Policja zatrzymała 57-latka w sprawie zabójstwa właściciela sklepu w Ząbkach. Jak przekazała prokuratura, mężczyzna planował ucieczkę do Norwegii. Usłyszał zarzut zabójstwa. Śledczy podają, że mężczyzna ostatecznie przyznał się do winy, a sąd zastosował wobec niego areszt.
Informację o zatrzymaniu mężczyzny potwierdziliśmy w prokuraturze. Jest on podejrzewany o dokonanie morderstwa 10 stycznia w Ząbkach. Chodzi o zabójstwo 67-letniego właściciela warzywniaka.
Zarzut zabójstwa
W sobotę Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga w Warszawie opublikowała komunikat w tej sprawie. Jak czytamy, do zatrzymania doszło w czwartek. Prokuratura zaznaczyła, że było to poprzedzone "żmudną, prowadzoną od kilkunastu dni, pracą prokuratorów i funkcjonariuszy policji". "Jednak dopiero dzięki powołanym przez prokuratora biegłym, w tym biegłemu z zakresu biologii udało się zidentyfikować, a następnie zatrzymać sprawcę tej wyjątkowo brutalnej zbrodni, którym okazał się być 57-letni mężczyzna czasowo zamieszkujący w Ząbkach" – zaznaczyła w komunikacie rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Katarzyna Skrzeczkowska.
Mężczyzna usłyszał zarzut.
"Prokurator przedstawił zatrzymanemu zarzut zabójstwa z zamiarem bezpośrednim pozbawienia życia pokrzywdzonego w związku z dokonaniem na jego osobie rozboju poprzez uderzanie pokrzywdzonego wielokrotnie w głowę nieustalonym narzędziem, czym spowodował rozległy uraz czaszkowo-mózgowy, który skutkował zgonem pokrzywdzonego" – zaznaczyła Skrzeczkowska.
"W toku śledztwa należy jeszcze wykonać szereg czynności procesowych, o których z uwagi na dobro postępowania nie możemy informować na tym etapie" – podsumowano w komunikacie.
Prokuratura: przyznał się, jest areszt
Początkowo - w sobotę rano - prokuratura podawała, że mężczyzna nie przyznał się i odmówił składania wyjaśnień. "Podejrzany był wielokrotnie karany za przestępstwa przeciwko życiu, zdrowiu i mieniu" – zaznaczyła rzeczniczka.
Jednak po południu w prokuraturze usłyszeliśmy, że 57-latek przyznał się do winy na posiedzeniu przed sądem. Poinformowała o tym również Polska Agencja Prasowa.
Skrzeczkowska podała z kolei, że decyzją sądu mężczyzna został aresztowany na trzy miesiące. Z ustaleń PAP wynika również, że 57-latek pytany przez sąd o swój stosunek do wniosku prokuratora z Prokuratury Rejonowej w Wołominie w kwestii aresztu powiedział, że chce zostać osadzony. Prokurator argumentował wniosek m.in. grożącą podejrzanemu surową karę dożywotniego pozbawienia wolności, obawą matactwa oraz ukrywania się.
Z ustaleń śledczych wynika też, że podejrzany przez wiele lat mieszkał za granicą. "W dniu zatrzymania planował ucieczkę do Norwegii" – poinformowano w komunikacie.
"Mówimy o ogromnym zaskoczeniu osoby zatrzymanej"
Również w sobotę okoliczności zatrzymania opisał na konferencji prasowej rzecznik Komendy Stołecznej Policji Sylwester Marczak.
Podkreślił, że w zatrzymaniu brali udział policjanci z Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw KSP. - Do samego zatrzymania doszło na ternie Ząbek. W tym przypadku mówimy o ogromnym zaskoczeniu osoby zatrzymanej. Nie spodziewała się policjantów. Świadczy o tym to, że przygotowywała się do wyjazdu, który miał nastąpić wczoraj. Ta osoba udawała się do jednego z krajów skandynawskich – relacjonował policjant.
Podkreślił, że policjanci zabezpieczyli wcześniej "ogrom śladów, które okazały się kluczowe w tej sprawie". Klamrą, która wszystko spięła okazały się badania biologiczne, o których mówiła prokuratura.
- Oprócz tego zaskoczenia, to podkreślmy, że osoba zatrzymana była wielokrotnie notowana m.in. za poważne czyny. Mówimy tutaj o zbrodni usiłowania zabójstwa w latach 90. na terenie Mazowsza. W tym przypadku mamy również inne notowania: za przestępstwa przeciwko mieniu. Osoba ta często miała podawać się za funkcjonariusza policji – wymienił Marczak. - Jest to osoba, która pochodzi z Wyszkowa. W ostatnim okresie nie miała stałego miejsca zamieszkania. Przebywała w różnych miejscach, m.in. bardzo często przebywała za granicą. Krótki okres przebywania to są m.in. Ząbki, ale odbył też wiele lat pozbawienia wolności – dodał.
Rzecznik KSP odniósł się też do informacji - jak wskazał - o rzekomych błędach w prowadzeniu sprawy. - Wydział do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw współpracował z policjantami z Wołomina, którzy wykonali świetną robotę, jeśli chodzi o zabezpieczenie śladów. To przyczyniło się w istotny sposób do rozwiązania tej sprawy – mówił Marczak.
- Tutaj musimy zwrócić uwagę na taktykę prowadzenia czynności. Kiedy przyjeżdżamy na miejsce i mamy do czynienia z osobą ranną, pierwsze czynności, które powinny być wykonane to są czynności ratujące życie. Priorytetem są tutaj działania służb ratunkowych. Bardzo często służby ratunkowe przy tego typu działaniach uszkadzają różnego rodzaju ślady, m.in. osmologiczne pozostawione na miejscu i to jest normalna rzecz. Tak powinno być dlatego, że życie ludzkie jest dla nas najważniejsze. Żeby pies tropiący podjął jakikolwiek ślad, musimy znaleźć trop, coś, co będzie początkiem do dalszych działań. Tego tutaj nie było, takich śladów nie było – podkreślił policjant.
Wcześniej informację o zatrzymaniu podejrzewanego podały wyborcza.pl, a także Polska Agencja Prasowa. Jak przekazała PAP, przesłuchanie mężczyzny rozpoczęło się w piątek około godziny 17.
Zmarł w szpitalu
Do ataku na 67-letniego właściciela sklepu doszło przy ulicy Powstańców w Ząbkach. Brutalnie pobity mężczyzna w wyniku odniesionych obrażeń zmarł w szpitalu. Jak mówiła policja, został zaatakowany we własnym sklepie - warzywniaku, a napastnik uciekł.
Jak opisywaliśmy na tvnwarszawa.pl, przejeżdżające obok sklepu małżeństwo zauważyło, że w warzywniaku "ktoś się szarpie". Zaalarmowali policję, jednak sprawca uciekł. Sprawą na początku zajmowali się policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Wołominie, jednak kilka dni później dochodzenie przejął wydział zabójstw w Komendzie Stołecznej Policji.
W trakcie poszukiwań sprawcy funkcjonariusze apelowali między innymi do kierowców, którzy poruszali się 10 stycznia między innymi ulicami Powstańców, Maczka, Złota i Podleśną w godz. 17-19, o przekazanie nagrań z rejestratorów.
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl