Drogowcy zasłupkowali drogę serwisową, nauczycielki narzekają, że nie mają gdzie parkować

Jezdnia serwisowa przy ulicy Bertolta Brechta
Przy Szkole Podstawowej nr 258 zagrodzono jezdnię serwisową
Źródło: Mateusz Mżyk/tvnwarszawa.pl
Zarząd Dróg Miejskich zamknął drogę serwisową przy szkole podstawowej numer 258 na Pradze. To miejsce, w którym za darmo parkowali nauczyciele. Decyzja spotkała się z ich protestem. Drogowcy tłumaczą, że chodzi o bezpieczeństwo uczniów.
Kluczowe fakty:
  • Krótka serwisowa ulica była nieoficjalnym, ale popularnym parkingiem dla nauczycielek. W tym miejscu unikały płacenia za postój w strefie płatnego parkowania. Szkoła nie ma swojego parkingu.
  • Drogowcy zamknęli uliczkę ze względu na bezpieczeństwo uczniów. Ich argumenty nie przekonują grona pedagogicznego.
  • Nauczycielki narzekają, że są skazane na auta, bo pracują w więcej niż jednej szkole oraz muszą wozić zeszyty, a "przewożenie tego bagażu środkami transportu publicznego byłoby niezwykle trudne, czasochłonne i fizycznie obciążające".
  • Sporne jest też kolorowe malowidło, które wymalowano na dawnej ulicy.

Szkoła Podstawowa numer 258 znajduje się przy ulicy Bertolta Brechta 8 na Pradze Północ. Jej filia znajduje się około 400 metrów dalej, przy skrzyżowaniu z Namysłowską. W tym miejscu, pomiędzy ulicą Brechta a budynkiem szkoły, przebiega 30-metrowa ulica serwisowa.

A właściwie przebiegała, ponieważ ostatnio została zagrodzona słupkami od strony Namysłowskiej (od Brechta była zabezpieczona już wcześniej). Z tego też powodu ulica nie pełniła już funkcji komunikacyjnej. W zasadzie jej jedynymi użytkownikami byli parkujący tam nauczyciele i nauczycielki z pobliskiej szkoły.

"Nauczyciele parkowali na jezdni serwisowej, tam nie było wyznaczonych miejsc parkingowych, więc w ten sposób unikali opłat za parkowanie w SPPN" - pisze Maciej Dziubiński z ZDM. "Naszą podstawową motywacją do zamknięcia jezdni serwisowej i uniemożliwienia tam parkowania była poprawa bezpieczeństwa zarówno dzieci jak i innych uczestników ruchu. Ruch samochodów na jezdni serwisowej pod szkołą był wskazywany przez rodziców jako jedno z głównych niebezpieczeństw dla dzieci" - dodaje.

W ten sposób powstał konflikt pomiędzy nauczycielami a ZDM i częścią rodziców. Po obu stronach opowiadają się radni dzielnicy. Wszyscy zainteresowani mają swoje obiektywnie trafne argumenty. Wszystkim w teorii zależy na tym samym - dobru dzieci i szkoły, a jednak pomimo tego nadal nie znaleziono rozwiązania satysfakcjonującego obie strony. Oprócz tego pozostaje kwestia malunku, który najpierw rozmazał się pod wpływem deszczu, a po odmalowaniu jest cały ubrudzony.

"Dzieci muszą być bezpieczne"

Jezdnia serwisowa przecinała ulicę Namysłowską tuż przed szkołą i ciągnęła się przez około 30 metrów do bramy prowadzącej na tyły budynku. Wjeżdżający na nią przecinali więc chodnik, po którym chodzili uczniowie.

Tego argumentu użyli drogowcy. - Manewry kierowców generują zagrożenie potrącenia dzieci i innych pieszych - zauważa Marek Dziubiński z ZDM. - Szczególnie niebezpieczne jest przecinanie przez kierujących autami trasy pokonywanej przez pieszych do i z nowego wejścia do szkoły, od frontu budynku, w bezpośrednim sąsiedztwie przejścia dla pieszych, z którego w godzinach 7.00-9.00 w dniu pomiarowym skorzystało 145 osób. Jest to również miejsce, w którym dzieci gromadzą się na spotkaniach przed lub między lekcjami - tłumaczy.

Jezdnia serwisowa przy ulicy Bertolta Brechta
Jezdnia serwisowa przy ulicy Bertolta Brechta
Źródło: Mateusz Mżyk/tvnwarszawa.pl

Na zlecenie ZDM malunek na jezdni serwisowej wykonała artystka Agnieszka Pietrzykowska z Fundacji Na Miejscu, która - jak czytamy na jej stronie internetowej - zajmuje się "kształtowaniem społecznego wymiaru przestrzeni".

- Działamy w duchu zapewnienia bezpieczeństwa i zwiększenia atrakcyjności terenów wokół szkół w miastach. Jeżeli ta przestrzeń ma taka być, to przynajmniej w najbliższym otoczeniu musi być wyłączona z ruchu samochodów - tłumaczy Magda Kubecka, jedna z działaczek fundacji. - Dzieci, wychodząc ze szkoły, muszą być bezpieczne i muszę mieć wokół tej szkoły miejsce, gdzie mogą spędzać czas. Podczas warsztatów zapytaliśmy je, w jaki sposób to robią i właśnie ta jezdnia serwisowa została wskazana jako miejsce, gdzie czekają na siebie nawzajem. To malowidło powstało, ponieważ dzieci powiedziały nam, że chcą tam czegoś atrakcyjnego, kolorowego - tłumaczy.

Radni podzieleni

Radnym, który w imieniu nauczycielek interweniował w tej sprawie, był Kamil Ciepeńko (Kocham Pragę). Jednocześnie zapewnia, że rozumie argumenty drogowców i fundacji.

- Nie chcę, żeby moje działania odbierane były jako atak na urzędników czy ideę. Zależy mi na znalezieniu kompromisu - mówi nam radny. - Moje dziecko chodzi do tamtej szkoły i całym sercem jestem za pomysłami mającymi zapewnić mu bezpieczeństwo. Nie miałbym pewnie żadnych uwag do tego pomysłu, gdyby ten teren był zwykłym nieużytkiem. Niestety nikt nie pomyślał, że był on wcześniej wykorzystywany przez nauczycieli - mówi Ciepieńko.

Po drugiej stronie sporu stanęła radna Wanda Grudzień (Lewica, Porozumienia dla Pragi), która od początku wspierała pomysł zagrodzenia jezdni serwisowej. Jak twierdzi, problem z bezpieczeństwem w tym miejscu jest realny i istnieje od dawna.

- Jeszcze zanim byłam radną, zwracali się do mnie mieszkańcy z uwagami, że tam jest niebezpiecznie. Samochody tam parkowały, a część kierowców skracała sobie tamtędy drogę do Namysłowskiej, ponieważ ulica Brechta jest jednokierunkowa. W tym celu najpierw od strony bramy zagrodzono jezdnię serwisową słupkami - przypomina Grudzień. - Przede wszystkim chodziło o bezpieczeństwo dzieci. Dochodziło w tej szkole do różnych incydentów i do ówczesnego wiceburmistrza zgłaszali się rodzice, informując, że największy problem z bezpieczeństwem na ulicy jest właśnie w filii przy ulicy Namysłowskiej - kontynuuje.

Muszą samochodami, bo wożą zeszyty

Po zamknięciu jezdni serwisowej kadra szkoły straciła możliwość darmowego parkowaniu w tym miejscu. Zostały im trzy możliwości. Pierwszą jest postój na wyznaczonych miejscach w strefie płatnego parkowania. Drugą opcją jest dojeżdżanie do pracy komunikacją miejską. Nauczyciele twierdzą, że to niewygodne, bo często pracują w więcej niż jednej szkole. Trzecim wyjście jest parkowanie możliwie najbliżej poza strefą płatnego parkowania. W pobliżu szkoły kończy się za ulicą Stefana Starzyńskiego, około 700 metrów stąd.

Auta zaparkowane na jezdni serwisowej
Auta zaparkowane na jezdni serwisowej
Źródło: Fundacja Na Miejscu

"Wielu z nas mieszka w odległych dzielnicach miasta, a dojazd komunikacją miejską wiązałby się z długą, wieloetapową podróżą, która w naszej sytuacji jest po prostu niewykonalna" - tłumaczą nauczycielki ze szkoły podstawowej numer 258 w stanowisku przesłanym redakcji.

Dalej narzekają, że muszą wozić zeszyty i sprawdziany. "Każdego dnia zabieramy ze sobą ciężkie torby wypełnione materiałami dydaktycznymi oraz zeszytami i ćwiczeniami, które sprawdzamy w domu po godzinach pracy. Przewożenie tego bagażu środkami transportu publicznego byłoby niezwykle trudne, czasochłonne i fizycznie obciążające, zwłaszcza przy konieczności kilkukrotnej zmiany środka transportu. Samochód pozostaje jedynym sposobem, aby dotrzeć do pracy na czas, dostarczyć niezbędne materiały, a następnie wrócić do domu z kolejną partią sprawdzianów, zeszytów i dokumentacji, którą musimy przygotować poza godzinami pracy" - dodają.

Podnoszą też, że często zostają po godzinach, prowadząc zajęcia wyrównawcze i przygotowując uczniów do konkursów.

Nie było miejsc dla wszystkich nauczycieli

Radny Ciepieńko uważa, że konsultacje społeczne są realizowane "z wyłączeniem opinii części społeczeństwa". Z tego wynikają problemy.

- Osoby odpowiedzialne za te działania nie wysłuchały pracowników szkoły, w wyniku czego ta grupa została poszkodowana. Przygotowałem interpelację, wysłałem wniosek do ZDM, wiem też, że rodzice przygotowali petycję do prezydenta Rafała Trzaskowskiego, były też pisma do dzielnicy i ZDM pisane przez samych nauczycieli. Nic jeszcze nie przyniosło efektu - opisuje Kamil Ciepieńko.

Zapytaliśmy przedstawicielkę Fundacji Na Miejscu, jak odnosi się do argumentów drugiej strony. Zapewniła, że nie ignoruje ich, ale wyżej stawia bezpieczeństwo uczniów.

- Dla mnie to jest ogromny dylemat, jak do tego podejść. Doskonale rozumiemy, że jest to grupa zawodowa bardzo niedofinansowana, a jednocześnie obecnie niewystarczająco doceniania społecznego. Tym bardziej jest kontrowersyjne, jeżeli tej grupie dokłada się problemów - mówi Magda Kubecka. - Z drugiej strony od samej dyrekcji usłyszeliśmy, że został tam stworzony precedens, bo te miejsca i tak nie wystarczały dla wszystkich nauczycieli. Wiem, że ZDM szukał jakiegoś rozwiązania korzystnego dla nauczycieli. Trzeba jednak zauważyć, że szkół jest mnóstwo, a nauczycieli są tysiące. Rzadko kiedy pracownicy mają zapewnione miejsca parkingowe. Gdyby wprowadzić jakieś specjalne rozwiązania dla nauczycieli, to zaraz odezwałyby się inne grupy, na przykład pielęgniarek, bo to też jest grupa poszkodowana, i zaraz upadłby cały pomysł płatnej strefy parkowania - zauważa.

Zaproponowali darmowy parking 500 metrów dalej. "Za daleko"

Pracując nad tekstem, dowiedzieliśmy się, że nauczycielki mają jeszcze czwartą opcję parkingową. Burmistrzyni Gabriela Szustek zaproponowała im miejsca parkingowe nieopodal Zespołu Szkół numer 33 przy ulicy Ratuszowej. Znajduje się to około 500 metrów od podstawówki.

- Nauczycielkom zaproponowano alternatywne, nieodpłatne miejsca parkingowe obok szkoły przy ulicy Ratuszowej, ale uznały, że to za daleko. Ta kwestia została ustalona z panią burmistrz. To byłoby rozwiązanie tymczasowe, nieidealne, bo te miejsca też będą szły do remontu - zdradza radna Wanda Grudzień. - Trzeba zrozumieć, że nauczyciele to jest bardzo ważny zawód, ale takie oczekiwanie, że w związku z tym panie nauczycielki będą mogły parkować w sposób nielegalny i niebezpieczny, jest trochę niefajne i podchodzi pod szantaż - krytykuje Grudzień.

Skontaktowaliśmy się z dyrekcją szkoły podstawowej numer 258, ale odmówiono nam komentarza.

- Na etapie przygotowania propozycji, dyrekcja szkoły nie zgłosiła zastrzeżeń do pomysłu uniemożliwienia parkowania na jezdni serwisowej - poinformował Marek Dziubiński z ZDM.

Szaraża radnego i rozmazana farba

Po raz pierwszy próba stworzenia malunku na powierzchni jezdni serwisowej odbyła się 25 września. Nie został on jednak dokończony. Powodem była pogoda oraz... akcja radnego Ciepieńki, który zastawił część miejsca swoim samochodem. - Zrobiłem to świadomie w geście solidarności z pracownikami szkoły - przyznaje.

Pomimo tego część malunku została wykonana. Jednak zanim farba wyschła, spadł obfity deszcz, który rozmazał to, co powstało.

- W związku z tym, że zanim wysechł, spadł obfity deszcz i rozmazał mokrą farbę, wykonawca ją zmył i dokończył malowidło w terminie 5 listopada. ZDM nie poniósł dodatkowych kosztów w związku z myciem rozmazanej farby i dokończeniem malowidła - zapewnia Maciej Dziubiński z ZDM. - Farba po wyschnięciu nie będzie rozmywana przez deszcz, natomiast z założenia jest to działanie tymczasowe, związane z prototypowaniem przestrzeni. Trwałość malowidła została przewidziana na minimum kilkanaście miesięcy - dodaje przedstawiciel drogowców.

Za wykonanie malunku Zarząd Dróg Miejskich zapłacił 4920 złotych, a środki pochodziły z projektu REALLOCATE. To projekt wspierany funduszami unijnymi, mający na celu transformację przestrzeni miejskiej w kierunku bardziej zrównoważonej i ekologicznej. Na działania w latach 2023-2027 Warszawa otrzymała z projektu ponad 300 tysięcy euro.

- Zarząd Dróg Miejskich ma dalsze plany na zagospodarowanie tamtej przestrzeni. Przede wszystkim mają zostać ustawione meble zewnętrzne, tak żeby można tam się było spotykać, usiąść, porozmawiać. Wiem, że analizowana była też kwestia nasadzeń roślinności, ale w tej kwestii nie zapadły jeszcze decyzje - mówi Magda Kubecka z Fundacji Na Miejscu.

Dziś malunek nie prezentuje się najlepiej, nie pomogły mu spadające liście, jesienna pogoda i piesi.

- To się wszystko wydarzyło na jesieni, gdy przyszły deszcze. Fundacja miała problem, żeby ten malunek dokończyć - przyznaje radna Grudzień. I zastrzega: - To jest początek zmian w tym rejonie. One od wielu lat były przez okolicznych mieszkańców postulowane. Zgadzam się, że niefortunnie wyszło od strony harmonogramowej, ale te zmiany są konieczne.

Ulice szkolne - trend z Europy Zachodniej

Członkowie Fundacji Na Miejscu w swoich działaniach odwołują się do powstających w Europie Zachodniej ulic szkolnych. Jak zaznaczają, działania na Pradze nie są pełnowymiarowym spełnieniem tej wizji, ale koniecznym minimum.

Typowe rozwiązanie ulic szkolnych dotyczy odcinków drogi w bezpośrednim sąsiedztwie szkół. Chodzi o miejsca, w których w związku z odwożeniem dzieci do szkoły chwilowo tworzy się intensywny ruch uliczny. Wprowadza się tam ograniczenie lub całkowity zakaz ruchu samochodów. Zwykle trwa to 15-30 minut w godzinach porannych i popołudniowych, kiedy dzieci zaczynają i kończą lekcje.

- Idea ulicy szkolnej, realizowanej na przykład w Paryżu, Lyonie czy Gdańsku, jest taka, żeby zminimalizować lub zamknąć ruch drogowy w okolicy szkół, szczególnie w tych godzinach, kiedy dzieci docierają do szkół, czy kończą lekcje - wyjaśnia Magda Kubecka. - Ma to na celu po pierwsze zwiększyć bezpieczeństwo uczniów, a po drugie polepszyć jakość powietrza. Samochody stojące na zapalonym silniku czy manewrujące emitują punktowo ogromne ilości spalin. Dla dzieci, szczególnie tych młodszych, które są niższe i wdychają powietrze bliżej ziemi, jest to szczególnie szkodliwe - tłumaczy.

Obecnie na świecie istnieje już ponad 1200 ulic szkolnych. W Europie tworzy się je między innymi we Francji, Włoszech czy Austrii. Jedna z pierwszych powstała w belgijskiej Gandawie.

Czytaj także: