Sąd Okręgowy w Warszawie utrzymał wyrok Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia, który kilka miesięcy temu orzekł karę dwóch lat bezwzględnego więzienia za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz pięcioletni zakaz prowadzenia.
"Został skazany przez sąd opinii publicznej"
Podczas piątkowej rozprawy pierwsza głos zabrała adwokat Anna Chybińska-Twardawa. - Cele kary zostały już osiągnięte. Mój mocodawca, pomimo niewydania do tej pory prawomocnego wyroku, został ukarany. Przede wszystkim wypadek odcisnął piętno na oskarżonym. Wyraził skruchę, pojednał się z rodziną pokrzywdzonego. Uczynił wszystko co w jego mocy, aby zadośćuczynić rodzinie pokrzywdzonego doznanej krzywdy - mówiła obrończyni.
Przypomniała, że nie chodzi tylko o wypłacone przez oskarżonego zadośćuczynienie w wysokości 40 tysięcy złotych. Patryk D. sfinansował koszty pogrzebu zmarłego, zapłacił za jego nagrobek, opłacił wynagrodzenie pełnomocnika rodziny zmarłego oraz bilety siostry zmarłego na rozprawy. Adwokat oceniła te działania jako "bezprecedensowe". - Ja nie spotkałam się do tej pory z taką sytuacją - skonstatowała.
Zwróciła też uwagę na przyczynienie się pieszego do wypadku, który - zdaniem obrony oraz sądu pierwszej instancji - "był znaczny". - Przebiegał, poruszając się o kulach, w miejscu niedozwolonym, na jednej z najbardziej ruchliwych ulic w Warszawie, w sobotnią noc, kiedy ruch jest zbliżony do tego w godzinach szczytu - mówiła.
- Był nietrzeźwy, ubrany na ciemno. Poruszał się w sposób, który jeden ze świadków opisał, co pozwolę sobie zacytować, "rzuceniem się na samochód". Żaden z kierowców nie spodziewa się takiego zdarzenia na sześciopasmowej drodze. Nie spodziewa się tego, że w środku nocy, w ciemności, na samym środku drogi, pojawi się człowiek. Taka sytuacja mogła się przydarzyć tak naprawdę każdemu - dodała.
Wskazywała też na wiek oskarżonego oraz jego niekaralność. Przypomniała, że już w warunkach aresztu śledczego spędził rok, a jej zdaniem, kara bezwzględnego więzienia jest zbyt surowa. - Oskarżony został skazany przez sąd opinii publicznej - oceniła. Mówiła też, że wypadek i pobyt w areszcie wpłynął negatywnie na kondycję psychiczną Patryka D.
Ostatecznie wniosła o łagodniejszą karę.
"Młody, wykształcony informatyk"
- Kara jest zbyt surowa - wtórował swojej poprzedniczce adwokat Jacek Sawicki, drugi z obrońców oskarżonego. - Chciałbym się odnieść do tymczasowego aresztu dla mojego klienta. Wówczas byłem jedynym obrońcą oskarżonego. Został nagle zatrzymany i osadzony w areszcie śledczym, gdzie wiemy, że warunki są zdecydowanie surowsze niż w trakcie wykonywania kary. Sprawca sprawcy nie jest równy. Zupełnie inaczej radzi sobie multirecydywista, a zupełnie inaczej młody, wykształcony informatyk - mówił.
- W mojej ocenie dolegliwości, jakie spotkały oskarżonego w ramach całego postępowania karnego były wystarczające, aby ten wyprowadził wniosek, że jeżeli uda mu się odzyskać uprawnienia do prowadzenia pojazdów, na pewno będzie się trzymać przepisów - dodał.
Wnosił o karę roku pozbawienia wolności lub karę, która nie zamykałaby furtki do odbycia kary w systemie dozoru elektronicznego. O zezwolenie na odbywanie kary w systemie dozoru elektronicznego ubiegać się mogą osoby, wobec których orzeczono karę pozbawienia wolności nie wyższą niż rok i sześć miesięcy.
Dla prokuratury wyrok jest "sprawiedliwy"
Z argumentami obrony nie zgodziła się prokurator Monika Niziuk-Nowak, której zdaniem wyrok powinien zostać utrzymany. - Jest słuszny i sprawiedliwy - stwierdziła.
- Oskarżony prędkość przekroczył niemal trzykrotnie. Przy ograniczeniu do 50 kilometrów na godzinę jechał w centrum miasta, w centrum stolicy, na ulicy Marszałkowskiej z prędkością 137 kilometrów na godzinę. Na skutek takiego przekroczenia prędkości doszło do śmierci człowieka - mówiła prokurator.
- Za swoje czyny ponosimy w późniejszym życiu konsekwencje - dodała. Odrzuciła argument gorszej kondycji psychicznej oskarżonego po wypadku. - Każdy normalny człowiek, znajdując się w takiej sytuacji, musiałby z takiej opieki skorzystać. Nie jest to argument przemawiający na korzyść oskarżonego - uznała.
Głos zabrał też oskarżony. Jak powiedział, to z jaką jechał prędkością, nie podlega żadnym tłumaczeniom. - Stała się tragedia, bardzo tego żałuję, będzie mi to towarzyszyło do końca życia - przyznał. Mówił też, że nie było mu łatwo spojrzeć w oczy siostrze zmarłego. - Ale starałem się zrobić wszystko, co mogłem w tej sprawie - zapewnił.
Powiedział też, że po wyjściu z aresztu stara się stanąć na nogi. Dąży do tego, żeby jego życie "wyglądało tak, jak powinno". - Nie chciałbym trafić tam kolejny raz - przyznał.
Oskarżony chciał odroczenia rozprawy
Ale zanim Patryk D. dowiedział się, jaki wyrok zapadnie chciał odroczenia rozprawy. Argumentował, że reprezentujący go obrońca mecenas Jacek Dubois nie stawił się na rozprawie (w piątek w sądzie stawiło się dwóch innych obrońców), z kolei reprezentująca go mecenas, jak wskazywał oskarżony, miała problem z mówieniem.
Sąd jednak wniosek odrzucił komentując, że "skład łącznie orzeka ponad sto lat, a takiego wniosku jeszcze nie widział".
Sąd o patologicznych kierowcach. Kara "musi być alarmem"
Sąd drugiej instancji uznał, że wyrok pierwszej był słuszny. - Nie jest to odosobniony przypadek patologicznego zachowania kierowcy prowadzącego sportowy samochód. To określenie "patologiczne zachowanie" uzasadnia prędkość, jaka została wskazana przez biegłych. Prędkość, jaka została zmierzona to trzykrotnie przekroczona administracyjnie dopuszczalna prędkość, w środku miasta. Cóż, że była to pora nocna. Korków jest mniej, ale to nie znaczy, że prędkość trzeba tak drastycznie przekraczać - ocenił sędzia Piotr Kluz.
- Kara ma odnieść symboliczny skutek, nie tylko wobec sprawcy przestępstwa, musi nieść się do społeczeństwa. Musi być alarmem, który dzwoni w głowach, umysłach, rozumach, pod warunkiem, że jeszcze jest co dzwonić, wszystkich patologicznych kierowców sportowych samochodów, którzy są nosicielami nieszczęścia - grzmiał sędzia Kluza. - Nie ma okoliczności, która by bezprawność czynu wykluczała - stwierdził sędzia.
Zwrócił też uwagę na to, że pieszy przyczynił się do wypadku. - To nie zmienia faktu, że sprawcą w dalszym ciągu jest oskarżony. Nie ma okoliczności, która by bezprawność czynu wyłączała - dowodził. - Być może doszłoby do wypadku, ale skutki niewątpliwie nie byłyby tak tragiczne - dodał.
Sędzia uwierzył w skruchę oskarżonego. Ale jego zdaniem zrobił to również sąd pierwszej instancji i prokuratura, która nie składała apelacji, bo gdyby tak nie było, kara byłaby wyższa. Wyrok jest prawomocny.
Wyrok za wypadek ze skutkiem śmiertelnym oraz narkotyki
Do wypadku doszło w lipcu 2021 roku. W ciepłą, letnią, sobotnią noc Patryk D. jechał porsche ulicą Marszałkowską. Na liczniku, jak wyliczyli później biegli, mógł mieć około 137 kilometrów na godzinę. Na wysokości ulicy Złotej, w miejscu, gdzie nie było zebry, na jezdnię wyszedł pieszy, szedł o kulach, był pijany. Kierujący mazdą, który jechał obok auta Patryka D. z dozwoloną prędkością, zdołał wyminąć pieszego i wjechał na torowisko. Prowadzący porsche nie wyhamował. 45-latka, jak opisał podczas rozprawy jeden ze świadków, wyrzuciło "na kilkadziesiąt metrów". Zmarł na miejscu.
Proces toczył się w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia. Mężczyzna pojednał się z rodziną ofiary, a ta zgodziła się na karę w zawieszeniu. Sędzia był jednak innego zdania i uznał, że Patryk D., musi trafić za kratki. Wyrok - dwa lata bezwzględnego więzienia za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, zakaz prowadzenia pojazdów przez pięć lat oraz trzy miesiące więzienia za posiadanie narkotyków - zapadł dokładnie w trzecią rocznicę tragicznego wypadku.
Z decyzją sądu pierwszej instancji nie zgodziła się jednak obrona Patryka D. twierdząc, że kara jest zbyt surowa. Sprawa trafiła znów na wokandę, tym razem Sądu Okręgowego w Warszawie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl