Niemal każdy skrawek Dworca Centralnego jest zajęty przez uchodźców z Ukrainy. Na podłodze rozłożyli karimaty, koce, kołdry, walizki służą za stoliki do jedzenia. Niektórzy spędzili w ten sposób już kilka dni. Brakuje środków czystości, a także - co powtarza wielu wolontariuszy - odgórnej koordynacji działań. W punkcie medycznym nie ma lekarza, pomocy udzielają studenci medycyny.
O trudnej sytuacji na Dworcu Centralnym piszemy na tvnwarszawa.pl od dwóch dni. Osoby uciekające przed rosyjską inwazją do Polski niemal całkowicie opanowały zarówno parter hali głównej, jak i antresolę dworca. Pomiędzy nimi uwijają się wolontariusze, którzy wskazują drogę do toalet, oferują ciepłe napoje i posiłki. Działa też punkt medyczny. W pomieszczeniu poczekalni na górnej kondygnacji urządzono pomieszczenie dla kobiet z dziećmi.
"Sytuacja jest ekstremalnie trudna"
We wtorek sytuację na dworcu obserwował reporter tvnwarszawa.pl Artur Węgrzynowicz. - Cała hala główna, każdy jej metr, jest zajęty przez uchodźców. Są to przede wszystkim kobiety z dziećmi w różnym wieku oraz seniorzy. Na antresoli porozkładane są karimaty, koce i kołdry. Niektórzy czekają tu dwa, trzy a nawet pięć dni. Większość tych, z którymi rozmawiałem czeka na pociąg, aby jechać dalej. Podłoga dworca to miejsce zabawy, betonowe schody służą do siedzenia, a walizki jako stoliki do jedzenia. Sytuacja jest ekstremalnie trudna, widok jest przygnębiający - opisuje. Pomimo że w hali dworca jest nieco cieplej niż na zewnątrz i tak osoby przebywające w środku muszą być ubrane w kurtki.
Naszemu reporterowi udało się porozmawiać z osobami, które koczują w hali nawet kilka dni. Jak mówi Węgrzynowicz, pomimo trudnych warunków, starają się nie tracić pogody ducha. - Rozmawiałem z Witalijem z Berdyczowa, który do Warszawy dotarł z dwójką dzieci i żoną. Ma bilet na pociąg do Berlina za dwa dni. Jego żona w drodze do Warszawy zostawiła w pociągu torbę. Ku ich zaskoczeniu bagaż udało się odnaleźć w tutejszym biurze rzeczy znalezionych - opowiada.
Reporter tvnwarszawa.pl rozmawiał też z małżeństwem z Charkowa, które do Warszawy dotarło z dwojgiem dzieci w wieku 8 i 14 lat. Na Centralnym są już trzecią dobę - czekają na pociąg, którym będą mogli przedostać się do Niemiec. - Mężczyzna opowiadał mi, że nad jego domem przeleciał samolot, który zrzucił bombę. Jego dom został zniszczony - relacjonuje.
W punkcie medycznym nie ma lekarza
Choć 14 z 16 dostępnych kas na dworcu jest otwarta, to i tak przed okienkami stoi niekończący się tłum. Kolejki ustawiają się również przed punktami zorganizowanymi przez urząd wojewódzki. - W jednym z nich uchodźcy mogą uzyskać wszystkie podstawowe informacje. Kiedy byłem na dworcu, otworzył się również drugi punkt. Jak się dowiedziałem, tam prowadzone są zapisy na wyjazd autobusem do Berlina. Takich autokarów ma być około pięciu, sześciu dziennie - powiedział nasz reporter.
Z wieloma problemami muszą mierzyć się również osoby pracujące w punkcie medycznym, zorganizowanym oddolnie przez wolontariuszy w holu głównym. - Pomocy zgłaszającym się do niego uchodźcom udzielają studenci szóstego roku Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Gdy zapytałem, czego im brakuje, powiedzieli, że przede wszystkim lekarza. Jak mówią, zgłaszają się do nich osoby z różnymi dolegliwościami: od infekcji po przewlekłe choroby. Te osoby potrzebują leków, a wszystkie leki, opatrunki zostały przyniesione tutaj przez osoby prywatne - opowiada Artur Węgrzynowicz.
Każdy pomaga, jak może. Piotr i Julia przyszli na dworzec, aby rozdawać ludziom nawilżone chusteczki. Chętnych nie brakuje, bo na dworcu brakuje sanitariatów, w których można się odświeżyć. Piotr i Julia pomagają nie tylko ludziom. Mają ze sobą miskę z wodą i przekąski dla zwierząt.
Artur Węgrzynowicz usłyszał od co kilku wolontariuszy, że póki co, jedzenia jest pod dostatkiem, ale zaczyna brakować środków higienicznych, przede wszystkim pasty do zębów i mydła. - Wszyscy zgodnie podkreślają, że brakuje również odgórnej koordynacji - podkreśla nasz reporter.
W poniedziałek po południu spółka PKP SA poinformowała, że toalety na wszystkich dworcach kolejowych w Warszawie są udostępniane wszystkim pasażerom za darmo. "Dotyczy to także toalet, na których znajdują się bramki. Ze względów sanitarnych związanych z utrzymaniem porządku bramki (kołowrotki) nie zostały otwarte, ale obsługa toalet umożliwia wejście bez ponoszenia opłat" - podano. Artur Węgrzynowicz potwierdził to, ale zwrócił uwagę, że przed południem co najmniej dwie toalety były na Dworcu Centralnym nieczynne.
Z jednym z wolontariuszy rozmawiał również reporter TVN24 Arkadiusz Wierzuk. - Nikt nie był na to gotowy. Dworzec zazwyczaj nie przyjmuje takiej liczby osób. Super się stało, że ludzie zaczęli oddolnie pomagać, przynosić kanapki, herbatę w termosach. Z czasem to opanowaliśmy. Były lepsze i gorsze momenty. Ale teraz już będzie tylko lepiej - mówi Michał Wilczewski. - Właśnie rozkładamy namiot gastronomiczny na parkingu od strony hotelu Marriott. W namiocie będą profesjonalne cateringi wspomagane przez restauracje - mówi wolontariusz.
Chodzi o namiot, którego otwarcie zapowiedziała w poniedziałek spółka PKP SA. Jak przekazał nam po godzinie 11 Artur Węgrzynowicz, robotnicy dopiero stawiają jego konstrukcję.
Nasz reporter dopatrzył się miłego akcentu. Z okazji Dnia Kobiet pracownicy jednej z firm, która ma biuro przy ulicy Pięknej, przyszli na halę główną, aby rozdawać kobietom i dziewczynkom tulipany.
Pseudotaksówkarze żerują na uchodźcach?
Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych zwrócił uwagę na inny problem. Organizacja opublikowała na Facebooku informację o pseudotaksówkarzach stojących przed Dworcem Centralnym, oferujących uchodźcom transport.
"Wyglądają jak normalne taksówki, zapraszają uchodźców z Ukrainy do środka i z uśmiechem na twarzy proponują podwiezienie. Gdy rodzina uchodźców jest już w środku wpada w pułapkę. Na małej karteczce w takiej pseudotaksówce jest bowiem wypisany cennik, z którego wynika, że za podróż na terenie Warszawy trzeba zapłacić od 800 do 1500 złotych" - poinformował ośrodek.
"Nieświadomi ludzie, wymęczeni ucieczką przed wojną i nieznający polskich realiów wsiadają do takiej pseudotaksówki są wykorzystywani. Gdy okazuje się, że nie mają tak wielkiej kwoty na opłacenie przejazdu są straszeni przez takiego zdeprawowanego kierowcę tym, że będą mieli problemy z policją" - ostrzega OMZRiK.
- Do tej pory nie mieliśmy zgłoszeń od osób oszukanych w ten sposób. Jeśli takie zgłoszenie do nas trafi, na pewno go nie zbagatelizujemy i będziemy reagować - powiedział nam Robert Szumiata, oficer prasowy Komendy Rejonowej Policji Warszawa-Śródmieście.
Atak Rosji na Ukrainę - oglądaj wydanie specjalne w TVN24 GO:
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz/tvnwarszawa.pl