O tej sprawie pisaliśmy w czwartek. Internautka poinformowała nas o porozrzucanych w okolicy Dworca Głównego kartach miejskich. Wciąż jednak nie udało się ustalić, kto odpowiada za ich wyrzucenie.
"To nie nasze"
- Dziękujemy za poinformowanie nas o tej sprawie. Karty miejskie zebraliśmy, nie było na nich zakodowanych biletów. W sumie było ich 3,5 tysiąca – mówi Igor Krajnow, rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego.
I dodaje: - Być może zostały ukradzione, a potem wyrzucone. A mogło się tak stać dlatego, że puste karty nie mają żadnej wartości. Nie można ich sprzedać- dodaje.
Oto pełne oświadczenie rzecznika ZTM:
Uprzejmie dziękujemy za przekazanie nam tego sygnału. Zaraz po jego otrzymaniu nasi pracownicy pojechali na miejsce i zabezpieczyli wszystkie rozrzucone karty miejskie. W sumie było ich ok. 3,5 tys. Na miejscu oprócz kart znaleźli również zafoliowane kartki pocztowe. Karty miejskie były czyste. Nie były na nich zakodowane bilety komunikacji miejskiej. Były to jednak karty gotowe do kodowania biletów (miały wgrane odpowiednie klucze). Oznacza to, że wcześniej musiały „przejść” przez ZTM. Stanowczo jednak twierdzę, że karty nie znalazły się tam z winy pracowników ZTM. Czyste karty kupujemy w przetargu (ostatni przetarg na ich zakup odbył się w 2010 roku). Następnie, po wgraniu odpowiednich kluczy trafiają one do operatorów systemu biletowego, którzy wcześniej zgłaszają zapotrzebowanie na konkretną liczbę kart. Po przekazaniu kart operatorom ZTM nie ma możliwości sprawdzenia co się dalej z tymi kartami dzieje. Z tego względu też nie jesteśmy w stanie ustalić dokładnie skąd te karty trafiły na ulicę. W ubiegłym roku przekazaliśmy operatorom 36 tys. kart. W tym roku jeszcze żadnej. Być może zostały ukradzione, a potem wyrzucone. A mogło się tak stać dlatego, że puste karty nie mają żadnej wartości. Nie można ich sprzedać.
Źródło zdjęcia głównego: fot. Agata/Kontakt24