Prokuratura postawiła dwa zarzuty Tomaszowi U. po środowym wypadku na rondzie Tybetu. Mężczyzna jest podejrzany o potrącenie pieszego na przejściu dla pieszych, czego dotyczy pierwszy zarzut. Drugi ma związek z posiadaniem narkotyków. Stan poszkodowanego śledczy oceniali jako poważny.
Tomasz U. usłyszał dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy spowodowania wypadku drogowego, w wyniku którego poszkodowany doznał ciężkich obrażeń ciała zagrażających życiu. Dodatkowo mężczyzna zbiegł z miejsca wypadku, nie udzielił pomocy i właśnie za to grozi mu do 16 lat więzienia. Drugi zarzut dotyczy posiadania narkotyków, a konkretnie amfetaminy. I za to mężczyźnie grozi do trzech lat więzienia - ustaliła w piątek po południu reporterka TVN24 Michalina Czepita.
Został już skierowany do sądu wniosek o tymczasowe aresztowanie mężczyzny. Jak przekazała prokuratura, sąd zgodził się na trzymiesięczny areszt wobec podejrzanego.
U. był przesłuchiwany w piątek przez kilka godzin. Wcześniej śledczy przesłuchali jego partnerkę, którą następnie wypuszczono do domu.
Uciekł z miejsca
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Piotr Skiba potwierdził przed godziną 16 na zwołanym briefingu dla dziennikarzy, że Tomasz U. usłyszał zarzuty spowodowania wypadku w ruchu drogowym. – W wyniku tego zdarzenia doszło do odniesienia przez pokrzywdzonego obrażeń ciężkich skutkujących chorobą realnie zagrażającą życiu. Następnie podejrzany zbiegł z miejsca zdarzenia. Po ucieczce zażył substancję psychotropową w postaci amfetaminy. Następnie - podkreślone zostało w zarzucie - iż działał on, naruszając zakaz prowadzenia pojazdów zasądzony mu przez Sąd Rejonowy w Piasecznie. Zakaz ten obowiązywał od 24 sierpnia 2024 roku i był orzeczony on na trzy lata - wskazał prokurator.
Skiba wskazał, że finalnie kwalifikacja czynu dotyczy artykułu 177 par. 1. i 2., w zbiegu z art. 178 par. 1a, pkt. 1. Kodeksu karnego - w zbiegu z art. 244 Kodeksu karnego. - Za ten czyn grozi kara pobawienia wolności niemniejsza niż trzy lata do lat 16. Drugi czyn dotyczy posiadania substancji psychotropowej w postaci amfetaminy w ilości 2,19 grama. Za ten czyn grozi kara pozbawienia wolności do lat trzech - doprecyzował prokurator.
Podejrzany został przesłuchany. Częściowo przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i złożył bardzo obszerne wyjaśnienia. - Mimo to prokurator podjął decyzję o konieczności skierowania wniosku o zastosowanie tymczasowego aresztowania na okres trzech miesięcy. Ten wniosek został skierowany około południa do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli - poinformował dalej rzecznik prokuratury.
Sąd jeszcze w piątek wydał postanowienie o zastosowaniu środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania wobec podejrzanego Tomasza U. Zdaniem sądu istnieje wysokie prawdopodobieństwo ucieczki z kraju oraz mataczenia w tej sprawie. Zaś groźba surowej kary, która może być orzeczona za te czyny, jest wysoka.
Prokurator podał, że Tomasz U. przyznał się do tego, iż kierował pojazdem. - Przyznał się do tego, że zażył narkotyki po całym zdarzeniu, po odjechaniu z miejsca zdarzenia. Nie przyznał się do tego, że jechał pod wpływem narkotyków, do tego, że zamierzał uciekać i nie przyznał się do tego, że miał świadomość, iż obowiązuje go zakaz prowadzenia pojazdów - wyliczył.
Skiba zaznaczył też, że w czwartek wieczorem przesłuchano kluczowego świadka w tej sprawie. To kierowca, który jechał bezpośrednio za autem Tomasza U. Miał on obserwować zachowanie U. Stwierdził, że podejrzany jechał z prędkością około 70 kilometrów na godzinę. - Oczywiście kwestie tego, z jaką prędkością poruszał się sprawca tego wypadku, będą badane w dalszej części tego śledztwa - zapewnił Skiba.
Prokuratura zdradziła też, że podejrzany planując ucieczkę z kraju, poczynił już do tego "odpowiednie kroki"– zakupił między innymi kilka telefonów komórkowych na karty, którymi miał się posługiwać poza granicami kraju.
Szykował się do ucieczki z kraju
Przypomnijmy: do wypadku doszło w środę wczesnym rankiem. Jak ustaliła prokuratura, Tomasz U. tego dnia odwoził swoją partnerkę do pracy. W drodze powrotnej potrącił na rondzie Tybetu, na przejściu dla pieszych, mężczyznę przechodzącego po pasach "szybkim krokiem". U. następnie odjechał z miejsca zdarzenia. Obrażenia poszkodowanego były poważne. 47-letni mężczyzna trafił do szpitala. Kierowca odjechał z miejsca zdarzenia. Prokuratura podała, że został zatrzymany tego samego dnia, po południu. W mieszkaniu, w którym przebywał, znaleziono niewielkie ilości narkotyków. Mężczyzna został zatrzymany do wyjaśnienia. W toku czynności okazało się, że U. tuż po wypadku elektrycznym volkswagenem, który był własnością firmy leasingowej, skierował się do Pruszkowa. Pod Pruszkowem w jednym z lasów porzucił samochód, wyrzucił kluczyki i telefon komórkowy. Następnie wrócił do Warszawy i planował ucieczkę z kraju.
Kierował autobusem, który spadł z wiaduktu
Tomasz U. to kierowca, który 25 czerwca 2020 roku spowodował tragiczny wypadek na moście Grota-Roweckiego. Cztery lata temu autobus linii 186, którym podróżowało 40 osób, przebił bariery energochłonne i spadł z wiaduktu. W wypadku zginęła jedna pasażerka, ranne zostały 22 osoby, z czego trzy były w stanie ciężkim. W związku z tą sprawą wobec mężczyzny w Sądzie Okręgowym w Warszawie zapadł 22 listopada 2022 roku wyrok, który nie jest prawomocny. Oskarżonego wtedy uznano winnym nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym oraz wymierzono mu karę siedmiu lat pozbawienia wolności, orzeczono zakaz dożywotni prowadzenia pojazdów i orzeczono nawiązki w łącznej kwocie 260 tysięcy złotych. Jednak wyrok został zaskarżony przez obrońców, jak i przez prokuratora, który wniósł apelację na niekorzyść oskarżonego. Do chwili obecnej nie został wyznaczony termin rozprawy apelacyjnej.
Ale to nie wszystko. Według kolejnych ustaleń śledczych, U. ma również obowiązujący zakaz prowadzenia pojazdów. Jest to zakaz, który został orzeczony przez Sąd Rejonowy w Piasecznie w tym roku - w lipcu. Ten wyrok uprawomocnił się 23 sierpnia 2024 roku. To oznacza, że mężczyzna nie powinien siedzieć za kierownicą samochodu.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl