Z mostu Śląsko-Dąbrowskiego zniknęła tablica upamiętniająca żołnierzy Armii Krajowej, którzy brali udział w zamachu na Franza Kutscherę, "kata Warszawy". Stołeczny ratusz napisał o kradzieży i zgłosił sprawę na policję. Niedługo później poinformował, że tablica się znalazła i trafiła do Muzeum Wojska Polskiego. Po południu rzecznik placówki potwierdził, że została ona dostarczona do jednego z oddziałów placówki. Rozmawialiśmy z mężczyzną, którzy przyznał się do zdjęcie tablicy. - To nie była kradzież, to była chęć zrobienia czegoś pożytecznego - zapewnił.
Informacja o kradzieży została podana w piątek rano na oficjalnym profilu miasta w mediach społecznościowych. "Warszawianki i warszawiacy! z Mostu Śląsko-Dąbrowskiego skradziono tablicę upamiętniającą żołnierzy Armii Krajowej. Sprawa została zgłoszona na Policję, ale bardzo Was prosimy o pomoc w odnalezieniu tablicy" - zaapelował stołeczny ratusz.
Tablica znajdowała się na północnej balustradzie mostu, w pobliżu praskiego wybrzeża. Była hołdem dla żołnierzy oddziału specjalnego Kedywu Komendy Głównej Armii Krajowej: Zbigniewa Gęsickiego ps. Juno i Kazimierza Sotta ps. Sokół z kompanii "Pegaz" (późniejszy batalion Parasol). Obaj utonęli w Wiśle po akcji "Kutschera" w lutym 1944 roku, czyli zamachu na dowódcę SS i policji dystryktu warszawskiego Franza Kutscherę, zwanego "katem Warszawy".
Miejsce po tablicy zostało zabezpieczone biało-czerwoną barierą. Wicedyrektorka Zarządu Dróg Miejskich Karolina Gałecka napisała na Twitterze, że 12 stycznia zajęło się tym pogotowie drogowe. "Sprawę przekazaliśmy do właściciela tablicy Zarządu Praskich Terenów Publicznych" - dodała.
Ratusz: tablica została odnaleziona
Po godzinie 9.30 zastępczyni rzeczniczki ratusza Marzena Wojewódzka przekazała w rozmowie z tvnwarszawa.pl, że po publikacji postu urzędnicy otrzymali informację o grupie rekonstrukcji historycznej, która miała zdjąć tablicę.
- Tablica została przekazana do Muzeum Wojska Polskiego do renowacji. Natomiast do tej chwili ani do urzędu miasta, ani urzędu dzielnicy na Pradze Północ, który zgłosił sprawę policji, nie wpłynęło żadne oficjalne pismo w tej sprawie. O zamiarze zdjęcia i renowacji tablicy nie wiedziały też środowiska powstańcze czy Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej oraz stołeczny konserwator zabytków - zaznaczyła Wojewódzka.
- Uważamy, że nasza reakcja, by poinformować o sprawie w mediach społecznościowych, była adekwatna i słuszna. Tablica jest dziedzictwem wspólnym nie tylko dla mieszkańców Warszawy, ale dla całej Polski. Informacje o planach renowacji takich obiektów powinny być przekazywane do odpowiednich jednostek - dodała.
"Na szczęście tablica jest już odnaleziona" - czytamy na oficjalnym profilu Warszawy na Twitterze.
Muzeum: zdjęta bez naszej wiedzy
O odniesienie się do tej sprawy poprosiliśmy rzeczniczka Muzeum Wojska Polskiego. - Na ten moment mogę zapewnić, że nikt do naszego muzeum tablicy nie przynosił i na pewno u nas się ona nie znajduje. Jesteśmy tak samo zaskoczeni tą kradzieżą jak państwo - powiedział nam początkowo Sebastian Warlikowski z MWP.
Kilka godzin później udało się jednak namierzyć zaginiony przedmiot. - Okazało się, że tablica została przyniesiona przez jednego z członków grupy rekonstrukcji historycznej do Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej na Sadybie (to oddział MWP - red.) - przekazał Warlikowski. Jak podkreślił, pracownicy placówki są w tej sprawie w kontakcie z policją. - Tablica została zdjęta bez naszej wiedzy i bez konsultowania tego z nami. Po raz pierwszy w historii muzeum wydarzyła się taka sytuacja - zaznaczył. - Stwierdziliśmy jednak, że z racji tego, że zbliża się rocznica akcji "Kutschera", podejmiemy się pracy renowacyjnej. Tablica została już zakonserwowana, a w tym momencie nakładany jest środek antykorozyjny. Jako Muzeum Wojska Polskiego zobowiążemy się do tego, że odwieziemy tablicę i zamontujemy ją z powrotem na moście - zapewnił.
Jak przekazała nam komisarz Monika Trzcinka z Komendy Rejonowej Policji Warszawa VI na Pradze Północ, funkcjonariusze potwierdzili już, że tablica faktycznie znajduje się w Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej. - Wyjaśniamy okoliczności zdjęcia jej z mostu Śląsko-Dąbrowskiego - dodała.
Kto zdjął tablicę z mostu Śląsko-Dąbrowskiego?
Do zabrania tablicy z mostu Śląsko-Dąbrowskiego przyznał się Włodzimierz Panak z Zarządu Społecznego Komitetu Opieki nad Grobami Poległych Żołnierzy Batalionu "Zośka" i "Parasol". - Od dłuższego czasu usiłowaliśmy zainteresować kogokolwiek w kwestii tejże tablicy. Jakiś czas temu została ona zdewastowana. Pierwotnie była brązowiona na wierzchu i żeliwna w środku. Ktoś pociągnął ją srebrzanką, spod której zaczęła wychodzić rdza, widoczne były włosy z pędzla. Wyglądało to niegodnie - powiedział tvnwarszawa.pl.
Mężczyzna stwierdził, że członkowie komitetu od trzech lat próbowali ustalić, kto jest właścicielem tablicy. W miejskich instytucjach niczego jednak nie wskórali. Jak wyliczał, kontaktowano się między innymi z Zarządem Dróg Miejskich i Biurem Stołecznego Konserwatora Zabytków. - Nikt się do tej tablicy nie chciał przyznać. Uznałem, że przyszedł czas, by zrobić z nią porządek, bo zbliża się kolejna rocznica akcji "Kutschera". Było mi wstyd, jak ona wygląda. Znalazłem ludzi, którzy zajmują się profesjonalną renowacją i działają przy muzeum - wyjaśnił.
- Nie ukrywam, że to co się działo, było moją samowolką. Zdemontowałem tę tablicę, któregoś dnia, ponieważ formalności zbyt długo trwają. To mój błąd. Nie przemyślałem do końca sprawy i nie wziąłem pod uwagę tego, co może się stać - przyznał.
Jak zapewnił Panak, gdy dowiedział się o piątkowym poście ratusza, sam zgłosił się na policję. - To nie była kradzież, to była chęć zrobienia czegoś pożytecznego. Tak to widziałem. Chciałbym przeprosić wszystkich, którzy zmartwili się tym, że ta tablica zniknęła. Jest mi przykro, że tylu ludzi musiało w związku z tym podjąć pewne kroki - zaznaczył. - Jestem niezmiernie wdzięczny dyrektorowi Muzeum Polskiej Techniki Wojskowej Jakubowi Wojewodzie, że zgodził się na renowację tablicy. Niezależnie od tego, jakie będą konsekwencje tego zdarzenia, mam poczucie, że ta tablica będzie wyglądała jak należy - podsumował nasz rozmówca.
Stołeczny konserwator zabytków pisze o samowolce
Do sprawy odniósł się przed południem stołeczny konserwator zabytków Michał Krasucki. "To kolejny przykład samowolnych, oddolnych działań konserwatorskich. Mam nadzieję, że 'konserwator' nie rozpoczął jeszcze prac" - napisał na Facebooku.
"Na przyszłość - jeśli komukolwiek przyjdzie do głowy konserwować jakiś miejski 'zabytek', pomnik, tablicę to proszę o wcześniejszy kontakt z właścicielem, albo nawet z Biurem Stołecznego Konserwatora Zabytków" - zaapelował.
Zamach na "kata Warszawy"
Franz Kutschera pojawił się w okupowanej Warszawie jesienią 1943 roku. Oznaczało to nasilenie się represji wobec ludności cywilnej - łapanek, ulicznych egzekucji i obwieszczeń zapowiadających rozstrzelanie kolejnych Polaków w odwecie za akcje sabotażowe i likwidacyjne podziemia. Represjami chciał złamać warszawiaków i zdyskredytować w ich oczach ruch oporu.
Reakcją Polskiego Państwa Podziemnego był wyrok śmierci na Kutscherę. Rozkaz wydał generał August Fieldorf "Nil". W akcji likwidacyjnej wzięło udział 12 osób ze specjalnego oddziału Kedywu. Kutschera został zastrzelony 1 lutego 1944 roku w Alejach Ujazdowskich, w drodze z domu przy alei Róż do siedziby dowództwa SS. W trakcie zamachu ranionych zostało czterech jej uczestników, dwóch z nich zmarło kilka dni później. Natomiast podczas ucieczki zginęli "Juno" i "Sokół", którzy zostali otoczeni przez Niemców na moście Kierbedzia. Obaj skoczyli do Wisły, ginąc w jej nurtach.
Stąd tablica w tym nietypowym miejscu. Wisiała na balustradzie od lat 50. ubiegłego wieku.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Urząd m.st. Warszawy / Facebook