Z troski o rodzinę wyprowadził się z domu. "Musiałem powiedzieć 4-letniemu dziecku: widzimy się w wakacje"

Źródło:
tvnwarszawa.pl
Musiał wyprowadzić się z domu, by chronić rodzinę
Musiał wyprowadzić się z domu, by chronić rodzinęTVN24
wideo 2/5
Jak wygląda praca ratowników medycznych w czasie epidemii COVID-19?

- Gdybym się nie bał, to bym nie kupił sobie masek z własnych pieniędzy. Pracuję na kontrakcie, wydałem na nie tysiąc złotych. To jest kwestia mojego bezpieczeństwa - ratownik medyczny opowiadał na antenie TVN24 o trudach pracy w karetce pogotowia, w czasie zagrożenia koronawirusem. Żeby nie narażać rodziny postanowił wyprowadzić się z domu.

Na pierwszej linii frontu walki z wirusem są pracownicy służby zdrowia, w tym ratownicy medyczni, którzy wyjeżdżają też do wezwań związanych z koronawirusem. I liczą się z tym, że mogą zostać zakażeni. Z Michałem Fedorowiczem, który pracuje w grochowskiej stacji pogotowia, rozmawiał reporter TVN24 Filip Folczak. Ratownik przyznał, że w trosce o bezpieczeństwo swojej rodziny, postanowił się od niej odizolować na czas epidemii COVID-19.

- To znaczy, że nie będzie mnie przez kilka miesięcy - mówił i relacjonował jak wygląda jego życie: - Poniedziałek - dyżur 24-godzinny, wtorek - wolne, środa - dyżur 24-godzinny, piątek - 24 godziny kolejnego dyżuru, potem przerwa 12-godzinna i kolejne 36 godzin dyżuru. Czy to jest mój wybór? Tak. Czy jest taka konieczność? Tak. Dlaczego? Bo część ratowników jest na kwarantannie, bo część ratowników dostała nakaz pracy w jednym miejscu pracy, chociażby w szpitalu.

Wydał tysiąc złotych na maski

Pomimo trudnej sytuacji, pan Michał zaznaczył, że "przecież ktoś musi do tej karetki pójść". - Gdybym się nie bał, to bym nie kupił sobie masek z własnych pieniędzy. Pracuję na kontrakcie, wydałem na nie tysiąc złotych. Dzisiaj prowadziłem szkolenie, usłyszałem "to pan jest bogaty". Nie, nie jestem bogaty. To jest kwestia mojego bezpieczeństwa, bo na obecnym etapie, w mojej firmie środki się skończyły albo są na potężnym wyczerpaniu - zwrócił uwagę.

Wspomniał też, że maski przeciwpyłowe P3, w które zaopatrzone jest pogotowie, nie rozwiązują sprawy. Z nich ratownicy korzystają tylko w kombinezonach, kiedy jadą do osoby podejrzewanej o zakażenie koronawirusem. - Zgodnie z obecnym algorytmem jest powiedziane - zespół ratunkowy ma jechać do osoby niewydolnej oddechowo, z wysoką gorączką i z pewnymi oznakami zachorowania. I wtedy się ubieramy w kombinezony - tłumaczył.

A co jeśli jadą do osoby, która nie jest podejrzewana o zakażenie, a jednak teoretycznie może być chora? - Wtedy nie mamy sprzętów, nie mam wszystkiego, czego bym oczekiwał. Można powiedzieć, ze wydziwiam, że chcę za dużo. Chcę dużo, bo chcę być bezpieczny. Chcę mieć rodzinę, chcę wrócić do nich - mówił Fedorowicz.

Ratownik podkreślił, że w masce, którą sam sobie kupił czuje się bezpiecznie. - Natomiast po dwóch godzinach już mnie boli nos, do którego ta maska jest dociskana. Mogę w tym oddychać, normalnie funkcjonować - dodał.

