Wyborcza rywalizacja między Kamalą Harris i Donaldem Trumpem jest niezwykle zacięta. Amerykanie w ostatnich latach przyzwyczaili się do bardzo wyrównanych wyścigów prezydenckich. W 2000, 2016 i 2020 roku o wyniku decydowały zaledwie dziesiątki tysięcy głosów. Jak przewiduje CNN, wszystko wskazuje na to, że tegoroczne wybory wpiszą się w ten trend. W noc wyborczą warto zatem obserwować przede wszystkim te stany, w których żaden z kandydatów nie może być pewny zwycięstwa. Oto kilka kluczowych rzeczy, na które warto zwrócić uwagę podczas wtorkowego wieczoru i najbliższych dni.
We wtorek o godzinie 23:00 w TVN24 i TVN24 GO rusza program "Czas decyzji. Ameryka wybiera". Wszystkie wydarzenia można będzie również śledzić w tvn24.pl.
Tegoroczne wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych koncentrują się na siedmiu swing states, czyli stanach wahających się. To Pensylwania, Michigan, Wisconsin, Karolina Północna, Georgia, Arizona i Nevada. Spośród 50 amerykańskich stanów, tylko w nich sondaże nie wskazują na wyraźną przewagę żadnego z kandydatów. Droga Donalda Trumpa i Kamali Harris do Białego Domu prowadzi właśnie przez nie.
W każdym z tych stanów o wyniku wyborów w 2020 roku decydowały dziesiątki tysięcy głosów i ułamki procentów. Wówczas w sześciu wygrał Joe Biden, zaś w jednym - Karolinie Północnej - Trump.
CNN podsumowało kilka kluczowych rzeczy, na które warto zwrócić uwagę podczas wtorkowego wieczoru i najbliższych dni.
Najbardziej prawdopodobne scenariusze zwycięstwa
Stacja CNN przedstawia kilka potencjalnych scenariuszy dla obojga kandydatów.
Dla Harris wyborcza mapa drogowa jest pod wieloma względami prostsza - ocenia CNN. "Jeśli zdobędzie 'niebieski mur', jak Biden, niemal z pewnością będzie predestynowana do Gabinetu Owalnego" - czytamy.
Tegoroczne swing states można podzielić na dwie grupy. Pierwsza z nich to przemysłowe (lub post-przemysłowe) stany "pasa rdzy" z regionu Wielkich Jezior: Pensylwania (19 głosów elektorskich), Michigan (15) i Wisconsin (10). W przeszłości stanowiły "niebieski mur" demokratów, w którym często głosowano w ten sam sposób. Wygrana w nich mogłaby zapewnić zwycięstwo Kamali Harris. Obecne sondaże wskazują na jej minimalną (poniżej jednego procenta) przewagę.
"Jeśli 'niebieski mur' pęknie, a Pensylwania trafi do Trumpa, jej (Harris - red.) ścieżka stanie się bardziej skomplikowana" - zaznacza CNN. W Pensylwanii jest do zdobycia 19 głosów elektorskich. Gdyby Harris przegrała w tym stanie, musiałaby nadrobić stratę wygrywając w Georgii albo Karolinie Północnej, które mają po 16 głosów elektorskich. Jeśli wygrałaby tylko w jednym z tych stanów, decydujące będą wyniki głosowania w Nevadzie i Arizonie - wyjaśnia stacja.
Podobnie jak w przypadku Harris, droga Trumpa do Białego Domu wiedzie przez Pensylwanię.
Jeśli republikanin zdoła tam wygrać, powtarzając jednocześnie zwycięstwo w Karolinie Północnej sprzed czterech lat, do uzyskania 270 głosów elektorskich i tym samym ostatecznego triumfu, potrzebna byłaby mu jedynie Georgia. We wszystkich wyborach prezydenckich od 1996 roku, mieszkańcy stanu głosowali na kandydata republikanów, w 2016 roku poparli Trumpa. Passę "czerwonych" przerwał dopiero Joe Biden w 2020 roku. Teraz celem Trumpa jest odbicie stanu z rąk demokratów.
"Zwycięstwo Trumpa bez Pensylwanii prawdopodobnie oznacza pęknięcie 'niebieskiego muru', gdzie indziej" - pisze CNN. W takim scenariuszu Trump prawdopodobnie musiałby wygrać w Michigan lub Wisconsin i uzupełnić to dominacją w całym "pasie słońca", czyli stanach Południa, stanowiących do niedawna bastiony republikanów - to: Karolina Północna (16), Georgia (16) oraz pustynne Arizona (11) i Nevada (6).
Czerwone i niebieskie "miraże"
CNN przypomina, że cztery lata temu, gdy Donald Trump podkopał zaufanie wielu republikańskich wyborców do głosowania korespondencyjnego, niedługo po zamknięciu lokali wyborczych wstępne wyniki ukazały "czerwony miraż" w kilku kluczowych swing states. Spływające z początku dane wyglądały lepiej dla Trumpa niż te ostateczne, które pojawiły się kilka godzin lub kilka dni później - pisze stacja.
"Miraż" wyborczy to sytuacja, kiedy wstępne wyniki wskazują na zwycięstwo innego kandydata niż ten, który ostatecznie triumfuje w danym stanie. Jest kilka czynników, które wpływają na to zjawisko. To m.in. geografia - małe, wiejskie hrabstwa, z reguły faworyzujące republikanów mają mniej głosów do zliczenia i tym samym szybciej ogłaszają swoje wyniki. "Należy o tym pamiętać, że wczesne wyniki z Michigan nie obejmują Detroit, a te z Nevady nie obejmują Las Vegas" - pisze stacja.
Wpływ na występowanie "mirażu" ma także rodzaj liczonych głosów. Stany i hrabstwa często najpierw podsumowują i publikują "wczesne głosy", potem korespondencyjne, a dopiero na końcu te oddane do urn w dniu wyborów. Albo na odwrót. Jeśli zatem któraś z partii z reguły wypada lepiej w danej metodzie głosowania (demokraci zwykle prowadzą w głosowaniu korespondencyjnym), spływające początkowo wyniki mogą "zakłamywać" ostateczny rezultat.
Innym czynnikiem, który wpływa na zjawisko "mirażu" są zasady dotyczące liczenia głosów korespondencyjnych w poszczególnych stanach. Każdy stan ustala własne przepisy dotyczącego tego, kiedy można otworzyć głosy korespondencyjne. Dla przykładu - Pensylwania i Wisconsin zabraniają urzędnikom liczenia głosów korespondencyjnych przed dniem wyborów, co spowalnia cały proces. Z kolei na Florydzie karty są otwierane z wyprzedzeniem, dzięki czemu ten duży stan bardzo szybko ogłasza wyniki.
Należy zatem zachować cierpliwość i poczekać na ostateczny wyborczy werdykt.
CZYTAJ WIĘCEJ: Kiedy poznamy wyniki wyborów w USA?
Wnioski z wyborów do Kongresu
Oprócz prezydenta 5 listopada Amerykanie wybiorą - jak co dwa lata - cały skład Izby Reprezentantów i około jednej trzeciej składu Senatu. Kampania jest równie wyrównana, co przed wyborami prezydenckimi, i nie sposób wskazać, która z partii uzyska parlamentarną większość. W Senacie - gdzie demokraci mają obecnie przewagę 51-49 - zdecydowanymi faworytami do przejęcia kontroli są republikanie.
Ostatecznego wyniku wyścigu prezydenckiego prawdopodobnie nie poznamy ani we wtorek wieczorem, ani w środę, a wczesne wyniki spływające ze stanów mogą nie być miarodajne. CNN zaznacza jednak, że "będzie można wyciągnąć pewne wnioski z mniejszych wyścigów wyborczych, w szczególności z wyborów do Izby Reprezentantów".
"Obie partie będą uważnie obserwować wyniki pod kątem wzrostu frekwencji wśród kobiet, co może być wczesnym sygnałem ostrzegawczym dla Trumpa i republikanów zaniepokojonych luką płciową w sondażach, które pokazują, że Harris ma w wielu przypadkach większą przewagę wśród kobiet niż Trump wśród mężczyzn" - pisze CNN.
CZYTAJ TEŻ: "Harris czy Trump". Tusk o wyborach w USA
Czy Trump ogłosi się zwycięzcą przed poznaniem oficjalnych wyników?
CNN zwraca uwagę, że narracja Trumpa w obecnej kampanii przypomina tę sprzed czterech lat.
"Oskarżył już demokratów o oszustwa, ostrzegł o masowym udziale w wyborach osób nieposiadających amerykańskiego obywatelstwa, a także zasiał wątpliwości, co do głosów oddanych korespondencyjnie i za granicą (które prawdopodobnie nie będą mu sprzyjać)" - pisze stacja. "Wszystkie te twierdzenia są oczywiście bezpodstawne, ale podobnie jak cztery lata temu miliony Amerykanów jest gotowych w nie uwierzyć" - dodaje.
Według CNN oczekuje się, że "matematyka będzie sprzyjać Trumpowi na początku liczenia", po części z uwagi na to, które stany z reguły jako pierwsze ogłaszają wyniki. Stacja ocenia, że Trump może wykorzystać początkową przewagę w sondażach do tego, by ogłosić zwycięstwo jeszcze przed zliczeniem wszystkich głosów, tak jak zrobił to cztery lata temu, kiedy ogłosił się prezydentem-elektem, choć ostatecznie przegrał z Joe Bidenem.
"Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zwycięzca wyborów prezydenckich nie będzie znany jeszcze przez kilka dni po zamknięciu lokali wyborczych" - pisze CNN.
Źródło: CNN
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock