Rezerwat przyrody Wyspy Zawadowskie powstał, aby chronić ekosystemy wodne w korycie środkowej Wisły. To miejsce gniazdowania i żerowania rzadkich gatunków ptaków oraz ostoja wodnych zwierząt. Ma też walory krajobrazowe i, niestety, wiele osób skupia się tylko na tych nich, o zwierzętach zapominając. W ostatnich dniach do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie napływały informacje o nieodpowiedzialnych zachowaniach w tym rejonie: widziano osoby wyciągające pisklaki z gniazd czy biegające po wyspie psy.
Przyrodnicy ogrodzili teren rezerwatu taśmą z informacją o zakazie wstępu i o obecności ściśle chronionych lęgów.
RDOŚ poinformowała, że regularnie przekazuje informacje o naruszeniu prawa na policję, zawarła też porozumienie z Państwową Strażą Rybacką i przygotowuje kolejne, tym razem ze stołecznym Komisariatem Rzecznym Policji. "Niemniej nadal liczne są przypadki łamania zakazów obowiązujących w rezerwatach. Reagujmy natychmiast, gdy widzimy przypadki zagrażające przyrodzie, zwracajmy uwagę osobom łamiącym zakazy w rezerwatach. Warto także pamiętać, że ptaki siewkowe (na przykład mewy, rybitwy i sieweczki - red.) mające lęgi na wyspach to zwierzęta objęte ścisłą ochroną gatunkową, przedmioty ochrony obszarów Natura 2000 i cel ochrony rezerwatów" - apelują przyrodnicy.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
"Tylko niektóre rezerwaty zostały udostępnione ludziom". Ale które?
- Rozmawiamy o tym, że ktoś wyciąga z gniazda pisklaki, jak to się ostatnio zdarzyło na Wyspach Zawadowskich, czy też o psach zjadających jaja i pisklęta, podczas gdy zasadniczym problemem jest to, że ani ludzie, ani psy w ogóle nie powinni się znaleźć w tych miejscach. W większości spośród 189 mazowieckich rezerwatów przyrody obowiązuje zakaz wstępu i poruszania się. Tylko niektóre rezerwaty zostały udostępnione ludziom, a tylko do jednego można wchodzić z psem. Szlaki i na przykład miejsca do pływania są wyznaczane, jeśli nie wiąże się to z zagrożeniem dla przyrody. Inaczej obowiązuje tam zakaz wstępu - wyjaśnia rzeczniczka RDOŚ Agata Antonowicz.
To oznacza, że widząc czerwoną tablicę z napisem "Rezerwat przyrody", powinniśmy się upewnić, czy możemy pójść dalej. Nie wszyscy są jednak świadomi, że w rezerwatach obowiązują dość rygorystyczne przepisy. W dodatku tablice informacyjne znajdują się tylko przy niektórych wejściach, można je przeoczyć. Co więc ma zrobić osoba, która chciałaby odpowiedzialnie korzystać z otaczającej ją przyrody? - Na naszej stronie internetowej znajduje się lista rezerwatów z informacjami o sposobie udostępniania każdego z nich. Możemy to także sprawdzić w aplikacji mobilnej "Mazowieckie rezerwaty przyrody". W wielu rezerwatach ustawiliśmy już też tablice informacyjne z mapami szlaków lub informacją o braku udostępnienia - odpowiada rzeczniczka. Zastrzega jednak, że trudno byłoby oznakować każdy fragment rezerwatu. Chodzi przecież o setki kilometrów.
Mazowiecki odcinek Wisły, poza krótkim fragmentem między Płockiem a Włocławkiem, jest chroniony w formie obszaru Natura 2000. "W miejscach szczególnie cennych, gdzie znajdują się stanowiska rzadkich i chronionych gatunków ptaków, gniazdujących na piaszczystych łachach, wyspach i ławicach, utworzono aż (!) 13 rezerwatów przyrody. To świadczy o wyjątkowej wartości tych siedlisk" - podkreśla RDOŚ.
Wyspa Zawadowska to niejedyny newralgiczny punkt nadwiślańskich terenów. Podobnie sytuacja wygląda na sąsiadującej z nią od południa Wyspie Świderskiej, a konkretnie plaży w Ciszycy (gmina Konstancin-Jeziorna). - To miejsce w wielu artykułach i wpisach na portalach społecznościowych jest zachwalane i określane jako "doskonałe miejsce do wypoczynku", a przecież to fragment nieudostępnionego rezerwatu, miejsce cenne przyrodniczo - zaznacza Antonowicz.
Dlatego w ramach przyszłorocznej edycji projektu "Mazowieckie rezerwaty przyrody" RDOŚ planuje między innymi lepiej oznakować Wyspy Świderskie i Zawadowskie oraz Jeziora Kiełpińskie (Łomianki). Mają się tam pojawić znaki z informacjami, czym jest rezerwat przyrody i jak należy się tam zachowywać.
Psy wypłaszają zwierzynę z rezerwatów, zjadają ptasie jaja
Rzeczniczka RDOŚ zwraca uwagę też na inne rezerwaty w Warszawie: Las Kabacki i Bielański. Na ich obszarach też nie można wyprowadzać psów, ale właściciele czworonogów niewiele sobie z tego zakazu robią. Ursynowscy radni z ramienia Prawa i Sprawiedliwości Mateusz Rojewski i Wojciech Zabłocki w ostatniej interpelacji do burmistrza dzielnicy Roberta Kempy domagają się skutecznego egzekwowania tego przepisu i apelują o częstsze patrole straży miejskiej.
"Obecnie w Lesie Kabackim ten zakaz jest nagminnie łamany przez część właścicieli psów. Stanowi to problem nie tylko dla części spacerowiczów czy biegaczy, lecz przede wszystkim dla dzikiej zwierzyny leśnej. Wprowadzenie zakazu było poprzedzone stosownymi analizami i to motywowane specyfiką, jaką odznacza się ten rezerwat przyrody. Zdaniem ekspertów obecność psów stanowi jedno z największych zagrożeń dla dzikich zwierząt, które Las Kabacki zamieszkują. Rezerwat przyrody nie jest w naszej ocenie miejscem dla psów biegających niejednokrotnie "luzem" - bez smyczy i kagańca. W mediach regularnie publikowane są artykuły poruszające problem zagryzania saren, a także ataków psów na inne dzikie zwierzęta, jak choćby borsuki" - argumentują radni.
- Kilka miesięcy temu Lasy Miejskie opublikowały dane, z których wynika, że statystycznie codziennie na terenie Warszawy ginie co najmniej jedna sarna. Wiele z nich ginie właśnie na terenie i w bezpośrednim sąsiedztwie rezerwatów między innymi w wyniku wypłaszania i wybiegania na okoliczne ulice. Psy zagryzają nie tylko sarny, ale też małe dziki, borsuki... Dla nich ptasie jaja są przysmakiem. Niektóre ptaki zakładają gniazda w krzakach czy blisko ziemi i często właściciele nawet nie wiedzą, że w trakcie krótkiej nieobecności pupil zdążył się pożywić jakimś chronionym, cennym gatunkiem - uzupełnia w rozmowie z tvnwarszawa.pl rzeczniczka RDOŚ. Zwraca uwagę, że wypłoszona zwierzyna stanowi również zagrożenie dla ludzi: - Psy wypłaszają z rezerwatów też łosie. To duże zwierzęta i nierzadko w wyniku ich zderzenia z samochodem giną ludzie.
Na początku czerwca pisaliśmy o takim wypadku w Nieporęcie. Jak podała policja, przyczyną zdarzenia był łoś, który wbiegł na jezdnię.
Straż miejska nie może, straży leśnej nie ma, to kto ma pilnować rezerwatów?
Jak się jednak okazuje, straż miejska nie ma uprawnień do kontroli ani w Lesie Kabackim, ani w żadnym innym rezerwacie. - Ustawa nie daje prawa do interwencji strażników miejskich na terenie rezerwatów. Od tego jest policja, a w pierwszej kolejności straż leśna, jeśli takowa jest - mówi nam Jerzy Jabraszko z referatu prasowego straży miejskiej.
W odpowiedzi na interpelację dyrektor Lasów Miejskich Karol Podgórski również wskazuje, że straże gminne nie mogą ścigać wykroczeń na obszarach chronionych i że takimi kompetencjami nie dysponują również pracownicy Lasów Miejskich. Ci ostatni mogą jednak co najwyżej informować spacerowiczów o obowiązujących zakazach i wyjaśniać, jakie skutki niesie niestosowanie się do przepisów obowiązujących w rezerwacie. Kto więc może ścigać takie wykroczenia? "Policja, Straż Parku oraz Straż Leśna. Miasto Stołeczne Warszawa nie dysponuje formacją Straży Leśnej" - wyjaśnia Podgórski.
Pozostaje policja. "Zwróciliśmy się do Policji o objęcie terenu rezerwatu przyrody Las Kabacki częstszymi patrolami, szczególnie w godzinach popołudniowych oraz w weekendy. Ze swojej strony uczestniczyliśmy ponadto w spotkaniu terenowym z przedstawicielami Policji w Lesie Kabackim, wskazując na gruncie obszar objęty ochroną, udostępnione szlaki, miejsca do palenia ognisk oraz objaśniając zasady panujące w rezerwacie" - informuje dyrektor Lasów Miejskich. Zachęca, aby zgłaszać policji osoby wprowadzające psy na teren rezerwatu. Choć ma świadomość, że "zazwyczaj sprawca wykroczenia zdąży się oddalić", to ma nadzieję, że większa liczba zgłoszeń pozwoli uświadomić służbom skalę problemu, "a w konsekwencji – w przyszłości dysponować patrole zgodnie z zapotrzebowaniem".
Po co nam rezerwaty przyrody?
Tymczasem pod wpisem na profilu "Mazowieckich rezerwatów przyrody" rozgorzała dyskusja na temat zachowywania się ludzi w tych miejscach. Pojawiły się głosy, że dopóki naruszanie przepisów w parkach narodowych, rezerwatach i obszarach Natura 2000 będzie tylko wykroczeniem karanym naganą lub 200-złotowym mandatem, sytuacja się nie poprawi. Ktoś inny zauważył, że trzeba zacząć od podstaw, bo przeciętny obywatel nie wie, po co w ogóle jest rezerwat przyrody. Pokazują to chociażby opinie pozostawione na mapach Google przy konkretnych miejscach. Nie brakuje tam zachwalania rezerwatów jako miejsc idealnych do spacerów z psami, grillowania czy uprawiania sportu. Nie wszyscy pamiętają, że nie jest to rozrywkowa plaża miejska.
Dlatego Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Warszawie stawia na edukację: trzy lata temu ruszyła z projektem "Mazowieckie rezerwaty przyrody". - Jest zbyt mała świadomość, czym są rezerwaty przyrody. Mamy nadzieję, że te nieodpowiednie zachowania na terenach chronionych w dużej mierze nie wynikają ze złej woli osób odwiedzających rezerwaty, ale po prostu z braku wiedzy. Dlatego staramy się wszelkimi możliwymi kanałami dostarczyć informacje i zachęcić użytkowników do współdziałania w ochronie - mówi Agata Antonowicz. - Rezerwat przyrody można porównać do muzeum: w muzeum chronione są zabytki, a w rezerwacie chronimy to, co najcenniejsze w przyrodzie, tyle że wchodząc do muzeum, wiemy, że należy się w określony sposób zachowywać. Tak samo powinno być w rezerwacie - tu też trzeba się zachowywać z szacunkiem i troską wobec otaczającego środowiska - podsumowuje.
Autorka/Autor: Marcela Pęciak
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska