Zapalają znicze. Zostawiają laurki. Ktoś przystaje, kiwa głową z niedowierzaniem. Jeśli rozmowy na ulicach, to tylko o tym. Pan Stanisław z warzywniaka nie żyje. - Dlaczego? - pytają w Ząbkach. Służby opowiadają: nie znamy motywu. Ale prawdopodobnego mordercę mają już wytypowanego.
Piątek, świątek i niedziela, zawsze otwarte. Jak zabrakło warzyw do obiadu, na pana Stasia można było liczyć. W ostatnią niedzielę też miał otwarte do późna. Zamknąłby koło 19, jak zwykle. Później poszedłby do domu albo na spacer z swoim psem Lolkiem, który towarzyszył mu w warzywniaku niemal codziennie. W niedzielę też był.
Ale ktoś zaatakował.
Małżeństwo, które przejeżdżało akurat obok pawilonu przy Powstańców Śląskich, zauważyło w witrynie dwie szarpiące się postacie.
Telefon na policję.
Pana Stasia nie udało się uratować. Zmarł w szpitalu. Służby szukają mordercy do dziś.
Pierwszy
Ząbki otrzymały prawa miejskie w 1967 roku. Po 1969 wybudowano pierwsze bloki - w rejonie ulic Stefana Batorego i Wojska Polskiego. Miasto zaczęło się rozbudowywać. Wzdłuż Powstańców powstawały osiedla. Nowi mieszkańcy nie musieli długo rozglądać się za warzywniakiem. Pan Stanisław już tam był.
Agnieszka: - Ulicy nie było, a warzywniak u Stasia już tak. Prowadził ten zieleniak chyba osiemnaście lat. Wtedy nigdzie jeszcze kartą nie można było płacić, a u Stasia tak.
Anna: - A nawet jak człowiek nie miał pieniędzy przy sobie, to dał na kredyt. I to bez pisania. Mówił "proszę" i wybrać pozwolił. Miał bardzo dobre jajka i ogórki kiszone. Jabłka. Bardzo duży wybór. Każdy produkt świeży. I kwiaty miał, wszystko miał, kto co chciał.
Lolek
Biznes prowadził z żoną. Bardzo się kochali. Gdy odeszła - kilka lat temu - długo nie mógł sobie z tym poradzić. Ale w końcu stanął na nogi. W układaniu towaru pomagał mu już wtedy wnuk. Nieco już obskurny barak zamienił na nowy, większy pawilon. Za to zlikwidował terminal do płacenia kartą.
I dalej pracował siedem dni w tygodniu. Kiedy nie było klientów, słuchał muzyki i oglądał informacje na małym telewizorze. Towarzyszył mu Lolek. Krystyna: - Biały piesek, przyjazny. Nie atakował, nie był żadnym zagrożeniem. Czasami z wnuczkami go odwiedzałyśmy.
Bogusław: - Duże psisko, ale dzieciaki go zagłaskały. Nie był groźny. Ktoś się zorientował, że nie obroni pana Stasia, przyszedł dwa razy do sklepu, już wiedział.
Kiedy pan Stanisław leżał nieprzytomny na podłodze, Lolek był przy nim.
Włodek widział pana Stanisława jeszcze w niedzielę. Przyznaje, że zakupy robił rzadko. Częściej zachodził, żeby porozmawiać. - Chyba że nam zabrakło pomidorka do obiadu. Dobry człowiek. Pogadać lubił. Swój. Nie wiem, komu się naraził - mówi. A za chwilę się reflektuje: - Chociaż ciężko powiedzieć, że komuś naraził. To raczej wyskok bandycki. Na picie albo narkotyki, starszy człowiek to łatwy łup. Bo jak inaczej to wytłumaczyć?
Znicze
Otwierał z samego rana. W poniedziałek rano klienci zobaczyli kartkę z napisem: "Sklep zamknięty. Przepraszamy".
Zmroziło ich, gdy zaczęły pojawiać się znicze.
Anna: - Pomyślałam, może ktoś nagle zmarł. Na ulicy. I usłyszałam, że zamordowali. Szok.
Krystyna: - Dowiedziałam się w poniedziałek, jak wyszłam rano na miasto. Bardzo przeżyłam tę historię. W taki sposób? Żeby taki dobry człowiek zakończył swoje życie?
Do Ząbek przeprowadziła się w czerwcu, ale pana Stanisława już zdążyła dobrze poznać. Jak zobaczyła, że przed pawilonem ustawiają się kolejki, pomyślała, że towar musi być świeży. I już tylko u niego kupowała owoce i warzywa. - Bardzo sympatyczny, ze wszystkimi rozmawiał, przychylny, miał duży wybór. Jeżeli czegoś nie miał, a ludzie potrzebowali, to zamawiał. Ja na przykład potrzebowałam aronii. Nie miał. Umówiliśmy się, że pojedzie na giełdę i zamówi. Tak było - wspomina.
Krew
Policjanci znaleźli go w kałuży krwi. Żył. W warzywniaku nie było nikogo innego. Zniknęła też gotówka z kasy. Ile? Policja nie wie.
Tomasz Sitek, oficer prasowy policji w Wołominie, relacjonuje sucho: - Zaatakowany we własnym sklepie. Został przewieziony do szpitala. Po kilku godzinach otrzymaliśmy informację, że poszkodowany zmarł. I dalej standardowo: - Policjanci z komisariatu w Ząbkach oraz funkcjonariusze wydziału kryminalnego Komendy Powiatowej Policji w Wołominie prowadzą czynności w tej sprawie
Śledztwo prowadzi również prokuratura. Służby mają już dokładny rysopis potencjalnego sprawcy. Ale kiedy pytam o motyw, przyznają: - Nie mamy pojęcia.
- U nas też się żyje tą sprawą. Pana Stanisława znało wielu naszych pracowników, są w szoku - przyznaje jeden ze śledczych.
Dlaczego?
Na klamce do warzywniaka pana Stanisława ktoś zawiesił białe tulipany. Na schodku stoją dwa duże znicze: "Kochanemu tacie". "Kochanemu dziadkowi". Obok setki innych. Światełek przybywa. Dzieci przynoszą laurki. Piszą: "Panie Stasiu, aniołki będą pana pilnować". Albo: "Spoczywaj w pokoju nasz niedzielny aniele, jak coś w domu zabrakło". Zostawiają też obrazki dla Lolka.
Ich rodzice pytają: kto zabił? Obok warzywniaka działa sklep rybny. Pracuje w nim młody mężczyzna. Dopiero co zaczął, ale pana Stanisława zdążył poznać. - Jedna rzecz zwróciła moją uwagę. Kiedy poszedłem rozmienić sto złotych, wyjął z kieszeni ładnych kilka tysięcy. Może ktoś inny też to zauważył? - zastanawia się. - Ale jeżeli miałaby to być tylko kradzież, to dlaczego zginął człowiek?
Inni mają swoje teorie: - To musiałby być ktoś, kto znał tego człowieka. To musiał być ktoś, dla kogo nawet drobne pieniądze są ważne. Człowiek, który nie miał sumienia. Przypuszczam, że nie miał sumienia! Bo kto idzie zabić drugiego człowieka po to, żeby niewielkie pieniądze uzyskać? - pyta starsza kobieta.
Za warzywniakiem kilkadziesiąt skrzynek. Obok całkiem zaśnieżony samochód dostawczy. W okolicy jeszcze kilka pawilonów z automatami. Anna wskazuję na budę, która jest rozbierana. - Tam były gry hazardowe. Następna buda za warzywniakiem, tam też jest hazard. To jest miejsce, gdzie przychodzą różni ludzie, niekoniecznie przyzwoici. Pewnie dla paru groszy go zamordowali.
- Ludzie się boją - dodaje. I zaznacza, że ostatnio na ulicy Powstańców naliczyła trzydzieści sklepów monopolowych.
Statystyka
Od początku roku w Ząbkach zginęły dwie osoby. Do pierwszego zabójstwa doszło w noc sylwestrową, gdy 26-latek zadał cios nożem 23-latkowi, po którym ten zmarł. Kilka dni później doszło do napadu na pana Stanisława.
Ale policja uspokaja. - W roku 2020 w porównaniu do roku 2019 w Ząbkach stwierdzono o 140 przestępstw mniej (533 do 673) - mówi Tomasz Sitek. - Wykrywalność kształtowała się na poziomie 43,66 procent, to jest o 6,82 procent więcej niż w roku 2019 - dodaje.
Przekazuje także szczegółowe dane. W 2020 roku w porównaniu do 2019 stwierdzono o 49 mniej kradzieży z włamaniem (74 do 123), o 39 mniej kradzieży cudzej rzeczy (156 do 195), o 11 mniej kradzieży samochodów (24 do 35), o 3 mniej uszkodzeń rzeczy (56 do 59), o 2 mniej rozbojów (2 do 4) oraz o jedną bójkę i pobicie mniej (0 do 1). Wzrost policjanci odnotowali jedynie w uszczerbku na zdrowiu - w 2020 roku zgłoszono 12 tego typu zdarzeń, a w 2019 - 8.
W Ząbkach etatowo pracuje 36 funkcjonariuszy, który mają do dyspozycji sześć radiowozów. - Na terenie miasta każdej doby służbę pełnią co najmniej dwa partole prewencji plus funkcjonariusze Wydział Ruchu Drogowego, zarówno w radiowozach oznakowanych, jak i nieoznakowanych, w tym z wideorejestratorem, funkcjonariusze Wydziału Kryminalnego KPP Wołomin oraz Ogniwa Wywiadowczo-Patrolowego KPP Wołomin. Służby patrolowe na terenie miasta Ząbki są również wspierane przez funkcjonariuszy Oddziałów Prewencji KSP i Straży Miejskiej w Ząbkach - wylicza.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter, tvnwarszawa.pl