektorskiej posady, korzystając z przepisów umożliwiających to w sytuacji, gdy szef służby "utraci zaufanie". Przesunął także byłego już dyrektora do rezerwy kadrowej.
Już po tej dymisji do komórek kontrolnych samego CBA trafiły sygnały, że Robert G. nadużywał swojej władzy wobec podwładnych. Miał wykorzystywać podległych sobie funkcjonariuszy, by brali na siebie zaliczki z kasy CBA, które następnie mu przekazywali. Jeden z podwładnych Roberta G. potwierdził, że to zdarzyło się kilka razy i dotyczyło kwoty nawet 10 tysięcy.
- W czerwcu 2014 roku otrzymaliśmy doniesienie dotyczące Roberta G. z Centralnego Biura Antykorupcyjnego. W lipcu 2014 roku na podstawie przekazanych nam materiałów wszczęliśmy śledztwo - poinformował nas rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński.
Prokurator Łapczyński potwierdził nam na piśmie: "zawiadomienie złożył szef CBA". Wtedy był to Paweł Wojtunik.
Zgodnie z prawem tylko on mógł wydać zgodę na skierowanie materiałów i doniesienie do prokuratury. Po 18-miesięcznej pracy w prokuraturze nad przekazanymi materiałami były dyrektor warszawskiej delegatury Robert G. został objęty aktem oskarżenia.
- Sprawa toczy się przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Mokotowa. Wszystkie rozprawy odbywają się w trybie tajnym - ustaliliśmy również oficjalnie w sekcji prasowej warszawskiego sądu okręgowego.
Brak dyscyplinarnego zwolnienia
Według nieoficjalnych informacji, do których dotarli dziennikarze TVP Info, prokuratura ocenia zachowanie Wojtunika jako naganne, gdyż Robert G. nie został zwolniony dyscyplinarnie. Jednak ustawa o CBA nie jest jednoznaczna w takiej sytuacji. Pozwala ona zwolnić funkcjonariusza dyscyplinarnie, gdy jego czyn jest oczywisty lub po wniesieniu wobec niego aktu oskarżenia.
- Trudno w sytuacji z Robertem G. mówić o oczywistym przestępstwie, skoro sama prokuratura pracowała 18 miesięcy nad aktem oskarżenia. Jeśli jednak zostanie skazany, to straci on emeryturę i resztę przywilejów emeryta resortowego - mówi jeden ze współpracowników Pawła Wojtunika.
Człowiek z aktem oskarżenia
Tego, że nie wszystkie sytuacje są oczywiste, dowodzi ta ujawniona przez tvn24.pl jesienią 2016 roku. Opisaliśmy wtedy, że do służby antykorupcyjnej - na kluczowe, dyrektorskie stanowisko - przyjęty został mundurowy emeryt, którego prokuratura oskarżyła o poważne przestępstwo.
Według prokuratury przywłaszczył sobie mieszkanie operacyjne policji dzięki temu, że wcześniej był szefem pionu techniki operacyjnej w komendzie stołecznej. Mimo że w sądzie trwała jego sprawa karna, to minister koordynator służb Mariusz Kamiński i szef służby Ernest Bejda pozwolił mu na powrót do służby.
- Przeprowadziliśmy wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. Piotr K. jest niewinny zarzucanych mu czynów. W sądowych aktach sprawy istnieje dowód, że zapłacił za mieszkanie, jako jedyny z oskarżonych - tłumaczył wtedy pion prasowy służby antykorupcyjnej.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24