Opowiedział, że po prawie dwóch godzinach bez zdejmowania maski, jest ona w środku mokra, "wszystko pływa". - Wiem, że jeszcze kilka godzin przede mną. Ale mam uczucie komfortu, że jestem bezpieczny - powiedział.

Przez kilka godzin nie mogą jeść, pić, ani się podrapać

Opowiedział również jak wygląda praca w kombinezonach ochronnych: - Ubierając się w kombinezon, godzimy się na to, że będziemy w nim zamknięci trzy, cztery godziny. Wczoraj kolega z koleżanką byli zamknięci w kombinezonach sześć godzin, bo ponad dwie godziny trwała przepychanka między szpitalami, kto weźmie pacjenta. Po dwóch godzinach udało się wymusić na szpitalu, żeby przejął pacjenta.

Jednak po przyjęciu pacjenta przez szpital ratowników czeka jeszcze dezynfekcja karetki. A to potrafi trwać godzinami. - Na miejscu stoi 10 karetek do odkażenia. To nie jest pięć minut. Zgodnie z zaleceniem producenta - pół godziny jedna karetka. Rozebranie z kombinezonu też trzeba zrobić w sposób bezpieczny. I wtedy się okazuje, że 10 karetek robi wymiar czasu. Ktoś powie "nie przesadzaj, Michał to tylko siedzenie w kombinezonie". A siedźcie w kombinezonie, którego nie możecie rozpiąć, nie możecie się załatwić, nie możecie się napić, ani niczego zjeść - opowiadał.

I przedstawił to obrazowo: - Jest godzina 16. Chciałeś coś zjeść, dostałeś wyjazd. Twój jedyny posiłek to była poranna bułka i kawa, którą wypiłeś po pierwszym wyjeździe. Sześć godzin od 16. O 22 wychodzisz z kombinezonu. Twój posiłek był o 8 rano, ostatni napój o godzinie 10. Napiłeś się wcześniej, chcesz się załatwić - normalne potrzeby fizjologiczne. Nie możesz. Chcesz coś zjeść? Nie możesz. Chcesz się podrapać po nosie? Nie możesz. Ktoś do Ciebie dzwoni, chcesz zobaczyć rodzinę? Twój telefon jest w kombinezonie, jest zabezpieczony przed kontaktem z światem zewnętrznym na czas pobytu w kombinezonie.

Marzenie ratownika

Fedorowicz zapytany czy ma obecnie jakieś życzenie, marzenia związane z epidemią COVID-19 odpowiedział krótko: "żeby to się skończyło". - Nie ma innej rzeczy. Można powiedzieć "żeby rząd przekazał więcej pieniędzy". Nie ma znaczenia, ile pieniędzy przekaże, bo moim marzeniem jest, żeby to wróciło do normalności, żebyśmy wszyscy, jako naród, społeczeństwo, mogli zacząć normalnie pracować. Żeby na ulicach pojawili się znowu ludzie, żeby na placach zabaw słychać było gwar dzieci. Bo te puste place zabaw są przerażające - podsumował ratownik.

Ratownik stwierdził, że po publikacji pierwszej cześci rozmowy z nim, jego "telefon zrobił się czerwony" aż w końcu padła bateria.

- Pisali ludzie z podziękowaniami za dobrą robotę, którzy chcą pomagać. Odezwały się do mnie osoby ze słowami: zadzwoń do mnie w sprawie masek. Dzwonię i słyszę: podaj adres, wyślemy maski. Mówię więc: poczekaj, spokojnie, przemyślmy to, kto tych masek potrzebuje. Skontaktował się ze mną też mój były pracodawca. Boguś, dziękuję ci za to. Zaoferował mi zwrot pieniędzy za maski, które kupiłem. Powiedział, że ratuję ludzi i on też mnie poratuje - relacjonował.

Miłe gesty

Zauważył, że "społeczeństwo reaguje wzorcowo". - Jednoczymy się. Gdy staliśmy tu karetką na wezwaniu, przyszła kobieta z pytaniem czy może nam jakoś pomóc, czy może nam coś ugotować. Naprawdę miłe gesty, bardzo nam się to podoba - mówił.

- Mam apel do ludzi, którzy chcą nam pomóc a nie wiedzą, jak to zrobić. Skontaktujcie się z lokalną stacją pogotowia, z lokalnym szpitalem. Zapytajcie: czy macie co jeść, czy macie ciepłe posiłku, czy możemy coś wam przygotować, jak możecie to odebrać, ewentualnie jak wam to bezpiecznie dostarczyć. Pomyślcie o policji, straży pożarnej, straży granicznej, wojsku, o wszystkich służbach, które w tym momencie dbają o wasze bezpieczeństwo, żebyśmy jak najszybciej poradzili sobie z tą sytuacją - podsumował.

"Martwię się o to, co zrobi dyrekcja"

- Dostaję bardzo dużo wiadomości, że wszyscy nas wspierają. Martwię się o to, co zrobi dyrekcja - komentowała reakcje na publikację tekstu o Michale Fedorowiczu jego partnerka Anna Krupa. - Została wypowiedziana cała prawda, którą wszyscy skrywali - ja między innymi też - i jestem ciekawa, co będzie dalej. Trochę się o niego martwię - dodała.

Krupa, która również jest ratowniczką medyczną, opowiedziała, że decyzja o tymczasowej wyprowadzce partnera z jej perspektywy była trudna. Opowiedziała o jednej sytuacji, gdy jej partner z zespołem został wezwany do rodziny, której członkowie mieli wysoką temperaturę, jedna osoba miała kontakt z zakażonym koronawirusem. Wezwanie było do osoby z odwodnieniem, wiec zespół wszedł do mieszkania bez odpowiednich zabezpieczeń.

- Takie sytuacje zdarzały się wcześnie. Michał bał się, że jeśli będzie kolejna taka sytuacja, to pomimo wszystkich zabezpieczeń, które staramy się stosować, przejdzie to na dzieci. A sytuacja wygląda tak, że jeżeli zamkną nam dziecko w szpitalu, to żadne z nas nie będzie miało z nim kontaktu. Dziecko zostaje zabierane od rodzica i nie interesuje ich to, czy to dziecko płacze, czy nie. Dzieci są same - mówiła.

"Jeżeli zamkną nam dziecko w szpitalu, to żadne z nas nie będzie miało z nim kontaktu"
AnnaKrupa_1

- Michał podjął sam tę decyzję, a mnie o niej poinformował. Powiedział, że będzie dla nas lepiej, dla dzieci - wyznała.

Ratowniczka powiedziała, ze boi się o swojego partnera. - Nie oszukujmy się, młodzi ludzie też, niestety, mają powikłania po tej chorobie i z tego nie wychodzą - zaznaczyła.

- Muszę trzymać dobrą minę do złej gry, bo jak dzieci zobaczą, że się totalnie rozsypałam, to będą płakać cały czas - podkreśliła.

Krupa wyznała, że ich wspólne dzieci "kiepsko" reagują na tę sytuację. - Cały czas jest pytanie: kiedy wróci tata? I mówienie im, że tata nie wróci wcale tak szybko, że to nie jest kolejny 24-godzinny dyżur, tylko jest to rozłąka na dłuższy czas, jest trudne - opowiadała ze łzami w oczach.

Ratowniczka medyczna: to nie są "koronaferie" i "koronawolne od pracy"
AnnaKrupa_1TVN24

"Jesteśmy superbohaterami. Jak długo?"

- Chciałabym, żeby ludzie przestali imprezować nad Wisłą. Żeby przestali się spotykać na piwku, na alkoholowych imprezach. Niestety, mam nawet znajomych, którzy wrzucali zdjęcia, jaka to jest fajna impreza, bo przecież są "koronaferie" i "koronawolne od pracy". Chciałabym, żeby zaczęli myśleć. Przede wszystkim, żeby przestali okłamywać medyków i wzięli sobie do serca, że skoro jest izolacja, to żeby zostali w domu - zaapelowała.

- Nie chciałabym, żeby mamusie teraz na Facebooku zaczynały afery, dlaczego plac zabaw jest zamknięty. Jest zamknięty dla dobra dzieci - dodała.

Jak powiedziała, nie ma przekonania, czy coś się zmieni w sytuacji warunków pracy personelu medycznego. - Nawet w środowisku, trochę się śmiejemy ze znajomymi, z którymi mam kontakt, że do niedawna - gdy strajkowaliśmy - było żebyśmy sobie zmienili pracę, że jak się nam nie podoba, to mamy pójść gdzieś indziej. Teraz przez chwilę jesteśmy superbohaterami. Jak długo? Boję się, że do zakończenia epidemii. W momencie zakończenia epidemii, ratownictwo medyczne zostanie odsunięte na dalszy plan - zauważyła.

Rozmawiał Filip Folaczak

Autorka/Autor:Filip Folczak/tmw/mp/r

Źródło: tvnwarszawa.pl

Źródło zdjęcia głównego: TVN24

Tagi:
Raporty:
Pozostałe wiadomości

Saturn - kundel z podwarszawskiego schroniska - stał się dawcą nerki dla rasowego owczarka z hodowli. Fundacja zajmująca się ochroną zwierząt informuje teraz, że lekarz weterynarii, który okaleczył psa, usłyszał wyrok.

Wyciął nerkę Saturnowi i przeszczepił innemu psu. Sąd skazał lekarza weterynarii

Wyciął nerkę Saturnowi i przeszczepił innemu psu. Sąd skazał lekarza weterynarii

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Pięć tysięcy złotych mandatu i 10 punktów karnych kosztowało 20-latka driftowanie na parkingu przed sklepem w Piasecznie. Wszystkiemu przyglądali się członkowie jego rodziny, a ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć".

Driftował na parkingu. Jego ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć"

Driftował na parkingu. Jego ojciec tłumaczył, że "młody tylko uczy się jeździć"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

- Skrzywdził rodzinę, odebrał ojca dzieciom - mówią o Łukaszu Ż. żona i matka zmarłego 37-letniego Rafała. Podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku na Trasie Łazienkowskiej w czwartek zostanie przewieziony z Niemiec do Polski. Prokuratura przedstawi mu zarzuty.

Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej o Łukaszu Ż.: zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce

Matka ofiary wypadku na Trasie Łazienkowskiej o Łukaszu Ż.: zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce

Źródło:
"Uwaga!" TVN, tvnwarszawa.pl

- Moją rolą, jako mamy, jest zadbać o to, żeby dzieci nie zapomniały, jaki był tatuś. Każdej nocy o tym rozmawiamy, krzyczymy: "tatusiu, kochamy cię" - tak mówi wdowa po panu Rafale, który zginął dwa miesiące temu w wypadku na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Auto, którym jechała cała rodzina, staranował swoim samochodem Łukasz Ż. 14 listopada mężczyzna trafi z Niemiec prosto w ręce polskich służb.

"Każdej nocy krzyczymy do taty: dobranoc, tatusiu, kochamy cię"

"Każdej nocy krzyczymy do taty: dobranoc, tatusiu, kochamy cię"

Źródło:
Fakty TVN

W miejscowości Jedlińsk pod Radomiem dachowała karetka, która wracała z wezwania, bez pacjenta. "Jechało nią dwóch mężczyzn, jeden z nich poniósł śmierć na miejscu, drugi trafił do szpitala" - podała policja. Prokuratura wyjaśnia, kto był sprawcą wypadku.

Dachowała karetka, zginął ratownik. Prokuratura: ambulans wjechał na czerwonym świetle

Dachowała karetka, zginął ratownik. Prokuratura: ambulans wjechał na czerwonym świetle

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP

Policjant z Ostrołęki wracał po służbie do domu, gdy zobaczył siedzącego na poboczu mężczyznę. Pieszy był wyraźnie zdezorientowany, na nogach miał klapki. Funkcjonariusz pomógł wyziębionemu mężczyźnie, który miał zamiar pieszo dotrzeć do domu. Miał jeszcze 30 kilometrów.

Siedział na poboczu, na nogach miał klapki. Mówił, że idzie do domu

Siedział na poboczu, na nogach miał klapki. Mówił, że idzie do domu

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Twarz miał zakrytą szalikiem, a na głowie kaptur. Groził pracownikom stacji paliw przedmiotem przypominającym broń palną. Ukradł pieniądze z kasy i uciekł w kierunku drogi wojewódzkiej numer 7.

Pracownikom stacji paliw groził bronią, uciekł z gotówką

Pracownikom stacji paliw groził bronią, uciekł z gotówką

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Zakończyło się śledztwo w sprawie ataku w szkole w Kadzidle (Mazowieckie). 18-letni Albert G. zaatakował uczniów. Do szpitali trafiły trzy osoby. Tuż po zdarzeniu nożownik usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa wielu osób. Po roku od zdarzenia stanie przed sądem.

"Planował zabójstwo co najmniej ośmiu uczniów"

"Planował zabójstwo co najmniej ośmiu uczniów"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

W środę przed Sądem Okręgowym w Warszawie mowy końcowe wygłosili obrońcy oskarżonych w sprawie o zabójstwo byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony. To jedna z najgłośniejszych zbrodni początku lat 90. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku.

Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku

Zabójstwo Jaroszewiczów. Sąd wyznaczył datę ogłoszenia wyroku

Źródło:
PAP

Policjanci wyjaśniają okoliczności poważnego wypadku pod Legionowem. Ranni zostali mężczyźni wykonujący prace na drodze. Obaj stali przed autem, w które wjechał inny kierowca.

Malowali pasy na drodze, w ich auto uderzył inny kierowca. Ranni

Malowali pasy na drodze, w ich auto uderzył inny kierowca. Ranni

Aktualizacja:
Źródło:
tvnwarszawa.pl

"Decyzją Mazowieckiego Konserwatora Zabytków wpisem objęte zostały brama główna wraz ogrodzeniem (trzy przęsła), budynek dyrekcji, hala kolebkowa, części hali spawalni, części hali tłoczni wraz z rampą wjazdową oraz główne ciągi komunikacyjne i teren położony przy ul. Jagiellońskiej w Warszawie" - poinformowano w środę.

Brama główna FSO wpisana do rejestru zabytków

Brama główna FSO wpisana do rejestru zabytków

Źródło:
PAP

Jak wynika z danych ratusza, przemoc domowa w dalszym ciągu jest silnie związana z płcią i zdecydowana większość osób jej doświadczających to kobiety. A w skrajnych przypadkach może być przyczyną bezdomności. Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności. One bardzo potrzebują wsparcia.

"Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności"

"Kobiety stanowią 20 procent osób w kryzysie bezdomności"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Parking P+R przy stacji metra Młociny przejdzie kompleksową przebudowę. Wymieniona zostanie nawierzchnia, a obiekt zyska rozwiązania, które ograniczą zużycie energii.

Największy parking P+R do przebudowy

Największy parking P+R do przebudowy

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Prokuratura przesłuchała już wszystkich świadków w sprawie śmierci 31-latka na plebanii w Drobinie niedaleko Płocka (Mazowieckie). Śledczy mają otrzymać na początku lutego przyszłego roku wyniki badań toksykologicznych zmarłego.

Śmierć na plebanii. Przesłuchali wszystkich świadków, czekają na wyniki badań

Śmierć na plebanii. Przesłuchali wszystkich świadków, czekają na wyniki badań

Źródło:
PAP

75-latkę osaczali przez kilka dni. Przekonali ją, że bierze udział w policyjnej obławie i jest świadkiem incognito. Byli tak wiarygodni, że nie wierzyła prawdziwym policjantom i swoim bliskim, którzy sygnał o jej dziwnym zachowaniu dostali od pracownika banku. Przekazała oszustom ponad pół miliona złotych. Na jej szczęście prawdziwi policjanci działali. Oszuści wpadli w zasadzkę, a teraz zostali oskarżeni o oszustwo, grozi im do 10 lat więzienia.

Zmanipulowali ją tak, że tylko im ufała. Oddała oszustom pół miliona. Wpadli w zasadzkę, staną przed sądem

Zmanipulowali ją tak, że tylko im ufała. Oddała oszustom pół miliona. Wpadli w zasadzkę, staną przed sądem

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Na terenie powiatu kozienickiego doszło do dwóch groźnych wypadków z udziałem dzikich zwierząt. W Magnuszewie kierowca zderzył się z łosiem, który wbiegł na jezdnię. W Zajezierzu kobieta potrąciła sarnę. Policja przestrzega przed wzmożonym ruchem zwierząt w rejonach zalesionych.

Groźne wypadki z udziałem dzikich zwierząt

Groźne wypadki z udziałem dzikich zwierząt

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Studenci, którzy nie kupowali dyplomów, ale rzetelnie na nie zapracowali, mają poważne problemy. Po aferze korupcyjnej Collegium Humanum zmieniło nazwę, ale to tylko spotęgowało kłopoty. Część studentów zdecydowała się już na pozew zbiorowy przeciwko uczelni. Materiał Łukasza Łubiana z programu "Polska i Świat" TVN24.

Uczciwi oberwali rykoszetem. Problemy studentów byłego Collegium Humanum

Uczciwi oberwali rykoszetem. Problemy studentów byłego Collegium Humanum

Źródło:
TVN24

Urząd dzielnicy Mokotów zapowiedział, że w najbliższych miesiącach wybudowane zostanie 650 metrów nowej drogi rowerowej w ciągu ulic Domaniewskiej i Suwak. W ramach prac przebudowane zostaną chodniki oraz jedno z przejść dla pieszych.

Przedłużą ścieżkę rowerową w "Mordorze". Zbudują wyniesione skrzyżowanie

Przedłużą ścieżkę rowerową w "Mordorze". Zbudują wyniesione skrzyżowanie

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policja zatrzymała 23-letnią mieszkankę warszawskiego Targówka podejrzaną o posiadanie znacznej ilości mefedronu i marihuany. W mieszkaniu kobiety znaleziono m.in. pojemniki z poporcjowanymi narkotykami oraz wagę elektroniczną.

Marihuana i mefedron w mieszkaniu 23-latki. Miały trafić na praskie ulice

Marihuana i mefedron w mieszkaniu 23-latki. Miały trafić na praskie ulice

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Policjanci z Piaseczna w niecałą godzinę dwukrotnie zatrzymali 44-letniego mężczyznę, który prowadził samochód nietrzeźwy i bez prawa jazdy. - Musiałem odwieźć partnerkę do domu - tłumaczył.

Nietrzeźwy, bez prawa jazdy, zakochany. Zatrzymali go dwa razy w ciągu godziny

Nietrzeźwy, bez prawa jazdy, zakochany. Zatrzymali go dwa razy w ciągu godziny

Źródło:
PAP

Auto ciężarowe, dwa busy i samochód osobowy. W środę rano na autostradzie A2 doszło do poważnego wypadku. Są ranni.

Zderzenie kilku aut na A2. Ranni

Zderzenie kilku aut na A2. Ranni

Źródło:
tvnwarszawa.pl, PAP

Policjanci ze Śródmieścia zatrzymali czterech obywateli Turcji, w tym podejrzanego o brutalny atak nożem. 23-latek usłyszał już zarzuty: usiłowania spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, posiadania narkotyków oraz kierowania samochodem pod ich wpływem.

"Wyciągnął nóż i brutalnie dźgnął nim 35-latka w klatkę piersiową"

"Wyciągnął nóż i brutalnie dźgnął nim 35-latka w klatkę piersiową"

Źródło:
tvnwarszawa.pl