Funkcjonariuszom zarzucano, że 11 listopada 2020 roku, podczas starć w okolicach Stadionu Narodowego mieli ustawić się w szpalerze i okładać wszystkich po kolei pałkami służbowymi. Na dostępnych nagraniach byli w kaskach i maseczkach. Nie udało się ich rozpoznać.
Jak przypomniał reporter TVN24 Bartłomiej Ślak, marsz 11 listopada 2020 roku został zapamiętany m.in. z tego, że wtedy odbyła się słynna "bitwa" pod jednym z salonów prasowych w centrum Warszawy. Oprócz tego spłonęło mieszkanie na warszawskim Powiślu, ale doszło też do zamieszek już po samym marszu - w okolicach przystanku kolejowego Warszawa Stadion. - Od razu po tym marszu zaczęły się pojawiać informacje, że policjanci zorganizowali tam tzw. "ścieżkę zdrowia", że ustawili się w szpalerze i że okładali pałkami służbowymi wszystkich, którzy tam przechodzili, nawet przypadkowe osoby. Wtedy też Komenda Stołeczna broniła się, że to nie było przypadkowe, a funkcjonariusze zostali zaatakowani, m.in. kamieniami, natomiast prokuratura nie dała temu wiary, bo uznała, że doszło do przestępstwa - do przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy - przypomniał reporter.
Nie rozpoznali ich na nagraniach, nie będzie zarzutów
W czwartek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga prokurator Katarzyna Skrzeczkowska opisała, że na dostępnych z tego dnia nagraniach widać "funkcjonariuszy w białych kaskach, w maseczkach ochronnych, ponieważ wtedy panowała druga fala epidemii". - Widać też zachowania funkcjonariuszy. Na tej podstawie zostało przeprowadzone postępowanie, zostali przesłuchani świadkowie. Głównie dowódcy tych oddziałów, które były skierowane do obsługiwania tego zdarzenia i do zapewnienia bezpieczeństwa w czasie tego zdarzenia - opisała prokurator.
Skrzeczkowska powiedziała też o ustaleniach prokuratury: - Świadkowie nie byli w stanie rozpoznać żadnego z funkcjonariuszy policji z imienia i nazwiska. Dodatkowo funkcjonariusze ci nie byli oznaczeni w taki sposób, żeby można było zidentyfikować ich na tych nagraniach.
Funkcjonariusze przesłuchani, ale żaden się nie przyznał
Reporter TVN24 dowiedział się w prokuraturze, że część funkcjonariuszy, która brała udział w tej akcji też została przesłuchana, ale żaden nie przyznał się do tego, żeby w tym zdarzeniu brał udział. Śledztwo zostało umorzone w kwietniu, ponieważ prokuratura nie mogła nikomu konkretnemu zarzutów postawić. Nie postawiła też żadnych zarzutów dowódcom, ponieważ uznała, że tutaj do żadnego przestępstwa nie doszło.
Przypomniał też, że po tych wydarzeniach Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji zapowiadało, że wprowadzi pewne oznaczenia na mundurach - numery służbowe, dzięki którym możliwe byłoby powiązanie funkcjonariusza z daną akcją. - Ale do dzisiaj nie zostało to uczynione i do dzisiaj MSWiA nam na to pytanie nie odpowiedziało, kiedy takie numery zostaną wprowadzone i czy w ogóle jakieś prace w tym kierunku się toczą - podsumował reporter.
Źródło: TVN24, tvnwarszawa.pl