"Przetrwaliśmy okropne czasy PRL-u, a kiedy zawisło nad nami widmo wyburzenia pawilonów, walczyliście o nas jak lwy i udało się wszystko odroczyć. Dziś też prosimy o pomoc" - zaapelowali na Facebooku właściciele cukierni na Grochowie. Efekt? Przed lokalem od rana stoi ogromna kolejka.
"Jesteście z nami od 1958 roku, kiedy to dziadek Kostek wymyślił, że zamiast pączków będzie sprzedawał rurki z bitą śmietaną, potem długo opracowywał ciasto i w końcu przerobił starą maszynę do ubijania masła i zaczął używać jej do nabijania śmietaną chrupiących rurek" - napisali w czwartek wieczorem na Facebooku właściciele cukierni Rurki z Wiatraka.
Jak zaznaczyli, punkt przetrwał czasy PRL-u, a potem widmo wyburzenia pawilonów, w których się mieści, ale jego dalszemu funkcjonowaniu zagroziła pandemia. "Wszyscy przedsiębiorcy liczą straty i nie zanosi się na to, by było lepiej. Nasze rodzinne, tradycyjne przedsiębiorstwo ledwo dyszy. Zakaz spożywania posiłków na ulicy wbił nam nóż prosto w serce i mimo prób wyjścia z sytuacji obronną ręką dodawano kolejne obostrzenia. Niestety grozi nam bankructwo" - podkreślili właściciele.
Post został do tej pory udostępniony ponad dziewięć tysięcy razy, skomentowało go ponad tysiąc osób, a przed grochowską cukiernią cały piątek ustawiała się długa kolejka. Masowy odzew na apel zaskoczył samych właścicieli, którzy pierwsze szacunki dotyczące liczby sprzedanych wyrobów mają podać w piątek wieczorem.
Trzy godziny w kolejce
Mieszkańcy w komentarzach pod postem piszą, że bar z rurkami na tak zwanym "Wiatraku" to dla wielu nieodłączna część mapy stolicy. Wspominają też ważne wydarzenia z ich życia związane z tym miejscem. "Jem je od ponad 40 lat, chodziłam na nie z dziadkiem. Nie możecie zrobić tego moim wnukom..." - napisała Wanda. "W latach 60 tych mieszkałam bardzo blisko..co dzień przechodziłam koło rurek idąc do przedszkola i z powrotem ..objadałam się nimi codziennie..." - dorzuciła Anna. "Miałem 2,5 roku, kiedy zamieszkałem na Grochowie przy Garwolińskiej. Od tamtej pory (1967) jadałem wasze pyszne rurki. Mieszkam daleko, ale pamiętam je doskonale! I stanę na głowie, a przyjadę w tygodniu" - dodał Dario.
Reporter tvnwarszawa.pl Artur Węgrzynowicz był na miejscu po godzinie 18. Kolejka nadal była bardzo długa i ciągnęła się aż za ulicę Zakole. - Jedna z osób, która akurat wychodziła z lokalu powiedziała, że czekała na swoją kolej trzy godziny - zaznaczył Węgrzynowicz.
Wewnątrz niewielkiej cukierni wystawiono też puszkę, w której zbierane są datki na czynsz i opłaty.
Misianka nie przetrwała kryzysu
Kryzysu związanego z epidemią nie przetrwała za to inna, popularna wśród mieszkańców Pragi Południe cukiernia. Chodzi o Misiankę w Parku Skaryszewskim. O tym, że zostanie zamknięta pod koniec przyszłego tygodnia, właścicielka lokalu poinformowała w piątek na Facebooku.
"Drodzy Misiankowicze... 26 lat temu poznaliśmy się w Parku Skaryszewskim a teraz muszę się z Wami pożegnac. Nie dałam rady przetrwać kryzysu... Trudno mi sobie wyobrazić życie bez Misianki... Ciężko mi z tym bardzo. Kawiarenka w Parku będzie otwarta do 15 listopada.." - napisała.
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl