Do pożaru doszło na Puławskiej, na wysokości numeru 228 (za skrzyżowaniem z aleją Wilanowską) na jezdni w kierunku Ursynowa. - Elektryczne bmw spłonęło doszczętnie. Na jezdni leży dużo odłamków i śladów po spaleniu pojazdu - opisywał reporter tvnwarszawa.pl Artur Węgrzynowicz.
Jak przekazała policja, samochód zapalił się z nieustalonych przyczyn. - Kierujący zauważył, że coś się dymi spod maski, zdążył się wydostać z samochodu przed pożarem, więc w zdarzeniu nikt nie ucierpiał - powiedział rzecznik mokotowskiej komendy Robert Koniuszy.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
- W momencie dojazdu naszych zastępów na miejsce zdarzenia pożar był już w fazie rozwiniętej - cały samochód objęty był płomieniami. Na miejscu pracowały dwa nasze zastępy. Z uwagi na to, że mamy do czynienia z samochodem elektrycznym, musieliśmy dokładnie sprawdzić kamerą termowizyjną czy w akumulatorze nie wzrasta temperatura. Po kilkukrotnym sprawdzeniu, akumulator został dobrze schłodzony i nasze działania na miejscu zostały zakończone - mówił Wojciech Kapczyński ze stołecznej straży pożarnej.
Zaznaczył też, że nie było zagrożenia samozapłonem akumulatora, bo nie był on poddany wysokiej temperaturze: - Akumulator był odgrodzony, pożar do niego nie dotarł, dlatego nie było potrzeby chłodzić auta w kontenerze.
W czasie akcji gaśniczej, ruch w kierunku Piaseczna był całkowicie zablokowany. Później przez jakiś czas, dopóki strażacy nie uprzątnęli miejsca zdarzenia, kierowcy mieli do dyspozycji tylko jeden pas ruchu.
Samochód w kontenerze pełnym piany
W maju opisywaliśmy pożar auta hybrydowego przy Wałuszewskiej na Białołęce - kierowca uderzył w drzewo, w wyniku czego samochód się zapalił. Wtedy jednak strażacy mieli spory problem z ugaszeniem toyoty i musieli ją umieścić w kontenerze pełnym wody i piany (to procedura przewidziana dla tego typy pojazdów). Jak wyjaśniali nam wówczas, gaszenie tego typu samochodów jest bardzo skomplikowane. - Akumulatory w samochodach hybrydowych są zabezpieczone dodatkową obudową i ciężko dostać się do środka. I nawet jeśli się tam dostaniemy, podamy środki gaśniczne i przygasimy ten pożar, to takie auto cały czas ma tam skumulowany prąd. W efekcie, mija godzina, dwie i akumulator może się ponownie zapalić - tłumaczył nam Michał Konopka ze stołecznej straży pożarnej.
W takich przypadkach konieczne jest więc długotrwałe chłodzenie akumulatora. - Proces chłodzenia trwa około 24 godzin. Bez sensu wylewać wodę przez cały ten czas, lepiej wygasić go w kontenerze - dodał strażak.
Autorka/Autor: mp/r
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl