Ojciec dziewczynki, która w środę urodziła się na dworcu Warszawa Śródmieście, mówi TVN24, że poród dziecka planowo miał się odbyć kilka dni wcześniej. Skurcze zaczęły się niespodziewanie w pociągu. - Wiedzieliśmy, że nie dojedziemy do szpitala – relacjonuje. I chwali służby za pomoc w niecodziennej akcji.
- Byliśmy kilka dni po terminie, z tym że nic takiego spektakularnego się nie działo – opowiada Paweł Nowicki, ojciec dziewczynki, która przyszła na świat na dworcu. Rodzice dali dziecku na imię Maja. Według pana Pawła, zarówno córka, jak i mama są zdrowe. - W pociągu skurcze zaczęły się nasilać. Na wysokości stacji Warszawa Zachodnia żona była już w porodzie i nie było z nią kontaktu. Wtedy wiedzieliśmy już, że nie dojedziemy do szpitala – relacjonuje.
I dodaje, że pogotowie przyjechało szybko, jednak już po narodzinach dziecka. - Na dworcu zdążyłem rozpakować torby, wyciągnąć pieluszki i ręczniki. Bardzo szybko podeszli do nas policjanci i straż ochrony kolei, oni odgrodzili nas od gapiów, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni – dziękuje ojciec Mai.
Od momentu, kiedy 33-letnia kobieta wyszła z pociągu, do przyjścia dziecka na świat minęło raptem 15 minut. - Przyszła na świat z kopyta - podsumowuje Nowicki.
"Mąż poinformował, że żona rodzi"
- Patrolowaliśmy dworzec Śródmieście, usłyszeliśmy krzyk kobiety. Zobaczyliśmy, że leży, na kolanach. Podbiegliśmy – opisywał w czwartek Roman Jaworski, policjant, który brał udział w nietypowej akcji.
Jak dodał, przy ciężarnej był mąż, który poinformował, że jego żona właśnie rodzi. Na miejsce zostało już wezwane pogotowie, a policjanci odgrodzili rodzącą od podróżnych, po czym pomogli mężczyźnie rozłożyć ręcznik. - Jedna z pań podała szal, którym pracownicy ochrony osłonili rodzącą kobietę – opowiadał z przejęciem sierżant Konrad Malantowicz, drugi z policjantów, który był na miejscu.
Po wszystkim matka i córka zostały przetransportowane do szpitala.
mn/b